Rozdział 43

84 9 1
                                    

Alex

Dopiero potem uświadomiłam sobie, jakie głupstwo zrobiłam. Trochę mnie poniosło. Ale strażnicy mnie zgubili, gdy skręcałam w pobliską uliczkę. Stałam teraz tak na korytarzu, zła. I tak poprostu stałam. Było tu pusto, byłam sama. Postanowiłam pokazać temu Foldarowi, i tym wszystkim okropnym... Więc płacząc poszłam gdziekolwiek. Uznałam, że i tak nie mam nic już do stracenia. A informatora zawsze mogą znaleźć sobie innego. Szłam wijącym się korytarzem, na którego ścianach były pochodnie. Nagle usłyszałam głosy.

—Jak myślisz?—powiedział jeden.—Co z nią zrobi? Gdy oczywiście ją znajdzie— dodał. Nadstawiłam ucha.

—Nie mam pojęcia— odpowiedział drugi. Chwilę po tym uświadomiłam sobie, że to o mnie mówią. Nadstawiłam ucha, stojąc za lekkim zakrętem.
—Może ją powiesi?

—Nie, przecież jest mu potrzebna. Nie zrobiłby tego. Nie może.

Co?

—Ale wiesz... On jest nieobliczalny—i ten pierwszy przerwał, stając nagle na baczność co powtórzył i ten drugi. Drzwi których bronili otworzyły się.

—Idziecie ze mną—odpowiedział im głęboki, męski głos głos. Zrozumiałam, że muszę się schować albo uciec, ponieważ szli w moją stronę. Otuliłam się płaszczem i zacisnęłam szczęki w oczekiwaniu na krzyk. Ale to się nie stało. Zamiast tego odeszli, nie zauważając mnie. Rozważałam wejście tam, ale musiałam myśleć szybko. Po chwili zdecydowałam, co zrobię. Drzwi natomiast zostały otwarte, ale powoli się zamykały. Szybko wślizgnęłam się do środka.

Miałam kilka opcji, co mogłam po tym zrobić.
Jedna z nich była taka, ze mogłam wyjść z tego pokoju i uciekać, inna ze mogłam tu zostać i trochę poszperać w tym pokoju, a jeszcze inne, że mogłam dać się im złapać albo  przejść do „mojego świata", ale... Teraz już nie miałam do czego tam wracać.

Tak naprawdę, to nie miałam już nikogo. Moja mama umarła (Will mi tak powiedział), a  Halt, Will, i inni...

Gdy tak nad tym rozmyślałam, to doszłam do wniosku, że pewnie uda im się z tąd uciec, a mnie zostawią tu samą. Opuszczą. Porzucą...

Chociaż w głębi duszy może i wiedziałam, że tak się nie stanie, to coś mówiło mi, że na pewno tak będzie. Bo przecież po co im jakaś nastolatka, która jest zupełnie taka, jak inni?

Ale te rozmyślania nad tym musiałam przerwać, ponieważ klamka od drzwi poruszyła się i zrozumiałam, że muszę jak najszybciej się schować. Pośpiesznie weszłam do pierwszej lepszej szafy, i zatrzasnęłam za sobą drzwi.

Tak naprawdę, to gdy znalazłam się w tym pomieszczeniu nawet się nie rozejrzałam, bo byłam zbyt pochłonięta rozmyślaniami nad przyszłością.

W szafie, której się znalazłam, były tylko dwie książki. Poza tym szafa była pusta i ciemna, więc tytuły tajemniczych książek pozostały mi nieznane.

Gdy drzwi gabinetu się otworzyły, a stało się to dosłownie chwilę przed tym jak zamknęłam za sobą szafę, zdążyłam tylko zarejestrować, że stanął w nich mężczyzna, a tak dokładniej to był to...

...Keren.

Serce mi przyspieszyło. Naprawdę się bałam.

Co się teraz ze mną stanie?

Obawiałam się najgorszego, chociaż już nic nie wydawało się aż takie złe, bo w końcu nie mogłam już stracić ani nikogo, ani nic.

I w tym momencie przyszła mi do głowy fatalna myśl.

A może by tak przejść na stronę Morgaratha, Foldara i tych innych? Może nie są tacy źli, jak opisywał ich Flanagan? Przecież tamten strażnik twierdził, ze nie może mnie zabić, bo jestem mu do czegoś potrzebna... Ale do czego? I czemu tu jestem? W końcu ta „dobra strona" nie chciała mi tego wyjaśnić. Powiedzieli tylko „Cześć, jesteś informatorką pomiędzy naszymi światami i będziesz musiała przejść zwiadowcze szkolenie. Powodzenia!"- chociaż to nie było do końca tak, to według mnie wyglądało to właśnie jakoś tak, chociaż może nie w tych słowach. Więc kontynuowałam tą myśl dalej w mojej głowie- No a żeby się tego, i wszystkiego innego dowiedzieć, trzeba tylko otworzyć drzwi tej szafy i wyjść...

No i wyszłam.

Zwiadowcy: Wybrana ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz