Rozdział 8

169 17 0
                                    

Wstałam o ósmej rano, obudzona przez zapach śniadania dobiegający zapewne z kuchni. Wstałam i zauważyłam Willa, który robił śniadanie.

—Dzień dobry—powiedział, nie patrząc na mnie.

—Dobry.

Usiadłam do stołu i zwiadowca postawił mi talerz z jajecznicą i boczkiem oraz kubek kawy z miodem. Jeśli mam być szczera, to wcale nie lubiłam wtedy boczku, ani tym bardziej miodu. Zjadłam to, by poczuć się zwiadowcą, by...

Kiedy zaczęłam jeść, powiedział:

—Najedz się, bo zaraz po śniadaniu wyjeżdżamy.

—Gdzie?— zaciekawiłam się. Gdzie mogliśmy pojechać?

Will nie odpowiedział. Kiedy zjadłam śniadanie (bo mój mentor zjadł już wcześniej), spakowaliśmy się i wyjechaliśmy na koniach- Will na Wyrwiju, a ja nadal na tym koniu z zamku.

Gdy jechaliśmy w miejsce mi nie znane, dłużej już nie wytrzymałam.

—Chyba wiem— oznajmiłam, pewna siebie.

—Co wiesz?—uniósł jedną brew w odpowiedzi.

—Gdzie jedziemy.

—Gdzie?

—Po konia dla mnie—odpowiedziałam i poczęłam przyglądać się reakcji Willa, ale nic nie było po nim widać. Jakby wykuto ją z kamienia... Ale chyba jednak zgadłam. Po jakimś czasie odpowiedział:

—Kiedy tam wjedziemy, nie pytaj mnie, czemu Młody Bob jest "młody". Ale pewnie wiesz o co chodzi, bo czytałaś kiedy Maddie o to zapytała.

Przytaknęłam ruchem głowy, i w tym samym momencie Wyrwij zarżał i wjechaliśmy na jakąś polane z dużą stajnią i domem. Po raz kolejny poczułam radość, że ta seria książek wpadła mi w ręce.

Zanim dojechaliśmy na miejsce, rżenie koni dobiegające z niewielkiej odległości od nas zaalarmowało mnie, że jesteśmy już prawie na miejscu. Gdy zeszliśmy już z koni dokuśtykał ku nam starszy mężczyzna, na oko pięćdziesiąt lat.

—Zwiadowco Willu!—zawołał najwyraźniej szczęśliwy, że może go ujrzeć i uśmiechnął się do nas.— Jak miło cię widzieć.

—Nam również— odpowiedział, odwzajemniając uśmiech do starego przyjaciela. Po chwili hodowca koni zwrócił swe spojrzenie na mnie.

—A ty pewnie jesteś nową uczennicą zwiadowcy—stwierdził. Chciałam zaprzeczyć, że jestem tylko informatorką, ale Bob kontynuował.—Już druga zwiadowczyni!— teraz wyciągnął do mnie ręke i rzekł—jestem Młody Bob.

—Alex—odpowiedziałam tylko i uścisnęłam jego dłoń.

—A więc— zaczął Bob—poczekajcie tu chwilę. Pójdę po konie, bo zapewne po to tu jesteście!—zawołał i pokuśtykał w stronę dużej stajni. Spojrzałam na Willa. Jego spojrzenie wędrowało w stronę jednego z boksów ze stajni. Uśmiechał się lekko, a ja domyśliła, się o co chodzi. Był tam jego stary przyjaciel, poprzedni Wyrwij. Po chwili wrócił młody Bob, prowadząc ze sobą cztery konie.

Pierwszy koń był ciemno-brązowej maści i ciemnymi głęboko osadzonymi oczami.

Drugi- biało-karmelowa maść i gdzie niegdzie brązowe plamki. Jego oczy jakby mówiły do mnie: Cześć.

Trzeci i czwarty konik był... Nie za bardzo im się przyjżałam, bo mój wzrok jakoś ciągnęło do tego drugiego. Zarżał do mnie jakby mówił Powiedziałem, że miło było by cię poznać.

Przyglądnęłam mu się uważniej. Przypomniałam sobie właśnie scene ze Zwiadowcy: Wczesne Lata. Uśmiechnęłam sie lekko.

—Jak ma na imię?—zapytałam.

—Masło—odpowiedział Młody Bob. Omal nie parsknąłem śmiechem, a koń to zauważył i jakby skierował na mnie swoje poirytowane spojrzenie ciemnych oczu. To dość dziwne imię, ale może być.—Chcesz się przejechać?

Kiwnęłam głową, nie mogąc się doczekać.

—A jakie ma hasło?— zapytałam. Hodowca koni był trochę zdziwiony faktem, że już wiedziałam o co chodzi. Ale Will wytłumaczył mu:

—Informatorka. Czytała wszystkie księgi.

—Ach. Dobrze. A hasło do konia to: Mogę pozwolenie?

Zrobiłam dziwny wyraz twarzy i wypowiedziałam szeptem hasło do konia. Teraz wiedziałam, jak czuli się wszyscy zwiadowcy. To naprawdę było dziwne uczucie, a tym bardziej, że Will i Bob skierowali ku mnie swoje spojrzenia. Po chwili wsiadłam.

Bob pokazał mi sporo sztuczek jakie umieją wierzchowce zwiadowców. To było... naprawdę fajowe. Masło na serio reagował na mój każdy najmniejszy ruch. Po około dwóch godzinach pożegnaliśmy się, i odjechaliśmy.

—I jak?—spytał mnie Will przed naszym domkiem. Jechałam teraz na moim nowym wierzchowcu, a tego z zamku zostawiliśmy u Boba. Zastanawiałam się, czy nie powinnismy go oddać z powrotem z kąd go wzięliśmy, ale postanowiłam skupić się na powrocie.

W odpowiedzi wzruszyłam ramionami.

—Nie spodziewałam się, że koń zwiadowczy jest taki szybki. I tak wogóle...—zaczęłam-jestem ciekawa, kiedy znów będę w moim prawdziwym domu.

Zwiadowcy: Wybrana ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz