Przeszywający chłód obudził Amelię i sprawił, że z jej ust wydobyły się kłęby białej pary. Podniosła się z twardej posadzki i otuliła ramionami, przysuwając jednocześnie kolana do piersi. Cicho ziewnęła i powoli spojrzała na swoich towarzyszy. Lina spała twardym snem, co jakiś czas pochrapując i przekręcając się niespokojnie, natomiast biedny Gourry, odgrywał rolę jej poduszki. Zelgadis leżał dalej od nich, zwrócony w kierunku ściany więc Amelia nie mogła zobaczyć jego twarzy. Tylko spokojny, regularny ruch klatki piersiowej potwierdzał, że Zel pogrążony jest we śnie.
Dziewczyna nie wiedziała, która jest godzina, ani nawet ile dni minęło, odkąd wyruszyli w drogę. Mieszkając w świątyni, granice czasu ustalał zakres obowiązków, tu natomiast dzień i noc zlewały się w jedną, płynną całość. Wszystko dlatego, że niebo ciągle pokrywała ta sama, gęsta warstwa czarnych chmur. Na szlaku, którym podążali, nigdy nie wschodziło słońce, pozostawała tylko nieustępująca ciemność.
Korzystając z chwili prywatności, Amelia postanowiła obejrzeć swoje nadgarstki. Delikatnie rozwiązała bandaże, które zdążyły już się przykleić do krwawiącej rany. Całość nie wyglądała zbyt dobrze. Dwie dość długie szramy, z których delikatnie sączyła się krew. W dodatku każdy gwałtowniejszy ruch dłonią potęgował ból. Czarnowłosa westchnęła załamana. Ma te rany już od roku, a one za nic nie chcą się zagoić. Czyżby wykonała je jakimś magicznym ostrzem?
A może miało to związek zupełnie z czymś innym? Amelia nie wiedziała i zdecydowała się zostawić ten temat do czasu, aż bezpiecznie dotrą do innego filaru. Odpędzając ponure myśli, zaczęła szukać w swojej torbie nowych bandaży. Nawet nie zauważyła, kiedy ktoś podsunął jej czysty opatrunek pod nos. Zdziwiona odskoczyła i natychmiast odwróciła się w kierunku obcej ręki.
– Zelgadis? – sapnęła zdziwiona. – Myślałam, że śpisz – stwierdziła szeptem, nie chcąc obudzić Liny i Gourry'ego.
– Jakoś nie mogłem spać – odpowiedział cicho, ponownie podając jej bandaże. – Miałem je w swojej torbie – wyjaśnił.
Oczywiście nie zamierzał mówić Amelii, dlaczego źle spał. Nie zamierzał mówić, że dopiero co dowiedział się, że pochodzi z innego filaru, jest posiadaczem legendarnej broni, którą musi natychmiast zabrać jak najdalej stąd i że pierwsze pięć lat jego wspomnień zostało zafałszowanych. Poczuł się naprawdę żałośnie, gdy o tym wszystkim pomyślał.
– Dziękuje – głos Amelii wyrwał go z rozmyślań.
Dziewczyna wzięła bandaże i zaczęła opatrywać swoje rany. Ponieważ była praworęczna, z lewym nadgarstkiem poszło dość sprawnie, gorzej miała się sytuacja przy drugim. Amelia nieporadnie próbowała zawiązać opatrunek, który co chwila wypadał jej z ręki.
– Mogę? – zapytał Zel, uśmiechając się pobłażliwie na widok kolejnych, nieudanych prób. Czarnowłosa tylko westchnęła i wystawiła posłusznie rękę, pozwalając się opatrzyć.
– Co teraz? – zapytała Amelia, gdy Zelgadis kończył poprawiać opatrunek pierwszej ręki.
– Teraz dokończę opatrywać drugi nadgarstek – odpowiedział zdziwiony jej pytaniem.
– Nie, nie – roześmiała się Amelia. – Miałam na myśli, co teraz ogólnie? Będziemy szukać tej wiedźmy?
– Ach – mruknął, zrozumiawszy wcześniejsze pytanie. – Tak, myślę, że nie mamy dużego wyboru – stwierdził, przypominając sobie słowa Nirali.
– A co z Kireiem, Mayą...? – zapytała, a jej twarz nagle posmutniała.
– Obawiam się, Amelio, że w tej podróży możemy liczyć już tylko na siebie – odpowiedział i spojrzał jej głęboko w oczy. W końcu speszona jego spojrzeniem odwróciła wzrok. Coś jednak zostało ze starej Amelii...
CZYTASZ
Slayers - Teoria Chaosu (ZAKOŃCZONE)
أدب الهواةWedług legendy wiele wieków temu z Morza Chaosu wyłoniły się cztery światy. Każdy z nich stał się odrębnym wymiarem, rządzonym własnymi prawami i zwyczajami. Ponoć tajemnicza stwórczyni, Matka Koszmarów, każdy ze światów pokochała jednakowo... Jedn...