Rozdział 11

1.3K 79 1
                                    

Lauren

Szczerze powiedziawszy liczyłam, że Cabello jeszcze mi coś odpisze, ale cóż.
Nie jestem zbyt dobra w pisaniu SMS-ów, jeszcze gorsza w utrzymywaniu normalnej rozmowy i w ogóle jestem fatalna w jakichkolwiek stosunkach międzyludzkich.
Tylko Normani doszła do mnie jakoś na swój sposób, tylko przed nią umiem się otworzyć.

Z zamyśleń wyrwał mnie dzwoniący telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i westchnęłam widząc, że dzwoni moja mama.
Bynajmniej nie miałam nastroju na rodzinne pogawędki, przecież dopiero co się wyprowadziłam.

- Cześć, mamo. - powiedziałam przykładając telefon do ucha.

- Hej, córeczko. Wpadniesz na obiad do nas? - nawet przez telefon mogłam usłyszeć to podekscytowanie, na pewno niespowodowane samym obiadem bądź rozmowa ze mną.

- Nie wiem, mamo. Dopiero się wyprowadziłam i tak dalej... - zaczęłam, ale mi przerwała.

- Mamy z ojcem do powiedzenia ważną rzecz, musisz przyjechać.

- A nie możecie przez telefon?

- Lauren Michelle Jauregui Morgado - krzyknęła do słuchawki stanowczo, a ja musiałam odsunąć telefon od ucha, aby nie ogłuchnąć.

- Dobra, już jadę. - westchnęłam zrezygnowana rozłączając się.

Spojrzałam na zegarek, jeśli pojadę dosłownie teraz to powinnam zdążyć odebrać Cabello o 20. W ogóle na samą myśl o ponownym spotkaniu jej dzisiaj byłam strasznie podekscytowana.

Wiem, że w samochodzie dziś się zbytnio nie popisałam swoimi humorami, ale kiedy jestem zła to nie panuję nad sobą.
Widok Dinah i Normani leżących ze sobą w łóżku z otoczka tej uroczej scenerii doprowadził mnie do białej gorączki.
Cieszyłam się bardzo, że Normani w końcu kogoś znalazła, ale wolałabym nie oglądać mizdrzących się par. Nigdy nie byłam w prawdziwym związku, zawsze to były dziewczyny na jedną noc, czasem na kilka, w przypadku Lucy była to znajomość z korzyściami. Ale do normalnego związku raczej bym się nie nadawała, mam trudny charakter.

Chociaż ciągnie mnie do Camili w sposób dla mnie niezrozumiały to nie sądzę, żeby mogło to się przerodzić w jakieś zakochanie. Zreszta sama relacja z Camilą Cabello sprawia, ze dostaje bólu głowy.
Chciałabym cały czas być blisko niej, patrzeć w te jej czekoladowe oczy, dotykać  jej, poznać , ale jednoczenie mimo jej cudownego wyglądu, który doprowadza mnie do szału, wiem że nie byłabym w stanie tak po prostu jej wykorzystać. Po prostu nie.

- Lauren, to do ciebie niepodobne - mruknęłam do siebie wpatrując się w przednią szybę i drogę rozciągająca się przed nią.

Droga do domu moich rodziców zajęła mi około godziny. Dobra, domu to za mało powiedziane. Ta chata wyglądała jak zamek, z wysokim ogrodzeniem i kamerami wszędzie.
Nigdy nie zrozumiem po co moim rodzicom, aż tak wielki dom. Wiem, że mam jeszcze rodzeństwo i tak dalej, ale bez przesady. Osobiście pieniądze do mnie nigdy nie przemawiały i nie potrzebowałam podnosić swego ego nimi.
No dobra, może prócz tego jednego razu w restauracji, gdy zamówiłam to drogie wino.  Przegrałam zakład i całą paczkę musiałam zabrać do restauracji.

Na samą myśl o tym zakładzie zrobiłam się zła, więc nie pozwalając aby złość mną bardziej zawładnęła weszłam do zamczyska rodziców.

- Jestem. - krzyknęłam z wejścia zdejmując buty.

- Lauren! - pierwsza podbiegła do mnie Taylor przytulając się do moich nóg, ledwie sięgała mi głową do pasa.

- Jakiś skrzat tu się stęsknił. - zaśmiałam się kucając przy niej i mocno ją do siebie przytulając. Śmiało mogłam powiedzieć, że to za nią tęskniłam najbardziej.

Los loversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz