**11**

45 3 0
                                    

Bose stopy elfa stanęły na twardej powierzchni w kolorze błota. Rozejrzał się z zniesmaczeniem na twarzy.

Pustka – pomyślał z obrzydzeniem.

Zrobił kilka kroków, jednak nigdzie nie widział swojej ukochanej. Była tylko... Pustka. Miał przed sobą krainę, którą nie dało się porównać do czegokolwiek. Dominowała tutaj zieleń, gdzieniegdzie znajdowały się zbiorniki wodne o paskudnym kolorze wody, dużo skał. Miejsce było jednak opustoszałe.

– co jeśli... – przeszło mu przez myśl okropne wyobrażenie.

Co jeśli jego ukochana... Nie. Ona była nie do zdarcia. Zwykła Pustka nie mogła jej załatwić.
Szybko wyrzucił okropną wizję z głowy i ruszył przed siebie.

– Hawke! Gdzie jesteś?! – Zaczął wołać. – Hawke!

Nie usłyszał głosu kobiety. Za to natychmiast poczuł się obserwowany.

Może jednak krzyk nie był najlepszym pomysłem... – pomyślał i ponownie się rozejrzał.

Nic na niego nie patrzyło, a przynajmniej tego nie widział.

– Uspokój się... Pamiętaj dla kogo tu jesteś... – mamrotał pod nosem.

Biegł, ciągle czując obcy wzrok na swoich plecach, ale nie chciał spowalniać, aby dowiedzieć się, kto na niego spogląda. Wiedział, że to na pewno nie była Hawke i tyle mu wystarczyło.
Miał wrażenie, ze biegnie już całą wieczność. Że szuka jej kilka, jak nie kilkadziesiąt lat. W końcu wyczerpany, zatrzymał się i łapiąc oddech, chwycił się za głowę.

– Gdzie jesteś Hawke... Cholera... – Oparł dłoń o kolano i skulił się.

Miał dość tego wszystkiego. Miał dość myśli, że nie potrafił uchronić ukochanej, która przecież tyle już wycierpiała. Miał dość samotności, bo bez Hawke czuł, jakby wszyscy inni nie istnieli. Miał dość Pustki, bo wszystko w niej było inne, niż się wydawało. Zaczął tracić nadzieje, że w ogóle ją znajdzie, że jest ona w Pustce, albo w ogóle żyje.

– Proszę cię... – Ścisnął powieki.

Po chwili wziął głęboki oddech i spojrzał przed siebie. Nie mógł się teraz poddać. Musiał znaleźć choćby jej ciało. Ruszył dalej.

Zatrzymał się, gdy kompletnie wryło go w ziemie. Otworzył szeroko oczy, gdy ujrzał niedaleko przed sobą ukochaną.

Hawke stała plecami do niego. Jej brązowe włosy delikatnie szarpał wiatr, którego elf nie czuł, a czerwona zbroja błyszczała nienaruszona.

–H... Hawke! – wykrzyknął impulsywnie.

Bohaterka spojrzała w jego stronę i posłała mu szeroki uśmiech. Obróciła się i wyciągnęła ramiona.

– Chodź do mnie, Fenrisie – rzekła pociągająco.

Elfowi nie trzeba było mówić drugi raz. Natychmiast rzucił się w objęcia ukochanej i przytulił ją mocno.

– Dobrze cię widzieć, Fenrisie... – powiedziała cicho do ucha.

– Nawet nie wiesz, jak się o Ciebie martwiłem... – Odetchnął. – Był moment, kiedy myślałem... – Przerwała mu.

– Cśś... Fenrisie... – szepnęła, gładząc palcami jego znaki na szyi. – Chodźmy już stąd, najdroższy...

– Chodźmy, mam dość tego miejsca. – Objął ją i wyciągnął klejnot komunikacyjny.

Już miał go aktywować, ale zawahał się. Spojrzał jeszcze raz w oczy ukochanej.

W jej spojrzeniu było coś dziwnego, coś czego elf nie rozpoznawał. To nie były oczy jego żony. Jej dotyk także był inny. Gładząc jego znaki, czuł jakby był dotykany przez zupełnie kogoś innego. Wyglądała zupełnie, jak Hawke, lecz to nie była ona...

Puścił ją powoli i odsunął się na znaczą odległość.

– Nie... Nie jesteś nią... – odparł, zaskakując chyba samego siebie.

– Co Ty mówisz, najdroższy? – Kobieta ponownie wyciągnęła ramiona. – Chodźmy już do domu. – Uśmiechnęła się szeroko, ale nie był to uśmiech, który Fenris pamiętał.

– Nie... Ty... – Elf przypomniał sobie, że znajduje się w Pustce. – Jesteś demonem!

Twarz kobiety natychmiast się zmieniła. Przestała się uśmiechać, zmarszczyła brwi i wykrzywiła usta.

– No proszę, co są imponująca dedukcja – odparła nienawistnie, po czym zmieniła się.

Przed Fenrisem stanął demon o fioletowej skórze i z czarnymi ślepiami. Wydawało się, że wciąż wygląda, kobieto-poodobnie, jednak gdy się odezwał, jego głos z pewnością do kobiecych nie należał.

– W takim razie, przejdę więc od razu do planu B – rzekł demonicznym głosem. – Powiem ci, gdzie znajdziesz ukochaną, jeśli tylko wyświadczysz mi przysługę w przyszłości. – Wyciągnął do niego dłoń.

Fenris zawahał się przez sekundę. Oczywiście, chciał odnaleźć Hawke za wszelką cenę, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że zawsze istnieją haczyki w interesach z demonami.

Już z obojętną miną podszedł do niej.

– Tak... Dobrze... – syknął z zadowoleniem na twarzy. – Kochasz ją, prawda...? Zrobisz dla niej dosłownie wszystko, prawda...? Głupia, ludzka mi... – Zawył z bólu.

– Jest dla mnie wszystkim. Dlatego nie mogę pozwolić, aby zagrażał jej plugawiec – rzekł bez ani grama emocji, a po tym dobił demona.

Demon padł bez życia. Fenris westchnął, nie kryjąc obrzydzenia na twarzy i schował miecz.
Paskuctwa. Jakim prawem to w ogóle żyje?

Ponownie ruszył przed siebie. Nie mógł się poddawać, zwłaszcza teraz, mając świadomość, że Hawke mogą zagrażać demony.

Znajdę cię, ukochana.

Mijał na swojej drodze jeszcze kilka demonów, które chciały zamącić mu w głowie. Z tymi jednak Fenris rozprawiał się szybciej. Miał już doświadczenie.

Kiedy czuł, że biegnie już kolejną godzinę, zauważył w oddali truchło wielkiego, naprawdę olbrzymiego, pająka, a na jego grzbiecie sylwetkę. Postać z bardzo charakterystyczną zbroją. Była to zbroja, którą nosiła tylko jedna osoba. Wiedział, że równie dobrze może to być demon, ale żaden napotkany, poza pierwszym, się pod nią nie podszywał. Pewnie te wszystkie spojrzenia za jego plecami widziały, co elf zrobił i bały się bawić w teatrzyk.

W końcu nie wytrzymał i kiedy był już blisko ponownie wykrzyknął:

HAWKE!

Nasz Happy End I Dragon Age Fenris x Hawke IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz