II.Znajoma.

38 7 4
                                    

 Kill oderwał wzrok od swoich paznokci, które do tej pory pokrywał czerwonym lakierem i zerknął na Selene. Odwieszała akurat przemoczony płaszcz, gdy postanowił się do niej odezwać.

— Nie to, żeby mnie to obchodziło, ale — zaczął, przystawiając dłonie do wiatraka — co u Billa?

Selene zdjęła zabłocone buty. Chociaż był środek lata, tego dnia padał deszcz, a ulice stolicy były pokryte błotem i kałużami. Nie dało się więc przedostać z jednego końca na drugi w suchych ubraniach i czystych butach.

— Dalej nie chce z nikim rozmawiać — oświadczyła wchodząc wreszcie w głąb salonu. Skrzywiła się, widząc pomarańczową plamę na białym dywanie, panelach i papierki po batonach porozrzucane wokół szklanego stolika.

Jednym pstryknięciem palcami zamieniła swoją długą, czerwoną w suknię na czarną sukienkę do kolan. Zrobiwszy to, zniknęła na moment w części kuchennej, by powrócić z mokrą gąbką oraz koszem.

— Nie dziwię mu się. Też bym nie chciał gadać, gdyby zamknęli mnie w wariatkowie — stwierdził Kill, nim sięgnął po szklankę z czarnym, gazowanym napojem i wypił całą jej zawartość.

— To nie... — zaczęła i natychmiast urwała, wiedząc, że ta dyskusja i tak nie nie pójdzie w żadnym ani ciekawym, ani pożytecznym kierunku. Zamiast więc próbować mu wytłumaczyć pewne różnice, skupiła się na sprzątaniu. Dopiero znajdując skarpetkę pokrytą fioletową galaretką westchnęła ciężko i spytała: — Właściwie, co robiłeś, gdy mnie nie było?

— Czy to nie jest oczywiste? Pracowałem — odpowiedział, wskazując łokciem na stertę papierów zalegających w kącie.

— Mogłabym przysiąc, że one były tam przed moją podróżą na wyspę.

— To były inne papiery — oświadczył z absolutną powagą i ponownie sięgnął po lakier do paznokci.

— No dobrze. Uznajmy, że w to wierzę, ale... jaka praca wymagała od ciebie użycia skarpety, galaretki, mnóstwa batonów i książki kucharskiej?

— Teoretycznie żadna. W praktyce, gdy wypełniałem papiery zgłodniałem, zmarzły mi stopy i zadzwonił Will.

— A on co ma do tego wszystkiego?

— Robił ciasto, ale nie był pewny, co do jednego składniku, więc kazał mi wygrzebać książkę kucharską. Ale ja mu wtedy powiedziałem, że doskonale pamiętam przepis i mogę mu go z pamięci podyktować, ale on później powiedział, że na pewno ja się mylę i ten jeden składnik jest inny, niż podaję, więc w końcu wkurzyłem się i znalazłem tę głupią książkę. — Wzruszył ramionami.

—...miałeś chociaż racje?

Mordercze spojrzenie Killa powiedziało jej wystarczająco dużo. Zmieniła więc temat.

— Jutro znowu jadę na Rozarium.

Kill zmarszczył brwi, a przez dekoncentracje czarny lakier, zamiast paznokcia, pokrył jego skórę.

— To już drugi raz w tym miesiącu — zauważył, odrywając wzrok od swoich stóp i przenosząc go na Selene. Do tej pory nie rozdzielali się tak często i na tak długo. — Coś się stało?

— Nic złego — stwierdziła, wrzucając ostatni papierek do kosza. — Po prostu obiecałam komuś, że się z nim spotkam.

— Czy to randka?

— Kill, to dziecko.

— Cóż, nie oceniam. — Wzruszył ramionami i uśmiechnął się wrednie, widząc jej spojrzenie. Lubił jej uśmiech i spokój, ale wkurzona lub podirytowana Selene bawiła go bardziej. Oczywiście, tylko wtedy, gdy to on był powodem jej złości. — Więc? Co to za dzieciak? I o co z nim chodzi? Bo jeśli to twój, to-

[D0]PRZERWANA BAŚŃOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz