Rozdział Dwudziesty Szósty

13 3 0
                                    

Następnego dnia zebraliśmy się na rynku i odbyliśmy naradę z mieszkańcami miasteczka. W końcu zdecydowaliśmy, że zabiję rekina moją magią. Ja i Tim mieliśmy go zwabić na rybacki kuter. Pewna rybaczka o imieniu Zora zgodziła się z nami płynąć.
- Nie takie rzeczu już widziałam, Wasza Wysokość - stwierdziła spokojnie.
Wypłynęliśmy rankiem. Morze wyglądało spokojnie, ale wiedziałam, że ten spokój jest zwodniczy, zupełnie jak na wyspie duenii.
- Czy coś już wyczuwasz? - spytał Strażnik.
- Nie - odpowiedziałam. - Jeszcze nie.
Pływaliśmy jakiś czas wodami naprzeciw miasteczka
Zora podśpiewywała rubaszne piosenki. Timon się rumienił. Uznałam, że wszystko jest w normie.
Kiedy słońce przechyliło się na stronę popołudnia, wyczułam jakiś prymitywny umysł żądny krwi. Wzdrygnęłam się i ścisnęłam rękę Timona.
- On nadchodzi - powiedziałam.
- To dawaj laskę - odpowiedział. Ujęłam przedmiot mojej mocy.
- Musimy go jakoś zwabić - powiedziałam. I zanim zdążyłam zaprotestować, Tim wyjął nożyk i naciął sobie dłoń.
- O nie! - krzyknęłam - On zareaguje na twoją krew!
- I właśnie dlatego masz go zabić zanim on zdąży mnie pożreć - odpowiedział Timon.
Wzięłam głęboki wdech i stanęłam przy burcie. Czułam, że rekin się zbliża. Powoli zataczał kółka wokół kutra, błyskając srebrem i błękitem. Zebrałam się w sobie i przesłałam prąd do klejnotu na lasce. Kiedy rekin wyłonił się może kilka metrów od burty, wyciągnęłam laskę kryształem w dół i uderzyłam mocą. Pomiędzy rekinem a kryształem przepłynęła potężna fala prądu, którą czułam w kościach. Mordercza ryba spaliła się na popiół, a ja omal nie upuściłam laski z wyczerpania. Na szczęście Zora mnie przytrzymała, a Tim w ostatniej chwili chwycił laskę.
- Dziękuję wam - wyszeptałam i wymamrotałam - Miasto jest bezpieczne.
Potem osunęłam się na deski pokładu.
Gdy się ocknęłam, byliśmy nadal na pokładzie. Rybaczka mnie cuciła a Timon sprawdzał mi puls.
- Wróciłaş - powiedział ze światłem w oczach - Wróciłaś.
- Nie podniecaj się - mruknęłam.
Ale on uściskał mnie i pocałował mnie w policzek. Zrobiło mi się gorąco i odepchnęłam go. Był zbyt piękny, a ja pijana słońcem i mocą.

***

Z okazji zabicia rekina mieszkańcy urządzili przyjęcie na rynku skąpanym w słońcu. Był szampan, przekąski, ciasta, soki, oranżada. Na stołach stały kwiaaty. Pachniało słodko.
Burmistrzyni wzniosła za mnie toast.
- Niech żyje Czerwona Królowa, pogromczyni rekinów i mutantów! - zawołała.
- Niech żyje Amaranta, najdzielniejsza z ludzi! - dodał Tim. Myślałam, że spłonę z zażenowania jak jakiś krzew gorejący.
- Pochlebiacie mi - powiedziałam. I podziękowałam rybaczce, Timowi, a także Selvidiowi Ibarruri i jego żonie.
- To była praca zespołowa - zaznaczyłam.
Zabawa trwała aż do wieczora. Kiedy wróciliśmy do domu Selvidia Ibarruri, słońce już zaszło.
- Gdzie jest Selvidio i Paryasca? - spytałam, paląc światło w opuszczonym salonie.
- Poszli do burmistrzyni.
- Co? - rzeczywistość wokół zaczęła robić się surrealistyczna. - A po co?
- Zaprosiła ich.
Dostałam jakiekś głupawki.
- Czekaj? - zaśmiałam się - To mamy chatę dla siebie?
- Tak jakby.
Usiadłam na fotelu i zaśmiałam się. Poczułam, że zamroczenie mnie opuszcza. Widziałam wszystko jasno. Widziałam, dlaczego Timon nigdy mi nie powiedział, co wywrózył ze ślimaków. Dlaczego tak dobrze mnie rozumiał a jednocześnie trzymał się na dystans. Dlaczego patrzył dziś na mnie z takim światłem w oczach.
- Tim, ty głuptasie! - powiedziałam - Ty mnie kochasz.
Spłonił się. A potem powiedział odważnie:
- To prawda, Amaranto. Moja najmilsza. Moja królowo.
Niby spodziewałam się tych słów, ale mnie zamurowało.
- Och, Tim! - Westchnęłam - Ty naprawdę mnie kochasz!
- Nie powiedziałbym, że kocham cię od momentu w którym cię ujrzałem. Ale przez te wszystkie lata... Zwłaszcza gdy pomogłaś mi przejść ten syf z dueniami... A ty? - spytał - Czy ty?...
Jego oczy były pełne nadziei.
- Tim, obawiam się, że zawsze miałam do ciebie słabość-przyznałam. - Kocham Pachateca, ale nigdy nie będzie między nami namiętności. Jest moim przyjacielem i mężem. Ale to ciebie kocham pod każdym względem. I chciałabym, abyś był nie tylko moim przyjacielem, ale i kochankiem. On... Nie obraziłby się. Nie dlatego, że nudzě się albo brak mi chłopa, mówiąc brutalnie. Dlatego że mnie kochasz. Z wzajemnością.
Ujął moje dłonie.
- To prawda, Amaranto - przyznał - Szaleję za tobą. I chciałbym...
-Naprawdę? - spytałam. - A twój strach?
- Ciebie się nie boję, moja gromowładna królowo - odpowiedział z najczulszym z uśmiechów. Czułam, że kolana topią się pode mną z emocji.
- W takim razie zanieś mnie do łóżka - powiedziałam i objęłam go szczelnie - Bo sama nie dam rady.
Zrobił to o co prosiłam. I och, Bogini Matko, zrobił wszystko o co prosiłam aż rozpadłam się z rozkoszy na kawałki. Bliskość z nim nie mogła równać się bliskości z żadnym innym mężczyzną. Nikt inny tak mnie nie uszczęśliwił i błogosłowiłam Selvidia Ibarruri za to, że zostawił nas samych. Zasnęłam przytulona do Timona tak mocno, że nie byłam w stanie określić, gdzie zaczynał się on, a gdzie kończyłam się ja.

***

Gdy się obudziłam, świeciło już słońce. Timon leżał przytulony do mnie. Jego skóra wyglądała jak złoto, jak miód. Och, jakże był piękny. Kiedyś wstydziłam się na niego patrzeć. Ale teraz wiedziałam wszystko i było mi z tym dobrze.
Otworzył oczy. Były złote jak bursztyny.
- Już nie śpisz - powiedział z promiennym uśmiechem.
- Nie - powiedziałam - Mój najdroższy.
-Nie żałujesz? - spytał.
- Nie.
- Bałem się, że będzie inaczej. Bo ja myślałem o Pachatecu.
Zaśmiałam się.
- Nie mów, że nas porównyweś.
- Co? Bogini droga, nie! Ale to wszystko takie poplątane... On jest twoim mężem.
- Ja i Pachatec nie możemy zakochać się w sobie, Tim. Sam wiesz dlaczego.
- No tak, ale głupio mi.
- On nie będzie zazdrosny. Nie mogę nic poradzić na to, że cię kocham, Tim - powiedziałam.
- Ja też nie mogę nic poradzić na moje uczucia wobec ciebie - przyznał. Pocałowałam go i na jakiś czas odpłynęliśmy od rzeczywistości.

***

Paryasca wróciła z rodziną przed południem. My udawaliśmy, że nic się nie zdarzyło. Selvidio Ibarruri paplał o burmistrzyni. Jego żona poszła do swojej pracowni garncarskiej. Ja i Tim unikaliśmy swoich spojrzeń. Czuliśmy, że to co się zdarzyło jest zbyt osobiste, żeby ktokolwiek miał się tego domyślać. Ale stary przyjaciel Strażnika oczywiście musiał poukładać sobie wszystko w głowie.
- Och, że też o tym nie pomyślałem! - powiedział w pewnej chwili - Wasza Wysokość i Tim...
Spłoniłam się.
- Niech pan nikomu tego nie zdradzi - wykrztusiłam.
- Oczywiście, że nie zdradzę. Ja tylko się cieszę. Zawsze chciałem dobrze dla Timona.
A jednak, czułam się bardzo głupio. Czułam się tak, jakby noc i poranek zdarzyły się w jakimś innym świecie.
Te same poczucie udziwnienia towarzyszyło mi przez resztę pobytu w miasteczku. Dopóki Selvidio Ibarruri nie odkrył naszych uczuć, byłam gotowa kochać Timona pod każdym względem, radośnie i bez wyrzutów sumienia. Teraz zaś było na odwrót - czułam, że muszę zastanowić się nad moim sercem.
Wyjechaliśmy pociągiem. Na stacji żegnał nas Strażnik Okolicy z małą Anastasią w wózku. W przeciwieństwie do nas, zdawał się zupełnie spokojny o nasze pogmatwane serca.
W pociągu nie wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić. W końcu jednak Tim poprosił mnie o rozmowę.
- Kocham cię, Amaranto - powiedział - I nie żałuję tego, co się stało. Jeśli jednak odrzucisz mnie, zrozumiem to.
Byłam mu wdzięczna za tę łagodną szczerość i powiedziałam mu, że potrzebuję czasu do namysłu. Miałam zresztą złe przeczucia.

***

Gdy wróciliśmy do stolicy, Pachatec nas nie powitał. Zamiast tego czekało na nas mnóstwo ludzi. Ktoś nawet trzymał transparent z napisem “Czerwona Królowa—Pogromczyni rekinów!” Mimowolnie się uśmiechnęłam.
W końcu wypatrzyłam Vayachę. Wyglądała dziwnie poważnie. Tim podszedł do niej z twarzą wylękłą.
- Coś się stało z Arcadiem? - spytał.
- Arcadio ma się świetnie - odpowiedziała - Ale Pachatec... Ech, wyjaśnię wam wszystko w metrze.
Weszliśmy do metra napowietrznego i znaleźliśmy pusty przedział.
- Gdy was nie było, Pachatec przeszedł świnkę. - powiedziała - On już nie będzie miał dzieci.
Chciało mi się płakać. Podczas gdy mój mąż cierpiał, ja zabawiałam się z Timonem. Co za wstyd.
- O Bogini Matko! - westchnęłam - Co my zrobimy?
- Pachatec kazał ci przekazać, żebyś się nie martwiła. Wraca do zdrowia i... I nie boi się o przyszłość kraju. Tak to ujął.

Dzieci wszystkich krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz