Zelgadis obudził się wcześniej, niż planował, mimo to nie zamierzał dłużej spać. Powoli zwlekł się z łóżka i skierował w stronę toaletki. Z niechęcią spojrzał w duże, popękane lustro. Z odbicia jego oczy spojrzały na niego zmęczone, ale nie potrafił znaleźć w nich pocieszenia.
Był kiedyś człowiekiem. Był ciałem z krwi i kości, duszą, ambicją. Chorą ambicją. A teraz? Minęło za dużo czasu, by mógł pamiętać, choćby w marzeniach poczuć ten cudowny stan. Ślady, które w nim pozostały pozwalały tylko doznawać bólu, złości. Pamiętać twarze bliskich i wrogów. Wszystko było takie zagmatwane...
Westchnął głośno i odwrócił wzrok. Dopiero teraz zauważył czyste ubrania leżące na krześle obok. Pomyślał, że najwidoczniej ktoś przyniósł mu je wczoraj, gdy już spał. Nie zastanawiając się długo, naciągnął na siebie białą koszulę i ciemne spodnie. Jak stwierdził, lepsze to niż jego zniszczone ubrania, których bez magii nie potrafił doprowadzić do porządku. Gdy skończył, nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić, wyjrzał przez malutkie okno w izbie.
Zza brudnej szyby zobaczył rozpościerającą się przed nim na wiele kilometrów, martwą przestrzeń. Zdziwił go fakt, że wśród zniszczonych budynków dostrzegał ślady podobieństwa z miastem Saillune. Szybko jednak odpędził tę myśl... Niebo nad nim było szare i spowite kłębami ciemnego pyłu, a w dole, w uliczkach prześlizgiwała się gęsta mgła. Najbardziej intrygujące były jednak ogromne łańcuchy, które spowijały całą okolicę, trzymając ją w morderczym uścisku. Chłopak przypomniał sobie bezdenną otchłań, którą widział pierwszego dnia. To niewiarygodne, jak całe miasto mogło być nad nią zawieszone! Zelgadis przypuszczał, że to na pewno sprawka magii.
Zmęczony odwrócił się i opadł ciężko na łóżko. Przeciągnął się, zamknął oczy i pozwolił swoim myślą płynąć swobodnie po torach przeszłości. Wiedział, że to niebezpieczne. Po chwili zalała go fala wspomnień co, jak przypuszczał, wpędziło go w jeszcze gorszy nastrój, lecz mimo złego samopoczucia i wewnętrznego bólu, nie potrafił uronić ani jednej łzy. Czasem myślał, że gdyby mógł poczuć ich gorycz, to w jakimś sensie ukoiłoby ból. Ale... Musiał pozostać twardy. Nie mógł przecież pozwolić, żeby jego życiem kierowały nagłe przypływy emocji. Jęknął głośno i wtedy poczuł, ukłucie obcej obecności, próbującej wtargnąć w jego świadomość.
Potok wspomnień zatrzymał się, zobaczył przed sobą postać odzianą w długi, czarny płaszcz. Obszerny kaptur starannie skrywał jej oblicze, a spod niego na czarną szatę, opadały tylko smużki białych włosów. Po chwili wyciągnęła szczupłą dłoń i dotknęła kaptura, a gdy już miała go zdjąć, odwróciła się i zniknęła. Zelgadis otworzył oczy i w osłupieniu usiadł na posłaniu. Bolała go głowa. Kryjąc twarz w dłoniach, pomyślał chwilę, po czym doszedł do wniosku, że z pewnością musiał zasnąć. Ciche pukanie do drzwi odwróciło jego uwagę.
– Otwarte! – zawołał ochrypłym głosem.
Drzwi uchyliły się z lekkim skrzypnięciem, wyjrzał zza nich Gourry.
– Już wyruszamy? – zapytał Zelgadis, sięgając po swój miecz.
– Obawiam się, że z tym może być problem – odpowiedział posępnie blondyn.
– Jak to?
– Chodź, najlepiej jak sam się przekonasz – wyjaśnił i zniknął za drzwiami.
"Dziwne" - pomyślał Zelgadis.
Jakoś nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz Gourry miał taką minę? Zdziwiony wpatrywał się jeszcze przez moment w miejsce, w którym chwilę temu stał jego towarzysz, po czym szybko wstał i wyszedł z pokoju.
"Weź się w garść" - powtarzał sobie, idąc korytarzem w stronę wąskich schodów.
Gdy stanął na pierwszym stopniu, do jego uszu dotarł zdenerwowany głos Kireia:
CZYTASZ
Slayers - Teoria Chaosu (ZAKOŃCZONE)
FanficWedług legendy wiele wieków temu z Morza Chaosu wyłoniły się cztery światy. Każdy z nich stał się odrębnym wymiarem, rządzonym własnymi prawami i zwyczajami. Ponoć tajemnicza stwórczyni, Matka Koszmarów, każdy ze światów pokochała jednakowo... Jedn...