Rozdział 6

185 19 0
                                    

Byłam zmuszona podnieść zaspane powieki, gdy na twarz rankiem zaczęły opadać promienie słońca i do moich uszu dotarł świergot ptaków. Leżałam tak chwilę, gdy nagle przypomniałam sobie o dzisiejszym spotkaniu u zwiadowcy Willa. Pospiesznie wstałam, przebrałam się z koszuli nocnej w moje rzeczy, po czym nacisnęłam klamkę od drzwi mojej „komnaty". Przeszłam najpierw przez korytarz, nadal nie więżąc że to dzieje się na prawdę, a gdy opuściłam już budynek, przez głowę przeszła mi myśl, co teraz dzieje się w „moim świecie".

Zanim zobaczyłam chatkę Willa, usłyszałam rżenie konia, Wyrwija. Uśmiechnęłam się do siebie, pełna radości że bycie informatorem przytrafiło się mnie.

Weszłam na ganek, już miałam nacisnąć klamkę od wejścia, ale ktoś od środka zrobił to o pół sekundy szybciej.

—Witam—powiedział Will, zanim zdążyłam zrobić chociażby jeden krok naprzód.—Trochę się spóźniłaś, miałaś być o dziewiątej, a jest dziesiąta— oznajmił. Poczułam, jak moja pewność siebie trochę się obniżyła, bo to w końcu będzie moje „pierwsze szkolenie", a ja się na nie spóźniłam... ale postanowiłam o tym nie myśleć, nic nie popsuje mi tego dnia!

—Przepraszam, ale nie miałam zegarka ani niczego, co mogłoby mnie o tym powiadomić— bąknęła, i zaczęłam się zastanawiać, czy w czasach zwiadowców były zegarki.

Kiwnął głową.

—Zapraszam— powiedział, kierując swoje ręce w kierunku wejścia do chatki, w geście zaproszenia do środka. Z ogromnym podekscytowaniem przeszłam przez próg, i rozglądnęłam się.

Usiedliśmy przy stole. Jak to można się było spodziewać, stały tam już dwa kubki kawy. Za nim wzięłam jeden z nich do ręki, spojrzałam pytająco na zwiadowcę, by się upewnić czy kubek jest dla mnie. On kiwnął głową, a ja wypiłam dwa łyki.

—A więc co będę dzisiaj robić?— zapytałam, już nie mogąc wytrzymać.

Will wykorzystał to:

—A między innymi prace domowe.
  Zrozumiałam, że wpadłam w pułapkę. Will wystawił mnie tak jak jego kiedyś Halt.

—Aha—odpowiedziałam zrezygnowany, ale i za razem przygotowanym na to tonem.—Ale miałam przejść też częściowe szkolenie zwiadowcy.

—Owszem. Chodź za mną—rzucił, po czym wyszedł z domku, a ja pośpiesznie wstałam i poszłam za nim

Kiedy znaleźliśmy się już na dworze, ciągnęłam zwierzę powietrze do płuc. Nadal nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Will odszedł teraz trochę dalej i wyciągnął coś owiniętego w płótno. Rozwinął to, i moim oczom ukazał się nóż. Wyglądał jak krótki miecz: nóż saksoński. Po chwili z tego samego pakunku wyjął drugi, krótszy nóż- do rzucania. Moje oczy rozszerzyły się z podekscytowania.

—Pewnie wiesz co to?—zapytał, pokazując mi saksę. Kiwnęłam entuzjastycznie głową.

—Saksa — powiedziałam, a zanim zdąrzył coś jeszcze powiedzieć, wtrąciłam—a ten drugi to nóż do rzucania.

—Tak— potwierdził. Chyba się tego spodziewał, bo w końcu kilka razy czytałam moją ulubioną serię Johnson Flanagana. —Będziesz się uczyć nimi walczyć, rzucać i bronić się—dodał. Kiwnęłam głową: wiedziałam, że tak będzie. Naprawdę starałam się ukryć mój entuzjazm.— A teraz czas na najważniejszą broń zwiadowcy.

—Łuk— powiedzieliśmy jednocześnie, a ja uśmiechnęłam się szeroko.

Zwiadowcy: Wybrana ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz