Rozdział Piętnasty

29 5 0
                                    

Trigger warning: używki.
Chciałabym też nadmienić, że w dzisiejszym odcinku pojawi się pewna postać mityczna😉 oraz wątek niepełnosprawności. Ableistyczne komentarze nie będą tolerowane!

Obudziłam się z kacem. I wstydem. Myślałam, że umrę ze wstydu. To było gorsze, niż cały ten odjazd po ceremonii w Zbiornicy.
Przechyliłam głowę i zobaczyłam, gdzie jestem. W mojej komnacie. Kręciło mi się w głowie. Usta miałam obrzmiałe a ciało ciężkie. Czułam się ohydnie pod każdym względem.
Molestowaczka. Czy naprawdę byłam do tego zdolna?
- Amaranto... - to był głos Pachateca. Siedział przy oknie, z dala ode mnie. Czy tak leciało ode mnie wińskiem? Bogini, co za obciach.
- Obudziłam się - mruknęłam.
Podszedł do mnie. Chciało mi się płakać.
- Napewno... Wstydzisz się... Takiej królowej - wymamrotałam.
- Spokojnie... - powiedział - Każdy ma w życiu jakiś wyjątkowo zawstydzający wyskok.
Podał mi puchar z zielono cytrynowym płynem. Wypiłam trochę. Był ożywczy.
- Prawda, że od razu lepiej? - spytał.
- Tak - mruknęłam. Już mi się tak nie chciało pić. Głowa mnie bolała, ale mdłości przynajmniej ustąpiły. Usiadłam na łóżku.
- Pachatec - powiedziałam - Naprawdę, więcej tego nie zrobię. Okryłam wstydem koronę...
- Nie martw się. Ja kiedyś tańczyłem na stole. Potem już nigdy się nie upiłem.
Nie powiedziałam: "Ale przynajmniej nie próbowałeś nikogo zgwałcić." Bogini Matko, jakaż ja byłam podła... Czy Timon chciał mnie jeszcze znać? Na jego miejscu...
- Zostaw mnie samą - poprosiłam - Doprowadzę się do porządku. Nie musisz tego oglądać.
Po jego wyjściu wykąpałam się energicznie, zmywając z siebie wstyd i gorycz. Umyłam głowę i wybrałam świeże rzeczy do ubrania: bluskę, spódnice, bieliznę i buty. Upięłam włosy w kok, przywitałam się ze zdziwioną Lucią, i zeszłam na śniadanie.
Na sali siedział już Timon w kurtce i krótkich spodenkach. Jadł kanapki.
- O, jesteś - mruknął, jakby nic się nie stało. Ja starałam się tylko nie gapić się na jego kolana.
Usiadłam kilka metrów od niego.
- Czy bardzo mnie nienawidzisz po wczorajszym?- spytałam.
- Jestem conajwyżej zawiedziony.
-Wstyd mi, Tim. Zrobiłam coś złego.
Ziewnął.
- Przynajmniej się nie usprawiedliwiasz.
- Dlaczego jesteś taki spokojny? - wykrztusiłam.
- Bo postanowiłem dać ci jeszcze jedną szansę - powiedział i przemówił do mnie w myślach:
"Chciałbym cię zapoznać z moją przyjaciółką. Wybaczę ci jeśli na jej widok nie dasz plamy."
"Dobrze"-odburknęłam w myślach do niego. Cofnął się jakbym go ukuła.
- Wybacz - powiedział - Nie powinienem odgrywać się na tobie za wczorajsze i naruszać twoje granice.
- Co to za przyjaciółka? - spytałam - Ta od figurek?
- Tak.
- Ona jest po przejściach?
- Owszem. Mam nadzieję, że to zrozumiesz. Kiedy dowiedziała się, że będziemy mieli królową... Już wtedy chciała cię poznać. Byłaby szczęśliwa, gdybyś ją odwiedziła.
- Dobrze, pójdę z tobą - zgodziłam się.
Poszłam do swoich komnat i poprosiłam Lucię, aby wyszukała jakiś praktyczny strój.
- Idę na miasto ze Strażnikiem - wyjaśniłam.
Znalazła elegancką szarą kurtkę i niebieskie spodnie, a także wysokie sznurowane buty. Uznałam, że to się nada.
Timon czekał na mnie w zielonym żakiecie, wąskich spodniach i sznurowanych butach. Przypuszczałam, że obcisłe spodnie to kwestia przyzwyczajeń do jego Strażniczego entourage'u.
- Chodźmy - powiedziałam, ujmując jego kościstą dłoń.
Poszliśmy do tej partii miasta, która jeszcze wyraźniej wgryzała się w zbocza górskie. Ulice biegły tam skośno i stromo, na dachach zasadzono ogrody, a bielone domy z drewna, cegły i kamienia piętrzyły się labiryntami i spiralami. Pachniało dymem i żywicą. Czułam się trochę jak w uzdrowisku nad jakimś jeziorkiem.
Tim poprowadził mnie do jednego z tych białych domków. Na górze był balkon a na tarasie doniczki z kwiatami. Zapukał do drzwi.
- Wejść! - zawołał jakiś schrypnięty głos kobiety.
Weszliśmy. Pokoje były jasne, a w pierwszym pełno drewnianych zabawek - zwierzątek, pydełek, lalek, figurek, pojazdów. Była nawet mechaniczna puma tańcząca na linie. To wszystko dawało dziwne wrażenie; jakby w tym domu mieszkał pokręcony geniusz.
Poszliśmy na górę, do pokoju z balkonem. W cieniu, w kącie, siedziała kobieta na wózku. Jej ręce były szczupłe i ciemnobrązowe. Jej nogi szczelnie okrywał pled. Jej twarz... Spojrzałam w nią i zamarłam.
Policzki pokrywały kratery blizn. Szczęka była zniekształcona. Brakowało nosa, została tylko górna, nienaturalnie szeroka część tuż pod brwiami.
W myślach przekartkowałam katalog Starych Chorób, które mogły spowodować takie spustoszenie.
Kobieta sama odpowiedziała.
- To duenie. To duenie. One sprowadziły na mnie kiłę. Timon Montiel uratował, co dało się uratować.
Mówiła dumnie i z godnością, nie bała się nawet wymówić pełnego nazwiska Strażnika. Uświadomiłam sobie, że jestem podła, gapiąc się na nią z szokiem i obrzydzeniem.
- Spokojnie, Wasza Wysokość - powiedziała z mniejszą chrypą - Przyzwyczaiłam się, że na początku wszyscy tak się gapią.
Opadłam na krzesło.
- Ja... Przepraszam - wyjąkałam.
Kobieta spojrzała na Tima surowo. W jej twarzy tylko jej piękne złote oczy musiały być takie, jak zawsze.
- Fatalny brak manier, chłopcze. Zamiast zgrywać tajniaka, powinieneś przedstawić nas sobie.
- Amaranto, to jest pani Blanca Carvajal, najlepsza wytwórczyni zabawek, jaką znam. Blanco, to jest Amaranta Serraña, nasza Królowa i Mądrość Viracochy.
Podałam jej rękę. Czułam, że to dla niej ważne. Ilu ludzi nie chciało jej dotknąć?
- Pochodzisz z Drugiego Ludu, Wasza Wysokość - zauważyła Blanca.
- Tak.
- Ja urodziłam się na Wybrzeżu. Wyrosłam tam. Poznałam ukochaną i założyłyśmy sklep z zabawkami. Ale potem przyszły duenie. - zaśmiała się. - Nie wiesz, kum są duenie, Wasza Wysokość? To potwory. Potwory o pięknych twarzach i ze stopami skierowanymi do tyłu. Zamieszkują wyspę, której piękno jest równie zwodnicze. Kobiety porywają, aby kąpać się w ich krwi. Mężczyzn na rozród. Zsyłają choroby na tych, którzy się im przeciwstawią albo próbują się zemścić. Ja próbowałam pomścić Isabellę. Spójrz, co ze mnie zostało.
Zadrżałam.
- Tim... - spytałam - To z nimi wyruszymy walczyć?
- Jestem jedynym Zielonym Magiem, który ma wystarczającą moc, aby się im przeciwstawić - powiedział Timon. Blanca spojrzała na niego z nadzieją. Strażnik pochylił się i przytulił ją synowskim gestem.
- Pomścimy Isabellę i tak wielu innych - powiedział zmienionym głosem.
- Wierzę ci, chłopcze - odpowiedziała Blanca Carvajal. - Wierzę, że uwolnisz Lud Wybrzeża. Nie na darmo nosisz wszystkie swe tytuły.
- Pojadę z nim - powiedziałam - Nie tylko jako Królowa, ale i jako Mądrość Viracochy.
- Naprawdę się na to godzisz? - spytał Timon. - Magia duenii jest zwodnicza.
- Nie stchórzę - powiedziałam stanowczo. - Zachowam się jak królowa i będę ci towarzyszyć. Razem sprawimy, że Wybrzeże będzie bezpieczne od tych potworów. Dla pani - zwróciłam się do Blanki, w której złotych oczach były łzy. - I dla wszystkich innych, którzy cierpieli.

Wyjaśnienie: duenie to nie są istoty mitologiczne, które sama wymyśliłam. Tak naprawdę połączyłam 2 gatunki z karaibskiego folkloru, tzw. Douen, duchy dzieci z odwróconymi stopami, i La Diablesse, piękną kobietę z kopytem kozy😛. Tutaj ilustracje poglądowe:

 Tutaj ilustracje poglądowe:

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Douen

La Diablesse😉

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

La Diablesse😉

Dzieci wszystkich krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz