Rozdział Dwudziesty Siódmy

14 4 0
                                    

Na dziedzińcu pałacowym powitał mnie Pachatec wraz z urzędnikami i Pierwszą Szamanką.
- Wasza Wysokość, ufamy, że zaradziłaś kłopotom - powiedziała Yamacha.
- Tak - przyznałam. - Zabiliśmy rekina.
Pachatec nic nie mówił. Na widok jego twarzy wychudzonej po chorobie zrobiło mi się bardzo smutno. On cierpiał, podczas gdy ja...
- Pach... - wykrztusiłam - Jak się czujesz?
- Czuję się już lepiej, Amaranto - powiedział poważnie po czym dodał - Chodźcie do moich komnat, jeśli łaska.
- Muszę zobaczyć Simona Arcadio - bąknął Timon.
- Zobaczysz go wkrótce. Proszę, chodźcie ze mną.
Poszliśmy do komnat Pachateca. Ich okna wychodziły na ogrody pałacowe. Na poduszce przed rzeźbioną ławą spał Mortihuacal. Miał już jedenaście lat ale nadal żył.
Dlaczego zwracałam uwagę na takie fragmenty, szczegóły? Czy byłam tak zdenerwowana?
Pachatec patrzył na nas łagodnie.
- Amaranto, Timie - powiedział - Wiem wszystko.
- Kto ci powiedział?- spytał Strażnik ze strachem - Selvidio nas wydał?
Pachatec zaśmiał się.
- Daj spokój, nawet nie wiedziałem, że nocowaliście u niego. Ale wiem co zrobiliście. I nie mam do was żalu. Powinienem był zauważyć wcześniej, że jesteście sobie przeznaczeni.
- Więc... Nie czujesz się zdradzony? - spytałam.
- Nie. Jesteś wspaniałą osobą, ale sama wiesz... Powinienem był byś z tobą szczery od początku i przyznać, że jestem jak drzewo miłorzębu.
No tak. To wiele wyjaśniało. To wyjaśniało wszystko. Ale i dawało nadzieję. Może Julio i mój mąż mieli jeszcze zrozumieć, że pasują do siebie?
- Rzeczywiście, mogłeś mi powiedzieć od razu - przyznałam.
- A teraz w ogóle już Ci się nie przydam. Nie mogę mieć dzieci.
- To co zrobimy? - spytałam. - Ja i Tim...
- Właśnie to chciałem ci powiedzieć - przerwał mi Pachatec. Jego oczy promieniały. - Nie martwię się już, Amaranto. Gdy odpoczywałem po chorobie, doznałem wizji. Ukazał mi się złoty smok, pierzasty wąż, i powiedział, że nie powinienem martwić się o przyszłość dynastii, bo ty urodzisz córkę, Amaranto, a ja uznam ją za dziecko mego serca. Jesteś w ciąży.
Spojrzałam na Timona. Parsknęliśmy śmiechem.
- Naprawdę? - spytałam. - I on to wiedział po kilku dniach?
- To święty wąż, Amaranto. On wie nie takie rzeczy.
- Więc... - pokręciłam głową, oszołomiona. Już nie żałowałam mojej miłości do Timona.
Strażnik spojrzał na mnie z oczami pełnymi radości.
- Będziemy mieli dziewczynkę, Amaranto- powiedział. - Arcadio będzie miał siostrzyczkę.
Chciało mi się płakać, ale nie ze wstydu ani ze strachu. Ze szczęścia.

Dzieci wszystkich krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz