Pociąg, sterowany przez Zbiornicę, czekał już w dolinie na torach pomiędzy dwiema piaszczystymi drogami.
Był to podłużny pojazd o kwadratowych oknach i kilkunastu wagonach, skonstruowany ze szkła i metalu. Gładkie prostokątne drzwi otworzyły się same na nasz widok.
- Czy mogę wejść pierwszy? - spytał Strażnik. - Muszę gdzieś umieścić Paco.
Królik siedział w klatce i rozglądał się wszędzie, niuchając noskiem. Był taki słodki, że miałam ochotę go wyjąć i przytulić, ale zamiast tego zgodziłam się ze Strażnikiem.
- Niech pan wchodzi - powiedziałam.
Wszedł więc do mrocznego wnętrza, a ja podążyłam za nim, mają w ręku tylko małą płócienną torebkę. Byłam też ubrana w praktyczne spodnie i koszulę, a włosy upięłam w kok. Strażnik, z drugiej strony, nawet teraz musiał nosić mundur ze swoimi imponującymi oznakami.
Chociaż wnętrze wagonu zdawało się ciemne na zewnątrz, wydało się raczej przytulne gdy weszłam do środka. Ściany były ze złocistego drewna a siedzenia miały puszyste obicia.
- To dopiero początek - powiedział Timon - Dalej jest jeszcze część sypialna i jadalna, i pokój gier.
Parsknęłam śmiechem.
- Pokój gier? - spytałam.
- Bilard, ping-pong, szachy, takie rzeczy. Można też wyplatać wiadomości na sznurach zgodnie z Górskim szyfrem.
- Dobrze, że nie chodzi o gry, w jakich ludzie sprzed Katastrofy zwykli tracić swoje środki i dobytek.
- Za dużo się pani naczytała o tym okresie.
Pierwszego dnia podróży nie obejrzałam pokoju gier. Zamiast tego znalazłam sobie miejsce w wagonie sypialnianym i poszłam do stołówki obsługiwanej przez Zbiornicę. Było to słoneczne pomieszczenie z długimi stołami, metalowymi pojemnikami z jedzeniem, dziwnymi dźwigniami i z błyszczącym prostokątnym ekranem.
Vayacha, elektronistka w oddziale Strażnika, wyjaśniła mi, jak to działa; podróżowała już kiedyś takimi pociągami.
- Trzeba stuknąć w ekran na nazwę potrawy, którą chce się zjeść.
W naszej okolicy rzadko używaliśmy sprzętów elektronicznych, ale zrozumiałam, o co chodzi.
- Poczekajmy na Timona - zaproponowałam, przeczesując włosy dłonią.
- On je jak ptaszek - powiedziała Vayacha z uśmiechem.
- Lubisz go? - spytałam.
- Wszyscy go lubimy, każde na swój sposób. Ale on nigdy nie wykorzystał tego przeciwko nam. Jest uczciwy.
Biorąc pod uwagę, że Strażnik kojarzył się zwykłym ludziom z jednym, rozumiałam, co miała na myśli. Nigdy nie poszedłby do łóżka ze swoimi ludźmi.
Nie mogłam się nie uśmiechnąć.
- Chłopacy też? - spytałam.
Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Nie powiedział ci, pani, że jest zwrócony w dwie strony?
- Nigdy.
- No cóż, nie lubi mówić o swoich uczuciach.
Wtedy wpadło mi do głowy t o.
- Czy on i król... ?
- Nie mogę ci tego powiedzieć, pani, bo nie wiem. - odpowiedziała Vayacha przyjacielsko. - Ale znam Strażnika na tyle, by wiedzieć, że gdyby byli razem, to to już się skończyło. On nie chciałby aby król Pachatec przyprawiał tobie rogi, pani. Król zresztą... Słynie ze swej nieśmiałości.
Ręce trochę mi drżały.
- Czy mam wybrać za panią? - spytała Vayacha, zmieniając temat.
- Nie - odpowiedziałam - Sama wybiorę.
Wtedy wszedł Strażnik.
- Dla mnie kurczak z ryżem i bakłażanem - rzucił w przestrzeń.
Na ladzie pojawił się talerz ze skromną ale apetyczną porcją.
Timon wziął go sobie.
- No co? - spytał - Tak też można. Ja obchodzę system ekranowy.
Ja wolałam zamówić jedzenie przez ekran, żeby Strażnik nie słyszał, jakie tłustości mi się marzą.
Jednak gdy mój talerz wylądował już na ladzie, zmierzył go przerażonym wzrokiem.
- Widzę, że tęskni pani za rodzinną kuchnią - powiedział.
- A co, nie smakowała panu gościna na farmie? - spytałam.
Spojrzał na mnie rozbrajająco.
- Nic nie mogę poradzić na to, że mam delikatny żołądek - powiedział. - Pani rodzina nie różni się zresztą zbytnio od mojej. Moja matka też opycha mnie tłustymi rzeczami.
Usiedliśmy przy stole.
- Dla pana rodziców musiało to być ciężkie, rozstać się z panem - zauważyłem.
- Raczej dla mamy. Tata zmarł gdy miałem trzy lata, zostawiając ją w ciąży z trojaczkami. Urodziła same dziewczynki.
- Czy to całe pana rodzeństwo?
- Tak. Felicia, Belinda i Antonia. Wiedziały, że opuszczę dom, odkąd były dziewięcioletnimi dziewczynkami.
- Mówił pan, że mieszkacie koło Careny.
Carena, zwana przez Starożytnych jakimś dłuższym mianem, była miastem na północnym wybrzeżu.
- Tak. Mamy piękny bielony dom z widokiem na plażę z jednej strony i na pola trzciny cukrowej z drugiej. - uśmiechnął się czarująco - Jeśli pani chce, odwiedzimy kiedyś to miejsce.
Wzięłam szklankę soku z guawy i stuknęłam się z Timonem, jakbyśmy wznosili toast.
- Jeśli zawiodą mnie tam obowiązki Królowej-powiedziałam - odwiedzę twoje wybrzeże, Timonie.
- Jeśli zawiodą cię tam obowiązki Królowej, Amaranto - powtórzył.

CZYTASZ
Dzieci wszystkich krwi
FantasíaPostapokaliptyczna przyszłość. Po wielu przemianach na różnych ziemiach, w tym tych, które pozostały z części Andów i wybrzeża Karaibskiego, udało się stworzyć sprawiedliwe społeczeństwa. Lokalne społeczności same się zarządzają, ale w sensie symbol...