Po wyjściu Namjoona poczułem dziwną pustkę. To moja wina, że tak się stało. Mogliśmy zwyczajnie porozmawiać. Jak przyjaciele i sobie wszystko wyjaśnić. Zamiast tego ja potraktowałem najdroższą osobę w moim życiu jakby nie znaczył nic. Kim jest jedyną osobą w moim życiu, która chciała mi pomóc, a ja się tak odwdzięczam?!
Tego było za wiele jak ma mnie. Musiałem jakoś wyładować tens tres i poczucie winy. A gdzie indziej jak nie na ramionach?
Poszedłem do łazienki i wziąłem z małego pudełeczka błyszczącą żyletkę. Zrobiłem pare dość sporych kresek, ale nic to nie pomogło. Przemyłem rany, założyłem bandaż i zamiast tego poszedłem do pokoju, w którym stało pianino. Zacząłem grać z głowy. Włożyłem wszystkie moje uczucia w muzyke przy okazji wylewając łzy.