Kuchnia była ogromna — złożona z dwóch pomieszczeń złączonych ze sobą łukowatym przejściem zakrytym kawałkiem białego materiału, pomimo wszechobecnego jedzenia i tłuszczu, cała pozostawała nieskazitelnie czysta, biała i srebrna. Kill, zrzucając na podłogę pudełka z owocami, zastanawiał się czy panujący w pomieszczeniach porządek jest zasługą demonów; nie potrafił zaakceptować faktu, że ludzie sami z siebie mogliby coś aż tak wysprzątać. Czasami łapał się na tym, że wędruje wzrokiem do kafelek, w których odbijały się światła ogromnych lamp i do ścian pozbawionych choćby jednej plamki. Wówczas, gdy uświadamiał sobie, co robi, nachodziła go ochota na wysmarowanie czegoś musztardą lub na wylanie picia. Ostatecznie jednak na chęciach się kończyło, a on powracał do przeglądania licznych lodówek i szafek.
Początkowo zastanawiał się nad ugotowaniem czegoś. Myślał o tych wszystkich makaronach, sosach i mięsach, ale jego ciało protestowało, nie chcąc tak długo czekać. Wyjął więc z jednej szafki starannie zapakowane ciastka z kawałkami czekolady i jedząc je, sięgnął do lodówki po składniki na kanapki. Teraz najbardziej brakowało mu mocy. Gdyby dalej ją miał mógłby bez problemu uniknąć wysiłku; rozłożony na blacie po prostu patrzyłby, jak noże, naczynia i składniki same się przemieszczają.
— Nie mogę uwierzyć, że jeszcze kilka godzin temu narzekałeś na nasze jedzenie — oświadczył Adam, wpatrując się w kromkę chleba pokrytą masłem orzechowym, czekoladowym sosem i kawałkami ciastek. — Czy twoje zęby w ogóle sobie z tym poradzą?
— Prawdopodobnie nie — przyznał Kill, uprzednio sunąc językiem po jednym ze swoich szpiczastych zębów. — Podaj mi wiórki kokosowe — powiedział po chwili, rozkładając krakersy na talerzu i oblewając je sosem wiśniowym.
Adam westchnął, jakby właśnie patrzył na poczynania przerośniętego dziecka, ale ostatecznie spełnił polecenie Killa. Prawdopodobnie tak naprawdę nie powinien narzekać — sam przecież, jako dziecko, miał tendencje do łączenia ze sobą dziwnych smaków. Wynikało to głównie z faktu, że wcześniej nie znał nawet połowy oferowanych mu potraw, więc i nie wiedział z czym powinno się je łączyć, ale to był tylko początek. Potem już dziwne miksy były kwestią zabawy i ciekawości.
— Czy demony w ogóle mogą mieć próchnicę? — Przysiadł na jednym z nielicznych stołków.
— Raczej nie. — Kill wzruszył ramionami i oblał winem lody umieszczone w kryształowym pucharku. — Nasze ciała raczej traktują takie problemy w ten sam sposób, co wszelkie blizny czy zadrapania. Po prostu się ich pozbywają, przywracając ciało do stanu właściwego.
— Chyba jestem zazdrosny. My, ludzie, jesteśmy zdani na łaskę medycyny, a ta nie zawsze jest na odpowiednim poziomie.
— Wiem. — Kill wywrócił oczami. — Wy, ludzie, rozpadacie się od dosłownie wszystkiego, a to, co dla nas, demonów, jest standardem wy nazywacie cudem i aż dziękujecie bogom.
— Aktualnie, raczej dziękujemy jednemu bogu.
— Aktualnie, raczej mnie to nie obchodzi. Podaj mi nóż.
— Ale to ty zaczął- Może być ten plastikowy?
— Boisz się, że prawdziwym cię zabiję?
— Nieszczególnie. Po prostu nie chcę mi się wstawać. — Ziewnął, nim sięgnął po krakersa oblanego sosem i pokrytego wiórkami kokosowymi. Przez chwilę przyglądał mu się nieufnie ze wszystkich stron, by potem wreszcie posmakować go. Sięgające po drugiego oberwał łyżką. — Przecież sam tego i tak nie zjesz!
— Ale jeszcze nie skończyłem, a teraz rusz dupę i idź po normalny nóż.
Adam westchnął, zsuwając się ze swojego krzesła. Wiedział, że i tak do tego dojdzie, ale wcale nie przeszkadzało mu to w narzekaniu na Killa.
CZYTASZ
[D0]PRZERWANA BAŚŃ
Fanfiction• 2020 • ❝I, że czerwień, nie błękit, będzie twoim kolorem.❞ Dipper Gleeful jest martwy, Edwin Southeast natychmiast potrzebuje pieniędzy, Ludwik Pines właśnie morduje swoją narzeczoną, Cecylia walczy z wampirami, a Bill Cipher zdecydowanie powini...