Rozdział Trzeci

31 6 0
                                    

Z okazji mojego odejścia matka i siostry postanowiły urządzić przyjęcie zaraz po Tańcu Lata.
Tego roku Taniec Lata był bardziej uroczysty. Nie tylko nałożyliśmy maski i zaprosiliśmy Śpiewaczki Słońca w ich złocistych sukniach. Timona Zielonorękiego poproszono o występ w stroju ceremonialnym; był to pomysł Dawczyni Pamięci, a Strażnik zgodził się, nawet jeśli na Wybrzeżu przyjście lata świętowało się inaczej.
- Nauczono mnie tradycji wszystkich części Krainy - powiedział mi.
Strój ceremonialny pomógł mu włożyć Julio, rudy chłopak o jastrzębim nosie i brązowej cerze. Julio był jego kuzynem od strony matki i jego Cieniem. Gdyby Król nadal żył, a Timon umarł, Julio zostałby Strażnikiem zastępczym. Rzeczywiście, wyglądali jak negatyw jeden drugiego.
Julio traktował bardzo poważnie mistyczną rolę Timona.
- W dzień Lata poświęcimy go Matce Ziemi - powiedział.
Zadrżałam.
- Dawno tego nie robiono - przyznałam - Chyba go nie zakopiecie?
- Nie. Zamkniemy go w Cuevra Lacrinata, żeby pościł.
- Zaprowadzicie go do Jaskini Łez na wzgórzach? - spytałam.
- Przecież to święte miejsce.
- Aż za święte - odpowiedziałam.- Powiadają, że Gwiezdny Lud porywa tam ludzi.
Julio zaśmiał się.
- No chyba nie porwią naszego Timona. Powinni wiedzieć, że on jest ważny dla naszej Krainy.
W wieczór Przesilenia zgromadziliśmy się w Świętym Miejscu naszej okolicy, blisko jaskiń. Odziani w maski i wzorzyste szaty z geometrycznymi haftami, czekaliśmy na Strażnika i jego świtę. Kiedy nadszedł w blasku pochodni i przy dźwięku bębnów, nie byłam pewna, czy to ten sam człowiek.
Do kolan miał zieloną spódnicę z traw. Na ramionach i nadgarstkach złote bransolety. Na nogach pozłacane sandały. Na piersi coś w rodzaju halsztuka z pawich piór. A na głowie... Jego korona z liści, gałęzi, kwiatów i piór była wysoka, szeroka i imponująca. Wyglądał jak uosobienie przyrody naszej Krainy.
Kapłanki Bogini Matki, zgromadzone w okręgu, i Śpiewaczki Słońca rozstąpiły się przed nim.
Jedna z nich, siostra Clara, potrząsnęła laską z dębu korkowego.
- Niech Strażnik zstąpi do ziemi jak go Matka stworzyła! - zawołała.
Odwróciłam zwrok gdy Timon zaczął się rozbierać. Nie chciałam oglądać jego anatomii ani pośladków. Chyba bym spaliła się ze wstydu jak jakiś krzak gorejący. Toteż patrzyłam gdzieś w bok, gdy schodził do jaskini przy wtórze chóru kapłanek.
Nie przyszłam też do jaskini z rana, gdy Strażnik miał opuścić podziemia.

***

Dwa dni później przy pomocy jak zwykle uczynnych sąsiadów matka i siostry zorganizowały mi przyjęcie pożegnalne. Wystawiliśmy stoły i ławy na patio, wyjęłyśmy mięsa, sery i warzywa ze spiżarni, i zaprosiłyśmy chyba z połowę okolicy, wliczając w to kilkoro członków i człońkiń Rady Starszych, których wybierała nasza społeczność po długich dyskusjach i negocjacjach. Byli też grajkowie z piszczałkami i gitarami. Niewątpliwie byli ze mnie dumni, bo zostałam wylosowana na królową.
Przedtem było dużo zamieszania. Fermina pomogła wybrać mi strój. Była to falbaniasta czerwona suknia, która odzwierciedlała tradycje nas, Środkowego Ludu, ludzi zrodzonych zarówno z krwi ludzi Gór jak i z bladych Przybyszów Zza Morza. Do tego czarne buty i róża we włosach. Niestety, nie umiała mnie odpowiednio uczesać, a reszta rodziny była zajęta innymi częściami przygotowań.
- Zawołam Strażnika! - stwierdziła. - To taki elegant.
Poleciała po niego. Gdy go przyprowadziła, nie mogłam oderwać od niego oczu. Seledynowy surdut, niebieski cienki krawat, brązowa kamizelka, beżowe wąskie spodnie, czarne lakierki... Aż żal mi było, że będzie musiał pracować nad moją fryzurą, kiedy sam był już nieskazitelnie wyszykowany.
- Do pani usług, Amaranto - powiedział i postawił porządnie lustro na moim sekretarzyku.
Spojrzałam na siebie, zastanawiając się, czy on zrobi ze mnie piękność. Miałam chudą trójkotną twarz, śniadobrzoskwiniową cerę, zbyt gęste brwi, fioletowe usta i piwne oczy, a moje włosy były czarnobrązowe i proste. Nic specjalnego.
- Wygląda pani jak mroczny płomień - powiedział Timon z uznaniem.
- Czyżby? - spytałam - W takim razie wygląda pan jak papuga.
- Czy to obraza, czy komplement? - spytał, szczerząc zęby w uśmiechu.
- To drugie.
Dotknął moich włosów, a dotyk jego szczupłych złocistych dłoni był aksamitny. Zamknęłam oczy i delektowałam się tą chwilą.
Z zamyślenia wybudził mnie jego głos.
- Kok czy korona? - spytał.
- Nie ma pan innych pomysłów? - spytałam.
W końcu uczesał mnie w koronę i wpiął mi szkarłatną różę we włosy. Przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam tak dumnie, że mogłabym tańczyć bolero na stole.
- I jak? - spytał.
- Ma pan naturalny talent fryzjerski - odpowiedziałam.
Ujęłam go za ramię i poszliśmy na dwór. Chciało mi się chichotać, ale musiałam zachować powagę, żeby nie narobić krewnym i znajomym wstydu przed Starszymi.
- Wspaniała królowa! - zawołała Aurelia, jedna ze Starszych. Na jej głos wszyscy zaczęli wiwatować i klaskać. Zarumieniłam się i postarałam się usiąść z godnością obok matki.
Cóż mogę powiedzieć o daniach? Najpierw były dwa rodzaje zup, kukurydziana i serowa. Potem kurczak w chili, zapiekanka warzywna, placek z wołowiną, pieczeń wieprzowa, warzywa, pieczone bataty i siedem rodzajów ziemniaków.
Potem mama zawołała na zespół, żeby zagrał. Nie chciało mi się tańczyć, ponieważ się obiadłam. Strażnik jadł za to mało jak ptaszek, i chciał z kimş zatańczyć. Dlatego poczułam przypływ energii i postanowiłam rzucić mu wyzwanie. Podeszłam do niego i zarzuciłam suknią.
- Niech pan ze mną zatańczy - powiedziałam.
- Do usług zatem - odpowiedział i ujął mnie za ramię.
Przypuszczam, że większość tamtego popołudnia przetańczyłam z Timonem Zielonorękim. Były to dzikie, dumne tańce, wymagające rywalizacji, ale nie bliskości, która byłaby niewskazana. Zapewne byli też inni, mój szwagier, moi znajomi, Eliseta która kiedyś się we mnie podkochiwała i z którą chodziłyśmy do szkoły... Ale pamiętam tylko Strażnika i rozmowę z Elisetą.
- On się w tobie kocha - powiedziała, śmiejąc się.
- Co? - spytałam - Nie, żartujesz.
- Spójrz tylko, jak się na ciebie gapi!
- Strażnik jest znany ze swojej reputacji.
- Nie obrażaj go. Taka jego praca. Zresztą widziałam jego oczy. On jest tobą zauroczony.
- Nie wolno nam, Eliseto.
- Wiem. Dlatego cię ostrzegam. I nie mów, że nie masz na niego chętki.
- Nie wykorzystam tego - odpowiedziała. - Obiecuję.
- No myślę. Nie powinnaś marnować szansy na bycie dobrą królową. Trójkącik by ci nie pomógł. Takie rzeczy to tylko w ostateczności. Wiesz, co się dzieje, gdy król nie może mieć dzieci? - spytała.
- Wiem - mruknęłam.
- Jeśli Pachatec byłby bezpłodny, i tak miałabyś Strażnika dla siebie. Musielibyście zrobić sobie dziecko.
- Nie prowokuj mnie, Eliseto.
- Przecież cały czas mówię ci, żeby nie kręcić z nim, gdy nie jest to konieczne! - powiedziała.

***

To naprawdę była uczta pożegnalna. Wyruszyliśmy następnego dnia, z moimi rzeczami załadowanymi na dwa duże wozy. Zabrałam oczywiście tonę książek, parę eleganckich strojów - w Casucar i tak pewnie przygotowywano mi nowe - i inne potrzebne rzeczy, włącznie z małym pistoletem i nożem. Mieliśmy wsiąść do Długiego Pociągu który przejeżdżał przez dżunglę. Teraz był to obszar niemal pozbawiony ludzi, gnieździły się tam za to niebezpieczne stwory i mutanty. Musiałam się przygotować.
Dużo wszyscy płakaliśmy, mama i moje siostry, i mężczyźni z rodziny, i Darien. Starałam się ich pocieszyć, ale sama łzawiłam.
- Nie płaczcie kiedy odjadę - poprosiłam - To nie jest rozstanie na zawsze. Będziecie przecież zapraszani przez Pałac.

***

- Zapewne zdążymy na 26 lipca - powiedział Strażnik gdy jechaliśmy piaszczystą drogą ku czarnozielonemu wężowi pociągu w dolinie.
W

tedy, 26 lipca, odbywała się uroczystość Poświęcenia, kiedy Król bądź Królowa ponosił symboliczną śmierć na pamiątkę zabójstwa Poświęcenia Krwi przez Ludzi Zza Morza.

- Nigdy tego nie widziałam - przyznałam i dodałam - Pan też musi umrzeć.
Zaśmiał się.
- To dopiero w grudniu. Ale nie chce pani wiedzieć, jak odtwarzam śmierć Wyzwoliciela z Oków.
Chyba wolałam nie wiedzieć. To był jeden z kolejnych straszliwych rytuałów związanych nie tylko z zejściem do podziemi ku pamięci bóstw chtonicznych, ale z jakąś trucizną warzoną przez szamanki Yemayi. O ile rozumiałam, każdego takiego dnia Strażnik Krainy doświadczał, co to znaczy być żywym trupem umierającym na gruźlicę.

Dzieci wszystkich krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz