Rozdział Szósty

36 6 2
                                    

Popołudniem, kiedy jedliśmy obiad wraz z osadą na głównym placu, do Timona podeszła kobieta w wielokolorowym stroju, w którego barwach dominowały zielenie, brązy, błękity i czerwienie. Kobieta miała bransolety z liściastymi ornamentami na rękach, i miedzianą opaskę na rozpuszczonych czarnych włosach. Dałabym jej jakieś czterdzieści pięć lat, i sądząc po stroju, musiała być kapłanką Mamapachy, Górskiej wersji Bogini i Yemayi, opiekunki ziemi.
- Potrzebuję Strażnika - powiedziała.
Timon skłonił się.
- Dopełnię rytuału - odpowiedział.
- A zatem chodź ze mną, Ziemioręki - powiedziała i wyciągnęła do niego rękę w dumnym geście.
- Co się dzieje? - spytałam.
- Musimy podziękować Mamapachy za uratowanie dziewczyny - odpowiedziała kapłanka - Strażnik musi połączyć się z ziemią.
Spłoniłam się. On też. Miałam tylko nadzieję, że to nie będą publiczne dzięki. Dlaczego kobiety musiały tak dręczyć Timona?
Tamtego wieczora Strażnik i kapłanka udali się na jakąś wyspę na jeziorze blisko osady. Ja czułam się bardzo samotna.
Vayacha przyszła do mnie z tortillą żeby mnie pocieszyć.
- Taka już jego praca, pani - powiedziała. - On musi zbliżać się do kobiet rytualnie.
Parsknęłam śmiechem.
- Czy kobiety-Strażniczki też muszą tak robić?
- Tylko jeśli zechcą, z kapłanami Inti. Ale biedni Strażnicy nie mają wyboru.
- A więc widzisz, że to nie jest sprawiedliwe.
- Ale Timon wiedział, na co się pisze. Zresztą on wie, że tu chodzi o przepływ. O możliwość dawania życia.
- Dawania życua? - spytałam - Ta kapłanka była pewnie po czterdziestce! Ludziom w jej wieku odradza się rozmnażanie!
- Przecież mówiłam tylko o możliwości.
- No tak - mruknęłam - Pewnie dlatego miłość ludzi miłorzębu nie jest rytualna.
- Wiem, że po tych odkryciach może być pani drażliwa na Strażnika i Króla.
- Już nie jestem. Akurat gdy w miarę się pogodziliśmy i chciałam z nim swobodnie porozmawiać, ukradła go jakaś baba!
Vayacha zaśmiała się.
- Proszę się nie martwić. Jutro Strażnik znowu będzie z nami.
Tak więc czekałam. Czekałam i zastanawiałam się, dlaczego nigdy nie rozumiałam tej części świętości.

***

Następnego ranka, ku mojemu zdziwieniu, napotkałam Strażnika w domu Starszych. Wyglądał jak zasmucone szczenię.
- Niech pani nie mówi, że obraziła się pani, bo musiałem odprawić rytuał - powiedział.
- Nie gniewam się - odpowiedziałam - Wiem tylko, że nie chciałabym być Strażnikiem.
- Strażniczki mają lepszy los - odpowiedział - Poprzednia miała siedmioro dzieci z siedmioma mężczyznami, ale wszystko to z własnej woli. Uznawano to za dowód witalności i płodności, ale sprowadziła te dzieci na świat bo chciała, a nie dlatego, że kazał jej tak obyczaj.
- A pan? Naprawdę nie zna pan liczby swoich dzieci?
- Dowiem się tego, gdy skończę czterdzieści lat i podadzą mi Eliksir Bezpłodności. Wtedy dowiem się, ile dzieci podarowałem.
- Eliksir Bezpłodności? - spytałam - To znowu ma jakiś związek z Wyzwolicielem z Oków?
- Częściowy. Paradoksy, rozumie pani. Najpierw dajesz, a potem zostaje ci odebrane. Ale chodzi też o to, że mężczyźni od pewnego wieku bardziej są narażeni na to, że obdarzą kobietę innym umysłowo dzieckiem. [rzeczywiście, dzieci ojców po 40-stce są bardziej narażone na autyzm i ADHD] Nie wiem, czy to o czymkolwiek świadczy. Moi rodzice byli jeszcze dość młodzi, a sprowadzili na świat mnie.
- Uważa się pan za innego? Robi pan tylko błędy ortograficzne.
- To nie wszystko. Wie pani, tak naprawdę to nie mogę usiedzieć na miejscu. To... To tyczy się całego mojego życia. Nie wiem, czy umiałbym kogoś pokochać. Na stałe.
- A Król? To nie była miłość?
- Pachatec i ja... To było coś tak ważnego w moim życiu, że nie myślałem o tym nawet w kategoriach miłości. Skąd mogę wiedzieć, czy kiedyś uda mi się to z kobietą?
- Myślałam, że ma pan wiele czasu, by się o tym przekonać.
- Za kilkanaście lat będę zaorany - powiedział ze śmiechem - Chyba zostanę jakimś pustelnikiem z dala od tych wszystkich kobiet, które chciałyby mnie posiąść.

Dzieci wszystkich krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz