Rozdział 5

1.3K 81 4
                                    

Lauren

Siedziałam właśnie w pracy przeglądając instagrama, gdy przed ladą stanęła Normani, która wyglądała jak siedem nieszczęść.

- Laurn, mam potężnego kaca. - wysapała układając ręce na ladzie i kładąc na nie głowę.

- Trzeba było tyle nie chlać.

Rzuciłam odniechenia w ogóle nie zainteresowana przyjaciółką co najwidoczniej zauważyła, bo wyrwała mi telefon z ręki patrząc na mnie z wyrzutem.

- Było warto, Dinah jest zajebista. Nie zepsuj mi tego, Lampa.

- Ja? Nie obchodzi mnie z kim się spotykasz. - prychnęłam oburzona, ale najwidoczniej jej nie przekonałam.

Dobrze wiedziałam, że nie chodzi jej o wtykanie mojego nosa w jej romans, tylko o Camile.

- Camila to jej przyjaciółka. Trzymaj się od niej z daleka, a jak nie możesz to przynajmniej nie zabaw się z nią jak z każdą inną. - mówiąc to zagroziła mi palcem.

- No wiesz co, Mani. Wpadasz tu, oskarżasz mnie o jakieś niemoralne rzeczy, a przypominam, że gdyby nie darmowa siłownia, którą masz dzięki mnie to twój tygrysek nawet by na ciebie okiem nie rzucił. A poza tym znudziło mi się już sypianie z przypadkowymi kobietami.  - powiedziałam siląc się na poważny ton, co spotkała się tylko z przewróceniem oczu - no, prawie znudziło. - dodałam z chytrym uśmiechem.

- Swoją drogą nie myślałaś o znalezieniu jakieś normalnej pracy? Mam tu na myśli prawdziwą pracę,  gdzie będziesz zarabiać prawdziwą forsę.

- Dlaczego miałabym? Od ojca dostaje kasę na co chcę i kiedy chcę za samo siedzenie tutaj i nic nie robienie. A poza tym widok stąd też mam niczego sobie. - rzuciłam unosząc zabawnie brwi, a moje spojrzenie powędrowało na pośladki jakieś blondynki, która właśnie robiła przysiady.

- Jak chcesz, ale nie możesz wiecznie dostawać wszystkiego co chcesz. Idę wypocić resztki alkoholu, nie gap się na mój tyłek.

Odwróciła się i poszła w w kierunku szatani.

- Gdyby jeszcze było na co. - mruknęłam pod nosem .

Rozsiadłam się wygodnie na krześle. Fakt, że Normani chciała żebym trzymała się z daleka od Camili trochę mnie zirytował. Wiem, mam swoją przeszłość jak każdy i wiem, że nie zachowywałam się dobrze sypiając z przypadkowymi kobietami, rozbijając ich związki i wmawiając, że je kocham chociaż nie była to prawda. Sama nie wiem czy jestem zdolna do takiego uczucia, nawet nie wiem czym się ono objawia. Ale nie widzę sensu ciągłego wypominania mi o tym, w końcu nie robię tego już od prawie miesiaca. To, że Camila jest niesamowicie seksowna nie znaczy, że od razu chce się z nią przespac. Znudziły mnie już takie zabawy. Zresztą dziewczyna nie wyglądała na taką głupią żeby przespać się z osobą, której nie zna. Ale jak to mówią? Pozory mogą mylić.

- Od razu mi lepiej. - krzyknęła Normani wychodząc z szatni.

Faktycznie, wyglada lepiej niż jak wtłoczyła się tu dwie godziny temu.

- Nie widać.

- Umówiłam się na wieczór z Dinah, chcesz może do nas dołączyć?

- Nie dzięki, idę oglądać dom dzisiaj. Mam dość mieszkania z rodzicami, a ojciec zaoferował, że mi kupi.

Oczy Normani na te słowa niemalże wypadły z orbit. Nie wiem co w tym dziwnego, mam 23 lata i nie przystoi mi już mieszkać z rodzicami. A skoro sam się zaoferował to czmeu by nie korzystać. Umówił mnie na oglądanie dzisiaj z jakąś przyjaciółką rodziny.

-  No proszę, proszę. Lauren będzie się usamodzielniać. - parsknęła śmiechem po czym posłała mi buziaka i wyszła z budynku.

Czas w pracy niesamowicie mi się dłużył. Niedziele zawsze takie są przydługie. Pewnie dlatego, że według większości to dzień na odpoczynek, a nie na siłownie. Chociaż znajdą się tu i  tacy co przychodzą dzień w dzień i myślą, że są panami świata, bo mają bicepsy większe niż głowa.

~***~

- I jak się podoba?

Spytała kobieta, która jeśli dobrze pamiętam przedstawiła się imieniem Kate, gdy już obejrzałyśmy wszystkie pomieszczenia w środku.

-Biorę, ma pani przy sobie papiery?

Nic nie mówiąc wyciągnęła z torebki potrzebne dokumenty, a ja zabrałam się za składanie podpisów w wyznaczonych do tego miejscach. Dom był naprawdę przytulny, nie był ani duży, ani za mały. Właściwie była to połowa bliźniaka, a z tego co opowiadała mi ta kobieta, to w drugiej części mieszkała sama jakas sympatyczna dziewczyna niewiele młodsza ode mnie, co było dużym plusem, bo nie będą jej przeszkadzały imprezy, które mam zamiar urządzać.

- To skoro formalności mamy już załatwione panno Jauregui to witam w pani nowym domu. Może pani tutaj zamieszkać od zaraz.

Uśmiechnęła się do mnie życzliwie i wręczyła mi kluczyki do mieszkania. Postanowiłam nie czekać ani chwili i pojechałam od razu zabrać swoje rzeczy z domu rodziców. Oczywiście, jak to rodzice wcisnęli mi jeszcze kilka głupich rzeczy, które jak twierdzili „na pewno mi się przydadzą". Tak, blender na pewno jest w tej chwili najbardziej przydatna rzeczą, która potrzebuję w moim mieszkaniu. Gdy zabierałam się za rozpakowywanie rzeczy z kartonów usłyszałam pukanie do drzwi. Sam ten dźwięk niemiłosiernie mnie zdenerwował, ledwo się wprowadziłam i już kogoś tu niesie. Westchnęłam wstając z podłogi i ruszyłam w kierunku drzwi. Oby ktoś miał dobry powód, aby od razu mnie nachodzić, bo nie ręczę za siebie. Otworzyłam drzwi i zastałam widok, którego na pewno się nie spodziewałam.

- Camila? - spytałam z niedowierzeniem.

Co ona tu robi? Skąd w ogóle wie, że tu mieszkam? I właściwie to czego ona ode mnie chce? Takie myśli kłębiły się w mojej głowie, ale sądząc po jej minie była tak samo zaskoczona moim widokiem jak ja jej.

- Lauren? - odpowiedziała mi tym samym.

- A widzisz tu kogoś innego? - powiedziałam z przekąsem opierając się o framugę drzwi.

Camila otworzyła buzię, by coś powiedzieć, lecz za chwilę ją zamknęła jakby się rozmyśliła. Wyglądała na zestresowaną i zaskoczoną. Postanowiłam w końcu przerwać tą niezręczną ciszę i  posłałam jej uśmiech dla zachęty. Wydawała się całkiem urocza stojąc przede mną taka zakłopotana.

- Co cię tu sprowadza?

- Chciałam się przywitać z nowa sąsiadka, bo mieszkam obok, ale nie spodziewałam się spotkać tutaj ciebie.

Wymamrotała na jednym wdechu, a ja natychmiastowo połączyłam fakty. Młoda dziewczyna mieszkająca w drugiej połowie bliźniaka to właśnie Camila. Ha, Normani nie będzie zachwycona. Camila zreszta tez nie wygląda na zadowoloną tym faktem. Wcale się jej nie dziwię, z tego co pamiętam nie byłam dla niej zbyt przyjemna. Ale kogo ja oszukuję, czy jest ktoś dla kogo ja w ogóle jestem miła?

- Cóż, ja już pójdę.  - powiedziała przeciągłe i zaczęła się odwracać, kiedy stanęła jak wyryta na moje słowa, które nawet mnie sama zaskoczyły.

- Zostań.

Wcale nie miałam zamiaru tego mówić, naprawdę. To jakoś samo wypłynęło z moich ust.

- To znaczy, jeśli masz ochotę. Przydałaby mi się pomoc. - dodałam szybko czując się nagle niesamowicie zakłopotana.

Los loversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz