Rozdział 7

1.3K 78 1
                                    

Lauren

Rozpakowywanie nie zajęło mi wiele czasu po wyjściu Camili. Zaskoczyłam się trochę, że zechciała ze mną zostać, była to miła odmiana. Większość ludzi nie lubi przebywać w moim towarzystwie.
Nie wiedziałam już co mam sama robić. Ten dom był za duży na jedna osobę. Postawiłam na jedno sensowne rozwiązanie czyli iść spać. Ogólnie, odkąd nie piłam niezbyt wiedziałam co mam ze sobą robić. Ale postanowiłam wziąć się trochę w garść i przestać pić i sypiać z kim popadnie. Sama do końca nie wiedziałam skąd taka zmiana we mnie, może po prostu znudziło mi się takie życie. Nie mówię, że bym się z chęcią nie napiła, ale pod wpływem alkoholu niezbyt nad sobą panuję i sypiam z każdym. Dobra, z każdym to za dużo powiedziane. Z kobietami. Ogólnie nie ma w tym nic złego, ale ile można się tak bawić cały czas? Chciałabym poznać kogoś kto nie byłby na jedną noc i kto ogólnie by mnie lubił za sam mój charakter, przy kim po prostu mogłabym być sobą. W prawdzie graniczy to trochę z cudem, ale nadzieja matką głupich, prawda?

Obudziłam się około 9, dziś nie musiałam iść na siłownie, bo była kolej Chrisa na siedzenie na recepcji. Także miałam cały dzień wolny. Zastanawiałam się nawet pare razy czy napisać do Camili, ale nawet nie wiedziałam co miałabym napisać. Postanowiłam sobie to darować i koniec końców zadzwoniłam po Normani, żeby przyszła, bo przysięgam, że oszalałabym sama w tym domu. Nie musiałam na nią długo czekać, bo ledwo po pół godziny od mojego telefonu drzwi otworzyły się z hukiem, a w nich stanęła zadowolona Normani.

- No kurwa, Jaguar. Takiej chaty się nie spodziewałam.

Krzyknęła rozglądając się po każdym z pomieszczeń.

- Imprezka dzisiaj chyba co? - dodała z chytrym uśmiechem.

- Jak się zajmiesz organizacjąto tak. - mruknęłam rozsiadając się na kanapie. - Cabello mieszka w drugiej połowie.

Rzuciła mi spojrzenie, które świadczyło o tym, że nie bardzo rozumie. Dopiero jak dopełniłam słowem Camila jej oczy rozszerzyły się szeroko, aby po chwili gniewnie je zmrużyć.

- Jauregui - syknęła - ostrzegam cię po raz ostatni.

- Zluzuj dupę, Kordei. Dała mi bardzo dobitnie do zrozumienia, że nie mam u niej szans - uśmiechnęłam się przebiegle do przyjaciółki.

- Jak niby dała ci to do zrozumienia?

- Powiedziała mi, że nie jest zainteresowana dziewczynami jak tu była wczoraj.

- Camila tu była? - niedowierzała

- We własnej osobie - mój zadziorny uśmiech jeszcze bardziej się pogłębił - Wyluzuj, Mani. Nie mam zamiaru niczego próbować. Skończyłam z tym.

- Ciekawe na jak długo - mruknęła pod nosem. Postanowiłam już tego nie komentować.

Normani zajęła się wszystkim co potrzeba. Obdzwoniła chyba każdych znajomych zapraszając ich na domówkę, a ja zaczęłam poważnie zastanawiać się nad tym, czy ten dom pomieści tak dużą ilość osób.

- Dobra, to teraz jedziemy do Los Lovers zaprosić moją tygrysice i Camile, a po tym skoczymy po alkohol i przekąski - powiedziała zadowolona z siebie  - Nie kupujemy dużo, bo powiedziałam ze każdy ma coś ze sobą zabrać.

- Juz jesteście razem? - powiedziałam nawiazując do jej pierwszej części wypowiedzi.

- Oczywiście, że nie. Ale już niedługo - uśmiechnęła się chytrze z błyskiem w oku. - Dinah zawsze mi się podobała, wpadła mi w oko odkąd pierwszy raz pojawiła się na zajęciach tanecznych, ale dopiero twoja osoba stworzyła mi prawdziwą okazję, żeby spotkać się z nią prywatnie.

- Cóż, w takim razie musisz mi chyba podziękować - wzruszyłam ramionami

- Ale to nie zmienia faktu, że znam cię bardzo dobrze Jaguar. Jak zranisz Camile to się z tego nie wykaraskam, także łapy przy sobie Lampa. - powiedziała poważnie grożąc mi palcem.

Przewróciłam tylko oczami i wyszłam z mieszkania.

- Ja prowadzę. - krzyknęła moja przyjaciółka  przepychając się przeze mnie do auta po czym zajęła miejsce kierowcy.

- Ja mam kluczyki, wynocha.

Norman burknęła tylko coś pod nosem i przesiadła się na miejsce pasażera. Cała drogę opowiadała mi jaka to Dinah jest zajebista, a ja nie wiedziałam już czy się cieszyć z tego, że ktoś się nią w końcu zainteresował czy ubolewać, że muszę tego słuchać. Nie zdecydowałam się w końcu na żadną z tych opcji i po prostu podgłośniłam muzykę w  radiu przestając ja słuchać, co spotkało się z jej głębokim niezadowoleniem. Po kilku minutach jazdy byliśmy już przed restauracja. Wygramoliłam się leniwie z samochodu śmiejąc się z  Normani, która wystrzeliła wręcz jak proca do środka. Weszłam do środka bez słowa, jednak widok Camili w tym fartuszku przyjmującej zamówienie od jakiegoś grubego faceta w garniturze mimowolnie sprawił, że moje kąciki ust poszły delikatnie do góry. Normani była zagadana z Dinah, ale nie słyszałam o czym rozmawiały, bo całą swoją uwagę skupiłam na Cabello. Ta musiała wyczuć, że się na nią gapie, bo nasze spojrzenia się skrzyżowały, a ona nieznacznie uchyliła swoje usta na mój widok wyrażając zaskoczenie. To była tak dziwna chwila, w której poczułam się jakby nic poza nami na tym świecie nie istniało.  Szybko jednak odwróciła swój wzrok i wróciła do rozmowy z klientem, ale mojej uwadze nie uszły jej rumieńce na twarzy. Uśmiechnęłam się sama do siebie.

- Co o tym myślisz, Lauren?

- Co myślę o czym? - spytałam zaskoczona patrząc na Normani. Ta tylko przewróciła teatralnie oczami.

- Zostajecie na obiedzie? - spytała mnie Dinah posyłając pełen nadziei uśmiech.

- Chyba możemy. - wzruszyłam ramionami. Oczywiście, że chciałam zostać jeśli wiązało się to z bezkarnym gapieniem się na seksowną kelnerkę.

- Okej, w takim razie usiądźcie sobie pod oknem, a ja zaraz przyjmę od was zamówienie. - podała mi kartkę menu i puściła oczko Normani, która uśmiechnęła się figlarnie w jej stronę.

Zajełyśmy wyznaczone miejsce. Normani wyrwała ni  kartę menu i zaczęła przeglądać. Nie byłam głodna, wiec gdy Dinah przyszła po zamówienie wzięłam sobie tylko wodę.

- Zaprosiłaś je już? - spytałam popijając wodę.

- Jeszcze nie. A co jeśli ma jakieś plany? Albo nie będzie chciała? - zapytała przejęta.

- No nie wierze, Mani się stresuje?

- Ty je zaproś żeby nie było, że mi aż tak zależy.

- Ale zależy - dokończyłam za nią. - Nic z tego, ty zobowiązałaś się wszystkim zająć.

Ten stoik zdecydowanie nie będzie moim ulubionym. Co z tego, że miał świetny widok na to co jest za oknem, ważniejsze było ze miał kiepski widok na to co dzieje się w środku. Camila przechodząc obok rzuciła tylko cześć i pomachała, i tyle ją widziałam. Za to widziałam jak coraz więcej osób wchodzi do środka, a nie wychodzi prawie nikt. Nie mogłabym pracować w gastronomi, za dużo się tu dzieje. Gdy Normani zjadła udaliśmy się na bar. Dinah zajęta była przygotowywaniem napoi, a Camila w skupieniu nabijała coś na ekran komputera.

- Dziewczyny - zaczęła z ekscytacja Normani skupiając ich uwagę - Lauren urządza dziś imprezę w swoim nowym mieszkaniu. Możecie zabrać ze sobą kogo tylko chciecie.

Wiedziałam, że te słowa kierowała bardziej w stronę Camili, a ja miałam cicha nadzieje, że nie zabierze ze sobą tego swojego chłopaka. Z jakiegoś powodu nie bardzo za nim przepadałam, wręcz go nie lubiłam. Camila już otwierała buzie aby się odezwać, ale Dinah była szybsza.

- Przyjdziemy na pewno. Gdzie to jest? - pytanie kierowane do mnie, ale to Mani odpowiedziała.

- Camila zna adres.

Rozbawiło mnie pytające spojrzenie Dinah w kierunku Camili. Najwidoczniej jeszcze się jej nie pochwaliła, kto jest jej nowa sąsiadka.

Los loversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz