Lauren
Camila oplotła mnie przerażonym wzrokiem z góry na dół lustrując całe moje ciało. Miałam wrażenie, że jest ona bardziej przerażona i zdezorientowana niż ja. Wzrok miała przeszklony i przerażony.
Boże, mam nadzieje, że się tu nie rozpłacze.- Dzwonię po karetkę! - krzyknęła rozhisteryzowana wyciągając telefon z kieszeni.
Mój instynkt samozachowawczy zadziałał natychmiastowo. Odruchowo wyrwałam jej komórkę z ręki i schowałam do kieszeni swojej kurtki.
- Nigdzie nie dzwonisz. - warknęłam rzucając okiem na leżącego faceta.
Nie ma potrzeby robić z tego problemów. Ani mi, ani zapewne jemu. Nie skończyłoby się to dobrze dla nas obydwu.
- Lauren, ale ty jesteś ranna! Potrzeba pogotowia! - dalej krzyczała, a mnie coraz bardziej bolała głowa.
Gdyby ona się tutaj nie pojawiła wszystko inaczej by się potoczyło. A teraz do kogo ma pretensje? To jej wina, że straciłam czujność.
- Mogłaś się nie wtrącać - syknęłam odwracając się od niej i idąc w przeciwnym kierunku.
Czułam się bardzo obolała, a całe moje ciało pulsowało bólem. Czułam jak z mojego łuku brwiowego sączy się krew i jedyne czego teraz pragnęłam to wrócić do domu, wziąć prysznic i wytrzeźwieć, bo z każda chwila robiło mi się coraz gorzej.
A jedyne co dostałam to jazgot Camili idącej za mną jak cień i wykrzykującą jakieś słowa, które nie docierały do mnie.Chwyciła mnie za ramię zmuszając mnie do zatrzymania się, ale jedyne co spowodowała to kolejną falę bólu.
- To boli, Cabello! - krzyknęłam trochę za głośno czując jak moje nerwy znowu zaczynaja puszczać.
- Przepraszam... - odruchowo cofnęła rękę, a jej oczy jeszcze bardziej się przeszkliły na co dziewczyna od razu kilkakrotnie zamrugała, by nie dopuścić do wylewu łez.
Nie mogąc dłużej patrzeć na ten widok ponownie ruszyłam przed siebie. Nie wiem jakbym zareagowała na jej płacz w takim stanie. Nie wiem jak zareaguję na to wszystko, jeśli dalej nie da mi spokoju. Nie chce pokazywać jej „tej" strony mnie, mimo że i tak widziała już jej część.
Muszę coś zrobić żeby sobie ode mnie poszła.- Gdzie idziesz?! - krzyknęła ponownie dorównując mi kroku.
- Daj mi spokój. - wycedziłam przez zęby czując się z każdą minuta naprawdę coraz gorzej.
Przesadziłam z alkoholem. Cholernie przesadziłam, jeszcze brakuje, żebym się zrzygała na samym środku tej ulicy.
- Zamówię taksówkę, wrócimy do domu i cię opatrzę - powiedziała wręcz proszącym tonem.
- Czego nie rozumiesz Cabello w tym żebyś dała mi spokój? - ponownie uniosłam głos tracąc nerwy.
Nawet nie nią nie spojrzałam. Wiem, że gdybym jeszcze raz zobaczyła te jej czekoladowe, zmartwione, pełne łez oczy to na pewno bym się złamała i pozwoliła jej na wszystko. Ale nie teraz, nie w takim stanie w jakim jestem.
Zanim się zorientowałam dziewczyna stała już przede mną zmuszając mnie do spojrzenia na siebie.- Nie odtrącaj mnie, Lauren - wyszeptała łamliwym głosem, a ja poczułam jak cała bariera, którą wybudowałam przed chwilą właśnie runęła.
- Ja pierdole, dobra, kurwa, trzymaj! - wykrzyknęłam wyciągając jej telefon i podając jej. W międzyczasie gdy brązowooka dzwoniła po taksówkę, ja odsunęłam się kilka kroków i w geście irytacji zaczęłam ciągnąć za swoje włosy.
CZYTASZ
Los lovers
FanfictionCamila jest młodą kobietą wkraczającą powoli w dorosłe życie. Jej życie jest proste. Ma prace, własne mieszkanie, wierną przyjaciółkę i porządnego chłopaka. Jednak nie zdawała sobie sprawy, że nie wie co to miłość dopóki w jej życiu nie pojawiła się...