Rozdział 16

146 12 1
                                    


Gdy juz się lepiej poczułam, pojechaliśmy do zwiadowczej chatki i spakowaliśmy rzeczy. Kiedy byliśmy w drodze do zamku Araluen, Wyrwij i Masło zarżały i po chwili usłyszeliśmy stukot kopyt. Odwróciliśmy się, i ku nam jechały trzy postacie. Kiedy przyjrzałam się dokładniej, okazało się, że to Halt, lady Pauline i baron Arald. Kiedy się zbliżyli, przywitaliśmy się i Will spytał:

—Też jedziecie do zamku?

—Jak widać— odparł szorstko Halt. Flanagan naprawdę dobrze opisał jego charakter.

—Po tym, jak wysłałeś list informujący o waszym przyjeździe—zaczął Arald—regentka odpisała, żebym wraz z Haltem i Pauline również przyjechali— oznajmił. Owszem, od czasu mojego ostatniego zemdlenia, a wtedy pewnie Will wysłał już list do zamku Araluen, minęły ponad dwa tygodnie. Plus jeszcze dwa tygodnie, bo Will uznał, że muszę jeszcze trochę poćwiczyć z łukiem i nożami. I oczywiście jeszcze ze sztuką kamuflażu oraz jeździectwem. To razem daje jakieś cztery tygodnie, czyli ponad miesiąc.

Will pokiwał głową ze zrozumieniem.

—Słusznie— rzucił tylko.

Po paru godzinach jazdy zrobiło się już ciemno i zatrzymaliśmy się na noc. Will rozpalił ogień, a Halt zaparzył kawę.

Siedzieliśmy tak wszyscy przy ognisku. Po jakimś czasie Pauline poszła się położyć, więc Halt poszedł za nią. Potem również baron się położył. Przy ogniu zostałam tylko ja wraz z moim mistrzem

Kiedy wydawało mi się, że wszcy śpią, zapytałam:

—To... Czy na prawdę każdy zwiadowca może tylko raz przemieścić się do naszego świata? Jak to możliwe?

Will spojrzał na mnie.

—Owszem. Większość z naszych zwiadowców choć robiła to tylko w nagłych potrzebach, to większość z nich już tego zrobić nie może. Nie wiem właściwie, dlaczego. Ty natomiast możesz to robić ciagle, chociaż podejrzewam, że nieregularnie, albo gdy jesteś zła czy coś takiego. Zostałaś wybrana, bo orientujesz się w serii Flanagana, i żeby nas przenoście ze świata do świata...

—Mam was przenośić pomiędzy światami?— wydawało mi się to trochę dziewne.

—Jeżeli zajdzie taka potrzeba.

Siedzieliśmy tak w ciszy patrząc się na ogień. Po paru minutach odezwałam się:

—Idę już spać.

—Dobranoc.

—Dobranoc—i poszłam do mojego małego namiociku.

* * *

Wstałam. Coś mnie obudziło, napewno. Coś, może ktoś, może jakiś dźwięk.

Auuuuuuu!

Tak, jakiś dźwięk. A konkretniej, to wycie wilków. Tylko był trochę bardziej ochrypnięty. Wyjrzałam więc zza mojego mamiociku. Zauważyłam Halta, który pełnił wartę, po nim miałam być ja. Wyszłam na zewnątrz. Podeszłam do Halta.

—Wilki?— zapytałam szeptem, choć to chyba było logiczne.

—Nie wydaje mi się— w tym momencie rozległo się kolejne Auuuu, lecz teraz już bliżej. Chociaż gdyby się tak lepiej wsłuchać... Był mocniejszy i trochę bardziej ochrypnięty.

—Wargale—powiedział tuż za mną Will, który też się obudził.

Przeszedł mnie dreszcz. Poczułam strach. I nagle, znów, usłyszałam ten przeklęty głos w mojej głowie. Śmiał się. I rozsadzał mi głowę od środka. Jęknęłam.

—Alex?—zapytała Pauline. Ona też się obudziła.— Wszystko w porządku?

Pokiwałam głową że tak, niezgodnie z prawdą.

—Nie zwracajcie na mnie uwagi— zbiłam ich tylko. Znów jęknęłam. Głowa bolała mnie mocniej niż zazwyczaj. Kucnęłam i zacisnęłam sobie dłonie na uszach. Czułam każdy najmniejszy dźwięk, więc głośne wycie Wargali nie było przyjemne. Zacisnęłam mocniej ręce na uszach, bo dźwięk zrobił się coraz głośniejszy.

I znów zemdlałam. Moi towarzysze zostali sami z Wargalami.

Zwiadowcy: Wybrana ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz