Pov. Yoongi
Minęły równo dwa tygodnie od śmierci matki Namjoona, jak i jego wyprowadzki. Przez miejsce pochówku pani Kim nie miałem możliwości udać się na pogrzeb i razem z innym pożegnać kobietę.
Przez ten cały czas przychodził do mnie Jimin, który bardzo mi pomagał i nie pozwalał pesymistycznym myślom zajść za daleko.
Park od tametego czasu bardzo zbliżył się do mnie. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez niego i chyba to mnie przerażało. Przywiązałem się dp chłopaka, który może w każdej chwili odejść.
Dzisiaj zdawałoby się, że będzie kolejny taki sam dzień, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi z samego rana. W pół śnie poszedłem otworzyć. W progu ujrzałem uśmiechniętego jak zwykle Park Jimina, który wyminął mnie i wszedł jak do siebie.
-Co tutaj robisz tak wcześnie?- spytałem zdziwiony wizytą starszego.
-Zamierzam wyciągnąć cię z życiowego dołka.- pochwalił się dumny z siebie. Jego uśmiech potrafił rozświetlić nawet najciemniejszą dziurę.
-Jak chcesz to zrobić, hyung?- zaciekawiłem się. Musiał mieć jakiś plan skoro był tutaj tak wcześnie oraz wydaje się pewny siebie.
-Ale zanim to, to musimy cię ogarnąć.-powiedział, ignorując moje pytanie i ruszając do kuchni. Poszedłem za nim zostając trochę z tyłu, przez co mogłem usłyszeć dźwięk wyciąganej patelni.