Epilog

17 4 0
                                    

– Zel! – krzyknęła Amelia, gwałtownie wybudzając się ze snu.

Ze strachem rozejrzała się po obcym pomieszczeniu. Była sama w niewielkiej izbie przypominającej pokój noclegowy w podrzędnej gospodzie. Zza zamkniętych drzwi dało się słyszeć cichy szum rozmów dochodzących z parteru. Drżącymi dłońmi wyplątała się ze zmiętej pościeli i pomknęła do wyjścia. Głosy i śmiechy przybierały na sile z każdym kolejnym krokiem. Biegnąc, wpadła do głównej sali...

Tuzin nieznajomych gawędził wesoło przy stolikach, racząc się posiłkiem i trunkami polewanymi przez roześmianą karczmarkę. Amelia zamarła w progu, przyciskając dłoń do rozdygotanych ust. Rozmytym wzrokiem przemknęła szybko po twarzach zebranych, ostatecznie zdając sobie sprawę z okrutnej prawdy.

Nie było go.

Chyba jeszcze nigdy nie czuła się tak bardzo nie na miejscu. Była jak maleńka postać, wycięta ze zmiętego, brudnego papieru i wklejona do jaskrawej, pełnej jazgotu scenerii. Odruchowo przywarła do ściany, aby nie upaść. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że głosy w karczmie przycichły, a sama właścicielka wraz z kilkorgiem gości przyglądali jej się z obawą. Oceniające spojrzenia przenikały skórę, paląc aż do kości.

– Wszystko w porządku, kochanie? – zagadnęła nieśmiało karczmarka, uśmiechając się dobrodusznie.

W porządku? Nie, nic nie było w porządku! Chciała wykrzyczeć to całemu światu, wyrwać z siebie cały ten ból, ale mogła jedynie milczeć. W końcu zmusiła się do niepewnego przytaknięcia, po czym wolnym krokiem, odprowadzana ciekawskimi spojrzeniami, ruszyła do wyjścia.

Kiedy znalazła się na zewnątrz, jej zmysły zalała cała gama barw i zapachów, tak różnych od tego, do czego zdążyła przywyknąć przez ostatni rok... Bujne, zielone zagajniki tańczyły lekko na wietrze, skąpane w jaskrawych promieniach słońca. Pachniało wiosną.

– Amelia... – znajomy głos ściągnął jej uwagę.

Gourry i Lina siedzieli na skrytej w cieniu ławce, przyklejonej do ściany gospody. Lina płakała.

– Jak się czujesz? – kontynuował spokojnie Gourry, jednocześnie obejmując ramieniem drżące ciało Liny.

Amelia ponownie nie odpowiedziała. Przysiadła ostrożnie na skraju ławki, wlepiając pusty wzrok w swoje dłonie. Całe otoczenie nagle stało się niesamowicie drażniące.

– Amelio? – Lina podniosła zapłakaną twarz, aby spojrzeć na przyjaciółkę. – Tak strasznie mi przykro...

– Przykro... – powtórzyła bezwiednie, uświadamiając sobie, jak niewiele znaczyły te słowa. Wszystkim zawsze było przykro, nieważne czy po prostu spóźnili się na spotkanie, czy ktoś umierał...

– Amelio... Lina opowiedziała mi o wszystkim, ty też powinnaś jej wysłuchać – stwierdził Gourry, niepewnie ściskając jej ramię.

– O czym tu dyskutować? – syknęła gniewnie, wzdrygając się na dźwięk własnego głosu.

– Miałaś nadzieję, że znów nie będę o niczym pamiętać? Doskonale wiem, co zrobiłaś! Uśpiłaś mnie! Lina, jak w ogóle mogłaś zrobić coś takiego? Jak?! – wrzasnęła z wyrzutem, podrywając się na równe nogi i mimowolnie zaciskając pięści.

– Bo mnie o to poprosił...

– Poprosił? – powtórzyła powoli, wyraźnie akcentując każdą sylabę. – Bo?

– Bo umierałaś... – wyznała cicho czarodziejka, a jej skulona na ławce postać wydała się nagle jeszcze bardziej przygaszona. – Powiedział mi o wszystkim wczoraj wieczorem. Pamiętasz, kiedy Zel sam poszedł na spotkanie z Acedią? Zarzekał się później, że ją zabił zaraz po tym, kiedy odzyskał nasze moce, że nie dokończył paktu. To bzdura...

Slayers - Teoria Chaosu (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz