Rozdział Dziewiętnasty

20 4 0
                                    

Trigger warning: PTSD, wulgaryzmy

Timon załamał się dopiero gdy odpłynęliśmy.
Musiałam zająć się byłymi więźniami i upewnić się, kto z nich pochodzi z Krainy, a kto z Wysp Cukrowych, i kto w jaki sposób chce wrócić do domu. Gdy już zapamiętałam sobie wszystko i choć trochę odciążyłam ich z bólu zranionych ciaľ i umysłów, zwróciłam się do Timona. Miałam nadzieję, że wyczerpanie po stworzeniu bariery otępi go i da mu mocny sen. Ale on siedział w swojej kajucie i płakał, skulony. Rozejrzałam się w poszukiwaniu sznurów i ostrych przedmiotów. Nie było. Przy najmniej nie sprónuje się zabić.
Ale potem uświadomiłam sobie, że jestem żałosna i bezradna. Nie wiedziałam, co zrobić ani jak mu pomóc. Najchętniej też bym usiadła obok niego i popłakała sobie w kącie.
Nie wiedziałam, jak uzdrowić jego duszę.
- Tim... - zaczęłam.
Podniósł na mnie oczy. Wydawały się żółte jak u wściekłego jaguara.
- Gdzie jest Pacotico? - spytał.
- Został w stolicy - powiedziaľam- Musieliśmy go chronić.
Rozpłakał się jeszcze gorzej. Był jak dziecko, ale rozumiałam to.
- Chcę do mojego króliczka! - powiedział.
Spłoniłam się wstydem. Powiedziałam sobie, że to tak działa. Jednostka, którą archiwa Zbiornicy zwały zespołem stresu pourazowego.
- Spokojnie- powiedziałam - Wkrótce ty i Pacotico będziecie razem.
- Gówno prawda. Najpierw będziesz mnie ciągać po tych cholernych wyspach i pieprzonym Wybrzeżu.
Zwykle nie klął. Nie wiedziałam, czego to oznaka.
- Będę musiała - powiedziałam. - Inni więźniowie... Więźniarki...
- One mają pierwszeństwo, tak?
- Tak. Muszą połączyć się ze swoimi rodzinami.
- One nic nie wiedzą! Żadna nie przeszła tego, co ja! Ty też nie masz o niczym pojęcia - wybuchnął płaczem -... Co można zrobić człowiekowi.
Usiadłam przy nim. Cofnął się jak oparzony. Zrozumiałam, że to nie najlepszy pomysł.
- Chciałbym zapomnieć, że żyję - wychrypiał.
- Nie możesz umrzeć.
- Mogę i guzik mi zrobicie. Utopię się w morzu. Yemaya przyjmie swojego syna.
- Naprawdę uważasz, że tak jest lepiej? Że warto się zabijać z powodu tych suczydeł? Masz jeszcze tyle rzeczy do zrobienia...
Zaśmiał się szyderczo, ocierając łzy z twarzy.
- Jakich? Mówisz o chodzeniu do łóżka z każdą cholerną babą która sobie tego zażyczy? Koniec. Warsztat zamknięty do odwołania! Dla duenii byłem taką samą zabawką i knurem rozpłodowym, jak dla całej reszty bab. Potworzyca czy ludzka kobieta, jedna w tę czy wewtę... Żadna różnica. Nawet ty chciałaś mi to zrobić. Nawet ty.
Teraz i ja się rozpłakałam.
- Tak mi przykro! - zawołałam - Żałuję za wszystko, Tim. Żałuję, że zachowałam się tak podle. Żałuję, że zostałeś porwany i... I wykorzystany. Że nie mogłam cię naprawdę uratować.
Splunął mi pod nogi.
- Zachowaj żal dla siebie i daj mi święty spokój. - burknął.
Wyszłam, krztusząc się łzami. Co one  mu zrobiły... Co my mu zrobiliśmy...  Wiedziałam, że za moje zaniedbanie nie zasługuję na przebaczenie. Ani od Bogini Matki, ani od Yemayi, ani od Mamapachy. Żaden aspekt Bogini nie mógł mi przebaczyć.

***

Ponieważ Timon nie pragnął kobiecego towarzystwa, z jedzeniem do niego wysłałam jednego z męskich członków Leśnej Straży. Gdy strażnik wrócił z jego kajuty, spytałam, czy Timon jadł i pił.
- Zjadł i wypił - powiedział.
Westchnęłam.
- Chociaż to - powiedziałam.
Kiedy ten dzień wreszcie się skończył, przytuliłam się do Vayachy w siostrzanym geście pełnym łez.
- Z Timem jest bardzo źle! - wyszlochałam.
- Jak źle? - spytała.
- Ma traumę.
- A dziwisz się mu?
- Nie. Tylko że zupełnie nie wiem, jak mu pomóc.
- Może powinien zobaczyć się z rodziną.
- Nie możemy go teraz odwieść do matki. Musimy zająć się najpierw więźniami z Wysp Cukrowych. I skontaktować się z Intatekiem oraz Lucią.
- O nich nie powinnaś się martwić. Przecież zostali w kryjówce.
- Trzeba dać znać, że misja się powiodła.
- A ta Palmatier?
- Co ona?
- Może dalibyśmy jej kilka łodzi i ona odwiozłaby więźniów z Wysp. My powinnyśmy podążyć do naszej kryjówki. A potem do Careny.
Zastanowiłam się nad tym.
- Spytam się jej rano - powiedziałam. - I nawiążę przekaz telepatyczny z Intatekiem. A teraz lulu spać. Jestem padnięta.
Zasnęłam. Śniło mi się, że Timon i ja tańczymy na górskiej łące, śmiejąc się do siebie. Wiedziałam, że to nie będzie prawdą. Nigdy. I to nie dlatego, że byłam żoną Pachateca. Timon został złamany.

***

Rano tak bardzo chciałam do niego iść. Ale zamiast tego musiałam wysłać tylko wysłać strażnika z jedzeniem. Sama usiadłam na koi, otworzyłam umysł i spróbowałam nawiązać połączenie z Intatekiem. Mój umysł był jak tunel na którego krańcu coś majaczyło.
Intatec?
Królowo?!
Jesteś tam?
Tak.
Jak...?
Uratowaliśmy kilkadziesiąt więźniów i Timona. Chyba zabiłam królową duenii. A wyspa jest teraz odcięta od świata magiczną barierą.
Więc się udało...?
Tak.
!!!
Nie ekscytuj się. Jak tam u was w schronisku?
Spałem trzy dni. Lucia i Straż pilnowali mnie i kryjówki.
Lucii nie dokucza już żaden duch?
Nie wiem. Przysięga, że widziała jakieś kościste widmo w zielonej kurtce.
Gdzie?
Na plaży.
To dobrze. Miał się wynieść z ruin. Czy Lucia się przestraszyła?
Nie. Zostawiła mu herbatniki i mleko kokosowe. Na ofiarę.
Dobrze. Będziemy u was. Może nawet dzisiaj.
Potem porozmawiałam z Rosette Palmatier. Czuła się już lepiej i powiedziała mi, że mogłaby zająć się więźniami z Wysp, gdyby tylko ktoś pomógł jej w żegludze.
Znów skontaktowała się z Intatekiem i opisałam mu problem.
Mógłbyś zaliczyć ten rejs? - spytałam.
Dobrze.
A zatem najpierw mieliśmy pożeglować do kryjówki.
Dopiero teraz mogłam pójść do Timona. Leżał na pryczy skulony, plecami do światła. Miał tylko spodnie i koszulę, i skarpetki. Po co mu były skarpetki w ten upał? Na stoliczku stał kubek z dopitą do połowy herbatą. A na krześle wisiał odratowany mundur. Ogólnie w kajucie było klaustrofobicznie, ale nie pachniało strachem ani śmiercią.
- Tim... - zaczęłam.
- Co? - warknął.
- Jak się czujesz?
-Nie widać?
- Płyniemy do kryjówki.
- Ludzka pani z ciebie.
- Intatec pomoże Wyspiarzom wrócić do domu.
- Królowa Amaranta - prychnął - Święta od pioruna.
- Nie kpij.
- Bo co?
- Bo nie jestem żadną świętą.
- Co robisz w mojej kajucie?
- Przyszłam, bo martwię się o ciebie.
- Zbytek łaski.
- Tim... Wkrótce będziesz w domu.
- Gówno mnie to obchodzi.
- Nie klnij.
- Bo co, kurwa?
- Bo uszy więdną!
- Wynocha stąd.
- Nie będziesz tak do mnie mówił.
- Bo co?
- Bo martwię się o ciebie. Chciałabym...
Usiadł gwałtownie na łóżku.
- Co byś chciała? Żebym chodził w zegarku jak dawniej?
- Chciałabym - wyszeptałam - żebyś wiedział, że jesteś kochany.
Zaśmiał się.
- Dobre sobie!
- Wszyscy cię kochamy. I miłość... Jest ważniejsza od zła.
- Nieprawda. Nic nie wiesz.
- Wiem. Straciłam kiedyś ukochanego.
- A ja straciłem Pachateca. Przez ciebie. A teraz straciłem resztki godności. Jestem brudny. Brudny! Rozumiesz? Nieczysty.
- Gówno prawda! - teraz ja zaklęłam. - Czy jak cię okradną to ty jesteś winien? Brudny? Grzeszny? To nie twoja wina, do cholery!
- Nie wiesz o czym mówisz i nie nazywasz rzeczy po imieniu.
To była prawda. Nie byłam w stanie. Nie mogłam.
- Wiem, Tim - zapłakałam. - Nie umiem... Ale chcę ci pomóc.
- Nie chcę takiej pomocy. Błagam, daj mi spokój.
- To do kiedy będziesz tak leżał?
- Dopóki nie dopłyniemy do kryjówki. Tam udamy, że nic się nie stało. Dla dobra krainy. I tam się porządnie wykąpie.
Doszłam do wniosku, że kąpiel to musi być jego nowa - i zrozumiała - nerwica.
- Dobrze - powiedziałam. - Dotrzemy na miejsce i się wykąpiesz.
Nie to, że ewidentnie mył się już kilka razy na statku.
- Przysłać ci kogoś? - spytałam, wychodząc. - Może Savia?
To był strażnik, który nosił mu jedzenie.
- Nie - odburknął Timon - Chcę zostać sam.
Byliśmy w impasie. Czy to dlatego w kryjówce przyśnił mi się labirynt? Czy była to zapowiedź splątanego umysłu i zranionej duszy Strażnika?

Dzieci wszystkich krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz