Kill Cipher przede wszystkim był znudzony.
Przeglądał albumy i nie potrafił wydusić z siebie nawet odrobiny czegoś innego. Wiedział, że powinien być smutny. Jego — teraz już była — żona była. Wciąż do niego dzwoniła i wypłakiwała się przez długie godziny, aż zasypiała z telefonem koło ucha. Kill zaś wysłuchiwał jej, kiwał głową, jakby mogła to zobaczyć i na koniec rozłączał się, wracając do swoich zajęć.
W zasadzie — nigdy nie chciał mieć dziecka. Żony też nie.
Nigdy nie ciągnęło go do romantycznych relacji. Choć, jako dziecko, bardzo się starał — nie potrafił się zakochiwać. Nie czuł tych wszystkich motylków, rumieńce nie pokrywały mu policzków, a słowa nie przypominały bełkotu, gdy rozmawiał z kimś atrakcyjnym. Bo tyle widział. Umiał rozpoznać ładnych ludzi, a nawet docenić to piękno, ale nic więcej. A jednak, dla wygody, wziął ślub. Na fotografiach z tego wydarzenia wyglądał, jak ktoś, kto znalazł się w urzędzie całkowitym przypadkiem. A przynajmniej tak twierdził Bill.
Jego żona wiedziała o tym, że jej nie kocha, sama w tamtym czasie umawiała się z innymi demonami. W zasadzie w domu widywali się jedynie w soboty. Ale nie darzyli się jakimś chłodnym szacunkiem, nie unikali — w ten jedne dzień jedli razem obiady, oglądali głupie seriale, a czasami sypiali ze sobą, i jeszcze w łóżku rozmawiali tak długo aż zasypiali w połowie wypowiadanych zdań.
A potem w ich życiu zjawiło się dziecko. Zdecydowanie jego dziecko.
Przez pięć lat między zleceniami kupował pieluszki, zabawki, ubranka czy jedzenie dla swojej córki, ale na tym wszystko się kończyło. Unikał własnego domu, zaszywając się u Willa i Billa. W pewnym momencie wręcz miał u nich własną szczoteczkę i półkę w lodówce. Oni zaś reagowali... różnie. Will przeważnie wyglądał, jakby nie miał nic przeciwko, ale czasami dość jasno dawał mu do zrozumienia, że wolałby odgryźć sobie rękę, niż spędzać z nim jeszcze jedne dzień. Bill zaś albo ignorował Killa, albo wkurzał się, kiedy ten przerywał mu randki z Fią. A kiedy się wkurzał — meble latały po całym domu.
I tak to trwało aż pewnego dnia Kill — zbiegiem różnych, dziwnych okoliczności — skończył w swoim domu. Z dzieckiem. Bez żony.
I, och, jego córka była tak upierdliwa!
W jednej chwili siedziała spokojnie na kanapie, a w drugiej już wisiała na suficie, malując tam niezmazywalnymi markerami motyle oraz karykaturalne postacie z kreskówek. Cięła kwiaty, wycinała wzory w zasłonach i godzinami nuciła czołówkę jednej z kreskówek. A kiedy kichała — wszystkie meble unosiły się, by chwilę później opaść gwałtownie.
To zaś doprowadziło do tego, że w pewnym momencie uniosły się noże i zawisły nad nią.
Teoretycznie — nic by się jej nie stało. Jako demon zregenerowałaby się po ledwie kilku sekundach, ale ciało Killa zareagowało instynktownie, odrzucając zdrowy rozsądek gdzieś w daleki kąt. Rzucił się z kanapy i własnym ciałem zakrył dziewczynkę, a z jego ust wydostał się syk, gdy noże, jeden po drugim, przebijały mu plecy. Ona zaś znieruchomiała w jego ramionach, a potem — rozpłakała się.
Kill zabijał demony, zabijał ludzi. Czasami ranił własną rodzinę, a jednak w tamtej chwili pomyślał, że chciałby chronić to dziecko. Że jej bezpieczeństwo wystarczyłoby mu do bycia szczęśliwym.
A ona, wiele lat później, wiedząc o jego słabości — odebrała sobie życie. Zostawiła go z całkowitą pustką, która z czasem przeistoczyła się w wieczne znudzenie, którego nawet ekstremalne sytuacje nie potrafiły wymazać.
Czasami, gdy życie toczyło się dalej, a on wracał umazany krwią, zastanawiał się czy to się naprawdę zdarzyło; czy kiedyś w rzeczywistości miał córkę, czy może jedynie sobie to wmówił. Wtedy sięgał po album i zaczynał go przeglądać.
CZYTASZ
[D0]PRZERWANA BAŚŃ
Fanfiction• 2020 • ❝I, że czerwień, nie błękit, będzie twoim kolorem.❞ Dipper Gleeful jest martwy, Edwin Southeast natychmiast potrzebuje pieniędzy, Ludwik Pines właśnie morduje swoją narzeczoną, Cecylia walczy z wampirami, a Bill Cipher zdecydowanie powini...