Mecz

4K 337 268
                                    

Wypowiadam słowa, które nigdy nie miały opuścić moich ust. Robię rzeczy, które nigdy miały się nie wydarzyć. Pragnę rzeczy o których nie śmiałem myśleć. Zauważam to co kiedyś było niewidzialne.

Każdy mecz od zawsze był dla mnie ekscytujący. A każdy wygrany mecz był powodem hucznej imprezy. Uczniowie i nauczyciele zebrali się już na trybunach. Dzisiejszy zimowy dzień był wyjątkowy ciepły. Zawodnicy wzlecieli wysoko nad ziemię. Spojrzałem w prawo na Jamesa i bezgłośnie powiedziałem "wygramy" on się uśmiechnął i pokiwał głową. Po drugiej stronie zobaczyłem Remusa wpatrującego się we mnie. Puściłem mu oczko. Przed meczem życzył mi powodzenia i pocałował mnie na szczęście. Nim się zorientowałem gra się zaczęła. Graliśmy ze Ślizgonami więc nie miałem wątpliwości, że będą próbować oszukiwać. James wypatrywał złotego znicza, a ja ruszyłem po kafla. Przechwyciłem go już po chwili i wrzuciłem do jednej z pętl. Dziesięć punktów dla nas. Dobry początek. Trzy domy cieszyły się i głośnk krzyczały. Tylko Slytherin siedział i czekał, aż to ich dom otrzyma punkty. Mecz trwał, a złoty znicz dalej nie był złapany. Nowy obrońca Gryffindoru idealnie spełniał swoją rolę. Jak narazie nie obronił pętli tylko dwa razy. Kafel ponownie trafił w moje ręce. Leciałem z nim chcąc zdobyć kolejne punkty. Nie zauważyłem jednak tłuczka lecącego w moja stronę. Uderzył w mój brzuch zrzucając mnie z miotły. Złapałem ją jedną ręką wisząc kilka metrów nad ziemią. Kątem oka zauważyłem jak przerażony Remus podbiega do barierki i chwyta ją mocno rękami. Spróbowałem się podciągnąć. Za pierwszym razem nic mi to nie dało, ale później, w miarę sprawnie, wczołgałem się na miotłę. Chwila nieuwagi i mogłem spaść, albo co gorsza mogliśmy przegrać. Już chciałem rzucać kafel gdy usłyszałem głos.

-Potter złapał złoty znicz- obejrzałem się na dumnego przyjaciela trzymającego przedmiot w dłoni. Latał w kółko wszystkim go pokazując. Wylądowaliśmy na ziemi i momentalnie wokół nas zebrał się tłum ludzi.

-Gratuluję- usłyszałem głos za mną. Okazał się to być nie kto inny jak niemiłosiernie denerwujący Aaron- Wiedziałem, że wygrasz.

-Jakbyś nie zauważył to wygrał Gryffindor, nie ja- oparłem miotłę o ramię mierząc go wzrokiem.

-Wyglądasz nieziemsko gdy jesteś w powietrzu. Zresztą na ziemi też jesteś niczego sobie- przygryzł wargę, ale sposób w jaki to zrobił niesamowicie mnie obrzydził.

-Wiem, a teraz wybacz, ale wolę słuchać pochwał od mojego chłopaka- szybko go wyminąłem.

-Chłopaka zawsze można zmienić. Będę czekał- zawołał za mną, ale nie zwracałem na niego uwagi gdyż kawałem dalej stał szatyn. Idąc do niego rozłożyłem szeroko ramiona żeby go przytulić. Wtulił się we mnie.

-Gratulacje- wyszeptał w moje włosy- Skoro mamy to już za sobą to.. Dlaczego nie założyłeś ochraniaczy? Wiesz, że jakbyś wtedy spadł to mógłbyś sobie coś złamać? Dlaczego mnie nie posłuchałeś?- mówił bardzo głośno, bardzo złym, ale też bardzo podniecającym głosem.

-Jesteś słodki- pocałowałem go w policzek- Gdybym sobie coś złamał to leżałbym w skrzydle szpitalnym nie dłużej niż kilka godzin, a w kasku wyglądam okropnie.

-Czy ty właśnie powiedziałeś, że wyglądasz w czymś źle?- zapytał z udawanym szokiem zakrywając sobie usta.

-Tak, więc teraz ty powinieneś powiedzieć, że to nieprawda i we wszystkim wyglądam cudownie- oparłem dłonie na biodrach.

-We wszystkim wyglądasz pięknie, oszałamiająco i zniewalająco- uśmiechnął się słodko- Zgaduję, że nie dacie mi się dzisiaj pouczyć? Impreza?

-Najlepsza i najgłośniejsza impreza- złapałem go za rękę i razem poszliśmy do dormitorium.

~~~

Podczas imprezy razem z Rogaczem wpadliśmy na genialny pomysł i postanowiliśmy zatańczyć na stole w pokoju wspólnym. Alkohol wrzał w naszych żyłach już od godziny. Taniec nie wyszedł nam za dobrze i już po chwili przerodził się w małą bijatykę przez którą James spadł za podłogę.

-Eva-ans umóisz się z-ze mną?- powiedział do dziewczyny patrzącej na niego z góry.

-Nie- powiedziała ostro i usiadła na fotelu. James ukląkł przed nią błagając o randkę. Śmiałem się tak głośno, że zatoczyłem się do tyłu spadając na kanapę obok zaczytanego chłopaka.

-Cz-cześć Re-mesku- wyrwałem mu książkę i rzuciłem nią gdzieś daleko- Cz-emu masz m-moją koszul-lkę?- wskazałem na czerwony materiał spoczywając na jego ciele.

-Bo ładnie pachnie- odpowiedział.

-P-pokaż- przyciągnąłem go bliżej i zacząłem całować jego szyję cicho mrucząc. Lekko mnie odepchnął.

-Chyba już powinieneś się położyć- złapał mnie za rękę.

-A-le tylko z t-tobą- chciałem wstać, ale momentalnie zgiąłem się w pół i zwymiotowałem- Prz-epraszam.

-Nic się nie stało- wyciągnął różdżkę i rzucił szybkie chłoszczyść. Patrzyłem na niego przepraszająco- Naprawdę nic się nie stało. Chodź pomogę ci się położyć- wziął mnie pod ramię i powoli zaprowadził do pokoju. Ułożył mnie w łóżku przy okazji ściągając ze mnie ubranie.

-Re-mesku- złapałem jego dłoń gdy już mnie rozebrał. Pociągnąłem go, a on na mnie opadł.

-Puść mnie. Musisz iść spać- moje ręce szybko znalazły się na jego spodniach.

-W-wiesz jak ba-rdzo cię k-ocham- zrzuciłem z niego spodnie mimo, że się opierał.

-Ja też cię kocham, ale teraz już musisz spać- patrzył mi w oczy prosząco.

-A-ale ja n-ie chcę spa-ać. Chc-cę ciebie- teraz bawiłem się jego koszulką.

-Jesteś pijany. Jutro porozmawiamy. W każdym razie nie będziemy już dziś nic robić- pogładził mnie po włosach i ułożył się obok mnie.

-J-utro?- zaśmiał się w moje ramię. Dźwięk deszczu uderzającego w okno sprawił, że poczułem się senny.

Ten Jedyny || WolfstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz