Kilka dni później nadszedł ten dzień w którym Rudolphus miał wyjść z Ankabanu. Dla Belli nie miało to znaczenia bo wiedziała że jej głupi mąż za niedługo da się znowu złapać i Azkaban powita go ponownie. Siedziała jak prawie zawsze na dużej kanapie w salonie i czytała książkę. Jej siostra gotowała kolację. Gdy rozległo się pukanie do drzwi wejściowych Bellatrix nawet nie raczyła wstać otworzyć, więc Narcyza je otworzyła. Do domu wparował Rudolphus.
- Bellatrix.. Gdzie ona jest?! - zapytał, a raczej wykrzyczał
- Ej zamknij się! Nie krzycz tak! - odparła Bella
- Chodź musimy porozmawiać na osobności! - złapał ją za ramię i pociągnął do jakiegoś pokoju
- Czego chcesz?
- Ty debilko! Siedziałem w Azkabanie! Przez ciebie!
- Przeze mnie?! Siedziałeś w Azkabanie przez swoją głupotę Rudolphusie, a teraz puszczaj mnie! To boli!
- I ma boleć!
Jej mąż zaczął szarpać nią jeszcze bardziej. Oparł ją plecami o ścianę i przyłożył różdżkę do jej głowy. Bellatrix jak zawsze z kamienną twarzą wpatrywała się w jego rozwścieczone oczy. W środku czuła ogromny strach, ale nauczyła się, że lepiej tego nie pokazywać. Wiedziała, że jeśli zaraz ktoś jej nie uratuje to czeka ją śmierć z ręki jej męża.
- Błagam... nie rób mi... krzywdy - wydyszała
- Jeśli odpowiesz na moje jedno proste pytanie to może daruję ci życie
- Ok dawaj - szczerze to nie wiedziała czego ma się spodziewać
- Znalazłaś sobie innego?
- Rudolphusie! Owszem nic do ciebie nie czuję, ale to nie znaczy, że chce się z tobą rozwodzić, albo co gorsza szukać sobie innego. Jesteś wspaniałm mężem, przepraszam za to, że cię nie kocham, ale po prostu nie mogę... nie umiem - chciała złagodzić sytuację
Bellatrix bardzo często kłamała i bardzo dobrze jej to wychodziło, lecz tym razem nie kłamała.
Poczuła jak jej ,,kochany" mąż uderza ją z całej siły w policzek, a ona opadła na ziemię.
(wyglądała wtedy mniejwięcej tak jak na tym zdjęciu)
Przeczołgała się w kąt pokoju i zaczęła czuć, że została poddana torturom. Nie bolało aż tak, bo była już przyzwyczajona do Cruciatusów, a poza tym Rudolphus nie znał się za bardzo na tej klątwie. Przypomniała sobie, że w kieszeni ma różdżkę więc zaczęła jej szukać. Znalazła!
- Petryfikus Totalus! - krzyknęła
Gdy poczuła, że ochłonęła po Cruciatusach zaczęła uciekać. Po drodze napotkała Cyzię.
- Proszę! Cyzia pomocy!
- Spokojnie, co się dzieje?
- Rudolphus mnie torturował i teraz jest unieruchomiony. Błagam pomocy... Boję się go...
- Muszę ci przerwać. Czarny Pan chce się z tobą pilnie widzieć
Mega, mój mąż mnie torturował a teraz pewnie czeka mnie kara od Czarnego Pana. Hmmm ciekawe za co ta kara - myślała
Poszła do komnaty swojego umiłowanego Pana.
- Witaj Bello. Mam do ciebie prośbę - wymusił sztuczny uśmiech
- Do twoich usług Panie - skłoniła się lekko
- Musisz zabić swojego męża, ale nie zwykłą Avadą tylko Cruciatusami. - chciał zobaczyć jak bardzo wierna i oddana jest mu Bellatrix
- Ale... Panie mój... to mój mąż... prosz...
- Nawet nie sprzeciwiaj mi się,bo jeśli nie wykonasz tego zadania wylecisz ze śmierciożerców!
- Dobrze - opuściła głowę w wyszła z jego komnaty
Nie miała wyboru. Musiała zabić Rudolphusa.
CZYTASZ
Pure Madness || Bellatrix Lestrange
Fiksi PenggemarOpowiadanie do którego się nie przyznaję :) Wybaczcie byłam młoda i głupia, a to nie moja wina że to się tak wybiło. Czytacie na własną odpowiedzialność.