Rozdział 14

1.1K 74 9
                                    

Lauren

Nie, tego wszystkiego było naprawdę za wiele jak na moją głowę w ciągu dwóch dni. Jeszcze ten jebany Shawn z tymi jebanymi kwiatami dla jebanej Camili. Potrzebowałam tego, potrzebowałam odreagować, jeszcze ten jeden raz.

Nim się zorientowałam już stałam pod drzwiami Vives. Głośno zapukałam, jednak po kilku sekundach straciłam cierpliwość i pociągnełam za klamkę wchodząc do środka.

- O proszę, ktoś wrócił do żywych. - powiedziała Lucy opierając się o ścianę i krzyżując ręce na piersi.

Była ubrana w kabaretki, granatowe spodenki zasłaniające ledwo pośladki i czarny koronkowy stanik. Mimowolnie lekko się uśmiechnęłam na ten widok. Nic dziwnego, że to do Vives przychodziłam za każdym razem jak miałam ochotę, trzeba było przyznać - ciało miała boskie. Nie tak idealne jak Camila, ale wciąż piękne.

- Wybierasz się gdzieś? - zapytałam obojętnie podchodząc do stołu na którym stała już napoczęta butelka Jacka Danielsa.

- Miałam plany, ale chyba z nich zrezygnuję.

Nawet nie patrząc na nią wiedziałam, że się uśmiechnęła. Zgarnęłam butelkę ze stołu i poszłam do kuchni po szkło. Wyciągnęłam lód z zamrażarki po czym wrzuciłam dwie kostki do szklanki zalewając je odpowiednią ilością trunku.

Wypiłam wszystko praktycznie na jeden łyk. Przyjemne ciepło rozlało się po moim przełyku, a ja od razu poczułam jak moje ciało się rozluźnia.
Tak, właśnie tego mi było trzeba.

- Już cię stąd nie puszczę - zaśmiałam się nalewając kolejną ilość alkoholu i ponownie opróżniając ją, jednak nie tak zachłannie jak poprzednią.

- Wiedziałam, że długo nie wytrzymasz - wyszeptała mi do ucha Lucy kuszącym głosem.

Odwróciłam się twarzą do niej czując się odprężona i tak wesoła jak przez ten miesiąc nie czułam się ani razu.

- Bez alkoholu? - spytałam unosząc lewą brew i uśmiechając się do niej przebiegle.

- Beze mnie.

Dziewczyna mówiąc to zaczęła składać mokre pocałunki na mojej szyi, a ja usadowiłam swoje ręce na jej biodrach odchylając głowę w tył, by ułatwić jej dostęp.

- Poczekaj. - delikatnie ją odetchnęłam, ale widząc jej pytający wzrok od razu sprostowałam swoje zachowanie - Jeszcze się nie rozgrzałam. -wyjaśniłam wskazując na alkohol.

Vives złapała mnie za rękę i zaprowadziła mnie na kanapę, gdzie na stole stała jej szklanka. Usadowiłam się obok niej nalewając nam trunku.

- To jak ci się żyje na swoim? - zapytała upijając łyk alkoholu.

- Nie udawaj, że cię moje życie obchodzi - warknęłam trochę zbyt agresywniej niż zamierzałam. - Dobrze wiesz, że nie przychodzę, żeby sobie pogadać jak jakieś żałosne przyjaciółeczki.

- To z jakiego powodu w końcu się u mnie pojawilaś? Nowa zabawka nie okazała się wystarczająca?

Na to pytanie poczułam jak wszystko się we mnie gotuje. Uczucie to było dodatkowo potęgowane krążącym już w moich żyłach alkoholem.

- Ona nie jest żadną zabawką - syknęłam przez zęby rzucając jej ostre spojrzenie - I jak jeszcze raz tak o niej powiesz - mówiąc to chwyciłam jedna ręką jej podbródek - to w ogóle pożałujesz, że w tej ślicznej buźce masz język - dokończyłam uśmiechając się wrednie.

Widziałam, że Lucy się trochę wzdrygnęła mojego zachowania. Znała mnie dobrze i niejednokrotnie widziała wybuchy mojej złości i to co jestem w stanie zrobić w takiej chwili. Szczególnie jak jestem pod wpływem alkoholu. Ani razu nie weszła mi w drogę, więc wiem, że tym razem też sobie odpuści.

Los loversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz