Rozdział Piąty

35 5 2
                                    

Po tej kłótni byłam tak zła, że całą noc przewracałam się w łóżku, czując, że ci dwaj, Król i jego Strażnik, zrobili mnie w balona.
Następnego dnia obudziłam się z migreną. Czułam, że powietrze wokół mnie jest parne i gęste, a światło przyćmione.
Wjechaliśmy do dżungli.
"Ty idiotko, trzeba było zamknąć okno w nocy." - pomyślałam i ukryłam twarz w poduszce.
O dziesiątej Julio wszedł do przedziału. Julio, Cień Timona. Nie mogłam patrzeć na niego, który był odbiciem dwulicowego Strażnika.
- Czy potrzeba ci czegoś, pani? - spytał.
- Nie - mruknęłam.
- Jest pani chora.
- Nie z mojej winy.
- Czy to Timon...?
Usiadłam na łóżku.
- Tak - odpowiedziałam. - Zastanawiam się tylko, co ty wiesz.
Spłonił się.
- Nigdy go o to nie pytałem, pani - odpowiedział - Wolałem nie wiedzieć.
Bogini droga, co za niebezpieczne związki!, pomyślałam.
- Podoba ci się Timon czy Król? - spytałam złośliwie.
-Jestem towarzyszem broni Timona Zielonorękiego i nie mogę być nikim innym - odpowiedział Julio poważnie. - Takie są zasady. Ale Króla i Strażnika często łączy mistyczna więź. Po wyborze Królowej... Musi ona ulec przerwaniu.
- Jak miło, że nie będę tylko dodatkiem - mruknęłam zgryźliwie.
- Proszę mi wierzyć, że Timonowi jest przykro. A i Król na pewno z wszystkiego się pani wytłumaczy.
“O ile nie będzie zajęty swoją depresją po rozstaniu” - pomyślałam.
- Rozumiem, że masz dobre intencje, Julio - powiedziałam, starając się brzmieć przyjaźnie. - W takim razie, czy byłbyś taki dobry i przyniósł mi gorzkiej herbaty, i kromkę zwykłego chleba, i jakieś proszki na ból?
Pokiwał tylko głową i wyszedł.
Potem usłyszałam pukanie do drzwi przedziału i ktoś w nich stanął.
- Pani Serraña... - usłyszałam jego cholernie czysty głos.
To był Strażnik.
- Nie chcę z panem rozmawiać - burknęłam.
- Chciałem tylko powiedzieć, że mógłbym uleczyć pani ból jednym dotknięciem ręki.
- Nie skorzystam z pana usług - odpowiedziałam. -Wystarczająco rozmienia się pan na drobne.
Wiedziałam, że były to podłe słowa, ale ból głowy tylko wzmógł moją złośliwość.
- Nie umiem robić nic innego - odpowiedział Timon - Do tego przeznaczyła mnie Bogini.
- Spotkanie pana i Króla to też było przeznaczenie? - wrzasnęłam i zerwałam się z łóżka.
- Nie planowaliśmy tego - odpowiedział. - To była wielka miłość, ale teraz... Wszystko skończone.
Zobaczyłam łzy na jego twarzy. Wyszedł i zamknął drzwi przedziału. Usłyszałam jeszcze, jak mówi do Julia:
- Królowa nie chciała, abym jej uleczył. Daj jej tabletkę. 

***

Przez następne trzy dni nie widzieliśmy się na oczy, a naszymi pośrednikami zostali Julio i Vayacha. Nie było już gier i wierszy, ani pozytywek. Nie jadaliśmy nawet o tych samych porach; unikaliśmy się.
Julio akceptował to w milczeniu, a Vayacha próbowała nas pogodzić.
- Zamierzacie tak milczeć wobec siebie aż do Casucar? - spytała, gdy jadłyśmy tortille z warzywami na śniadanie.
- Być może - odpowiedziałam- W końcu łączy nas tylko inny mężczyzna.
- Myślę, że Król postąpił uczciwie.
- Mówisz tak, bo jest Królem twego Ludu, wcielonym Poświęceniem?
- Mówię tak, bo zawsze był uprzejmy i przyjazny wobec swoich strażników. Pani też polubiła Strażnika bynajmniej nie za to, że jest Wyzwolicielem z Oków, który wrócił na ziemię.
- Wrócił na ziemię, dobre sobie - mruknęłam - Jakby Gwiezdny Lud go porwał normalnie. Oni nie żyją od tysiąca lat, Vayacho.
- Poświęcenie Krwi nie żyje od ponad tysiąc trzystu lat- poprawiła mnie Vayacha.
- A skąd w ogóle myślisz, że ja go lubię? - spytałam.
- Każdy widzi, że razem świetnie się dogadywaliście.
- To nadinterpretacja.
- A mi się wydaje, że jeszcze kilka dni temu byliście w świetnej komitywie. Myślę, że dla Krainy byłoby lepiej, gdybyście się przyjaźnili.
- Pomyślę o dobru Krainy - zapewniłam ją - Ale jeszcze nie teraz.
Pomyślałam o tym wieczorem, kiedy Timon wszedł mi do przedziału i powiedział, że teraz musimy porozmawiać.
- Musimy zatrzymać pociąg - powiedział.
- Dlaczego? - spytałam.
- Otrzymałem wezwanie od Dawczyni Pamięci z Aychu Pachec. To praktycznie na trasie. Mają tam wilkołaka. Jakaś dziewczyna się przemieniła.
- Co pan zamierza z nią zrobić? - spytałam, mając nadzieję, że Strażnik jej nie zabije.
Takie mutacje nie zdarzały się w naszej okolicy. Prędzej rodziły się dzieci umierające zaraz po urodzeniu, albo ze słabym układem nerwowym. Ale ludzie mutujący w zwierzęta to był problem dżungli.
- Postrzelę ją strzałą usypiającą i zbadam ją podczas śpiączki - odpowiedział fachowo - Niektórzy zmieniają się w wilki bo chorują na wikołactwo podczas pełni księżyca, a inni dlatego, że mają zdolności zmiennokształtne. Tych szkoli się w Pachu Alpa głęboko w górach.
- Nigdy nie słyszałam o tej szkole.
- Jest tajna.
- I pan mi o niej mówi.
- Jako przyszłej Królowej. Każdy małżonek władcy musi odwiedzić swego czasu Pachu Alpa. I pomyślałem sobie... Może zechciałaby pani odwiedzić ze mną tę osadę. Jako wybranka Króla-Słońce. Ludzie są ciekawi przyszłej Królowej.
Podniosłam dumnie głowę.
- Zrobię to - odpowiedziałam.

Dzieci wszystkich krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz