Rozdział 22

1.1K 78 4
                                    

Lauren

Stoję jak wyryta nie wiedząc co tu się właśnie przed chwilą odjebało. Nie wiem czy mam za nią iść czy może po prostu wyjść z jej mieszkania. Raczej jakby chciała ze mną o tym porozmawiać to nie poszłaby sobie stąd.
Koniec końców decyduję się na pierwszą opcję i niepewnie pokonuję kolejne stopnie schodów prowadzących do górnej części domu. Nie wiem nawet co mogłabym jej powiedzieć. Przeprosić? Zapytać jak się czuje czy co?

Skłamałabym jeśli bym powiedziała, że żałuję, że ją pocałowałam. Chciałam tego, kurewsko pragnęłam posmakować jej ust od kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam. Bez zawahania bym to powtórzyła nawet gdybym już wiedziała jak to się skończy. Taka po prostu jestem, samolubna. A ona jest tak kurewsko perfekcyjna, że nie mogę odciągnąć jej od swoich myśli.

- Camila, otwórz drzwi! - krzyknęłam ciągnąć za klamkę i napotykając opór zamka.

Brak odpowiedzi.

- Camila! - krzyknęłam jeszcze głośniej i mocniej szarpnęłam za klamkę.

Po chwili usłyszałam otwierany zamek, jednak nie otworzyła ona drzwi. Bez zawahania pociagnęłam ponownie za klamkę i tym razem drzwi faktycznie się otworzyły. Weszłam niepewnie do środka. Camila stała obok łóżka patrząc na mnie tymi swoimi zapłakanymi oczami. Aż tak żałuje tego co się stało?

- Camila... - podeszłam do niej bliżej instynktownie otwierając ramiona, by dziewczyna znalazła się w moich objęciach.

Może to dziwne, ale mimo, że nie znamy się długo to mogę śmiało powiedzieć, że nigdy tyle razy nikogo nie przytuliłam co właśnie ją. No może prócz Taylor, ale to moja siostra więc to się nie wlicza.

Widziałam w jej zapłakanych oczach zawahanie jednak już po chwili przywarła do mojego ciała, a ja zamknęłam ją w swoim uścisku.

- Nie zrobię tego ponownie. - zapewniłam ją do ucha głaszcząc ją opiekuńczo po plecach.

Może zrobię.

- To nie chodzi o to, Lauren - przez płacz jej słowa były nieco zniekształcone, ale i tak zrozumiałam co powiedziała.

- A o co chodzi?

Odpowiedz długo nie przychodziła. Ale czekałam, czekałam głaszcząc ją cierpliwie od lini ramion aż do końca pleców. Z jakiegoś dziwnego powodu było mi źle widząc ją płacząca i jednocześnie było mi dobrze, że wypłakuje się akurat do mojego ramienia.

- No nie płacz już, Camz. - ucałowałam ją w czubek głowy.

No dobra, może nie powinnam tego robić. Ale z tego co mi się wydaje uchodzi to za opiekuńczy gest.

Brązowooka na moje słowa przetarła rękawem zapłakane oczy i jeszcze raz smarkneła nosem.

- Już nie płaczę - zapewniła mnie wyswobadzając się z moich ramion i siadając na krawędzi łóżka.

- Chcesz o tym pogadać? - zajęłam miejsce obok niej przyglądając się jej uważnie.

Policzki miała lekko zaróżowione i wciąż delikatnie mokre od łez, wargi popękane i wyschnięte i oczy lekko podpuchnięte.
Nie chciałabym więcej oglądać jej w takiej odsłonie. Ktoś taki jak ona nie powinien w ogóle płakać. A już tym bardziej z mojego powodu.

- Nie. - pokiwała przecząco głową jednak kiedy jej warga delikatnie zadrżała świadcząc o możliwym ponownym ataku płaczu odezwała się zmieniając zdanie - Tak.

- Ale masz już nie płakać. - zagroziłam jej palcem robiąc poważną minę i marszcząc przy tym brwi. - Chodź, położymy się się.

Złapałam ją delikatnie za rękę i przesunęłam się w głąb łóżka. Położyłam się w ten sposób by moje plecy były oparte o poduszki, a głowa spoczywała na ramie od łóżka. Pociągnęłam Camilę tak, by głowa leżała na mojej klatce piersiowej i ponownie zaczęłam ją głaskać, ale tym razem po włosach. Dziewczyna nie protestowała tylko całkowicie oddała się temu co robiłam. Uznałam to za dobry znak. Chyba gdyby nie chciała mnie tu to raczej by to powiedziała, prawda?

Los loversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz