Rozdział Drugi

37 6 1
                                    

Przez te tygodnie mimowolnie odkrywałam sekrety Strażnika.
Dowiedziałam się na przykład, że jest bardzo dyskretny w kwestii swojego życia miłosnego. Nie lubił o tym mówić, nie wspominając o szczegółach. Nie to, żebym pragnęła szczegółów.
- To moja prywatna sprawa - powiedział. - Jestem Strażnikiem i muszę obdarzać kobiety miłością.
- Nie tęskni pan za obdarzaniem miłością jednej kobiety? - spytałam. Nie chciałam brzmieć kpiąco czy pogardliwie.
- A kto powiedział, że taka miłość jest najlepsza? - spytał.
- Nie tęskni pan za tym, żeby mieć wszystko w jednym? - ciągnęłam - Miłości, przyjaźni i namiętności?
Spojrzał na mnie poważnie. Jego niesamowite brązowo-złociste-zielone oczy były smutne.
- To jest luksus, proszę pani - odpowiedział - Luksus dla tych, których nie wybrała Yemaya na Dawcę Potomstwa.
- Więc czasami się pan zastanawia.
- Nad czym?
- Nad pańskimi... Dziećmi.
Pokręcił głową.
- Niech mi pani nie mówi, błagam. Ja sam wolę nie wiedzieć, nie liczyć. I tak nie mogę poznać żadnego z moich dzieci. To jest coś, czego żadna kobieta nie zrozumie.
Rzeczywiście, posiadanie anonimowych dzieci nie mieściło się w mojej percepcji. Kiedy już myślałam o Strażniku jako o fascynującym dżentelmenie, który był u nas przejazdem, coś przypominało mi o jego mistycznej i pełnej wyrzeczeń roli. Coś takiego, jak to, albo coś innego. Wyraz bólu na twarzy, gdy leczył chore drzewko i zagłębiał się w jego tkanki swoim zielonym zmysłem. Nocne wyjścia. To, jak błogosławił pola, kładąc się na gruncie z dłońmi naciętymi do krwi, oddając ziemi swą siłę życiową. Było to coś wielkiego i obcego, coś, czego nie mogłam zrozumieć tak, jak ja rozumiałam rośliny. Czego zresztą oczekiwałam? Powinnam raczej pragnąć przyjaźni z moim przyszłym mężem, a nie jego Strażnikiem.

***

Innym razem odkryłam, że Timon Zielonoręki ma całą kolekcję pozytywek wyglądających jak solniczki.
- To z muzyką sprzed Katastrofy -  wyjaśnił. - Jestem sentymentalny, proszę pani.
Puścił mi niektóre utwory. Jeden, w tłumaczeniu “Gdy mieliśmy siedemnaście lat” [muzyczka z filmu Wielki Gatsby 😉] wydawał mi się smutny, inny zaś, na skrzypcach, bardzo mnie wzruszył. Nadawał się idealnie do tańca.
- Ale to nie są melodie Kompozytorów - powiedziałam, mając na myśli najsłynniejszych autorów muzyki sprzed Katastrofy.
- Czy to ma jakieś znaczenie? - spytał.
Ponieważ uznałam, że ewidentnie lubi on pamiątki sprzed Katastrofy, postanowiłam zaprosić go na Arenę za miasteczkiem, gdzie nasza lokalna Dawczyni Pamięci wyświetlała z głębi umysłu utwory zwane filmami.
Film, na który poszliśmy, był o bandytach z Miasta Wież na Północy, które wtedy zwało się Nyu Llorq.
- Czy ci ludzie mogli być z Ludu Wybrzeża? - spytał Timon, patrząc na mężczyzn w mrocznych garniturach. Dlaczego zresztą byli tam prawie sami mężczyźni? Czyżby byli jak drzewo miłorzębu?
- Z pańskiego ludu? - spytałam - Wątpię.
- Niech pani spojrzy na złoto i oliwę ich cery. Wyglądają jak co bledsi spośród nas. Zwłaszcza na tego chłopaka w zielonym mundurze z grzywką. Tego Miguela.
Przypomniałam sobie pewne wiadomości o świecie sprzed Katastrofy.
- W tamtych czasach postrzegano to inaczej, tak myślę - powiedziałam. - Jedni oliwkowi uchodzili za białych, a inni za osoby dwóch krwi.
- Nie rozumiem tego.
- Ja też nie.
W miarę filmu, Timonowi coraz bardziej się nie podobało. Nie lubił oglądać przemocy, i nie zniósł widoku, gdy na ruchomym obrazie zabito konia.
- Słabo mi - wybełkotał - Co za okrutnicy.
Potem miał inne uwagi.
- Dlaczego ten napakowany zdradza swoją żonę? Dlaczego tamten mężczyzna bije swoją żonę? Jak w ogóle można bić towarzysza serca?!
Ja też tego nie rozumiałam. W naszej społeczności bicie kogokolwiek było dobre dla dzieci kłócących się między sobą, a nie dla dorosłych ludzi w związku. Zbyt wiele nam wpajano o wzajemnym szacunku, aby mężczyzna traktował tak kobietę lub na odwrót.
- Tamte czasy były brutalne - odpowiedziałam - Chyba pan też czytał książki sprzed katastrofy?
- Co innego czytać, a co innego oglądać - odpowiedział.
Film mu się nie podobał, i szczerze mówiąc, mi też nie.
- Znudziłem się na tych trzech godzinach - wyznał Strażnik.
- Niech pan się nie przejmuje - odpowiedziałam - Jutro dają film o kobietach “Rozważna i romantyczna”.
Nie to, żeby los kobiet był tam jakoś lepszy, niż w kinie bandyckim, ale ten film był przynajmniej skupiony na codzienności. Nam, celebrującym zwykłe życie, łatwiej było go zrozumieć.
Następnego dnia ten nowy film podobał się nam obu. Oczywiście żałowaliśmy, że Elinor i Marien [wszelkie nazwy to transkrypcja; chodzi o to, jak możnaby zapisać angielskie imiona fonetycznie w języku, który jest dość podobny do hiszpańskiego] zostały wysiudane ze swojego domu, i żałowaliśmy też tej dziewczyny, której Uyloubi [Willoughby😁] zrobił dziecko, ale przynajmniej czuliśmy jakąś więź z bohaterami.
Po seansie, gdy wyszliśmy z amfiteatru, w bramie trafiliśmy na Rafiela z Loży Zielarzy do której należałam.
-Strażniku, pani Serraña, jesteşcie zaproszeni na przyjęcie - powiedział - Do Drzewnej Hali.
Timon przewrócił oczami.
-

Znowu oficjalna robota? - spytał.
Ścisnęłam mu ramię.
- Niech się pan zachowuje - poprosiłam.
Poszliśmy za pola, do gaju, gdzie wśród bananowców, jacarandy i drzew pomarańczy znajdował się długi, tradycyjnie drewniany budynek Loży. W środku stali członkowie w przepisowych zielonych strojach Zgromadzenia, sadownicy, ogrodnicy i zbieracze. Wśród nich byli moi znajomi, młodzi i starzy: Carmen, Apolinar, Elisa, Fulvio. Stara ogrodniczka, małżeństwo sadowników i facet, który wiedział wszystko o ziołach. Od każdego z nich czegoś się nauczyłam.
Teraz to oni patrzyli na Timona oceniająco, jakby zastanawiali się, do czego on jest zdolny.
Wszyscy jednak - ponad dwadzieścia osób - skłoniło się przed nim i powiedzieli:
- Witaj, Najwyższy Ogrodniku.
Strażnik skłonił się ceremonialnie, i powiedział:
- Witajcie, moje zielone siostry i bracia.
Carmen przyniosła ze stołu doniczkę.
- Strażniku, ukaż swą moc - rozkazała.
Timon Zielonoręki wziął od niej doniczkę. Dotknął gleby i wystrzeliła gwałtownie roślina.
Członkowie Loży pokiwali głową z aprobatą.
Apolinar wziął garnek i podał Strażnikowi.
- Czy powróżysz nam jako Umiłowany Syn Bogini?
Timon wziął od niego garnek. W środku były ślimaki.
- Czego ma dotyczyć wróżba? - spytał.
- Losów naszej towarzyszki i przyszłej Królowej! - odpowiedziała Carmen.
- Dobrze - odpowiedział Timon.
Wyjął saszetkę z jednej z kieszeni munduru i wysypał popiół w okręgu. Chlusnął na wewnątrz okręgu wodą z garnka z ślimakami. Wszyscy cofnęli się z szacunkiem. On patrzył na ślimaki z twarzą bez wyrazu.
- Strażniku? - spytałam z niepokojem. Odsunął się ode mnie.
- Królowa będzie godną Mądrością Viracochy i będzie szanować lud swój, a lud jej będzie ją miłował. Zyska wszystkie dary Pamięci - powiedział oficjalnie. - To jedyne, co liczy się dla Krainy.
Elisa poklepała mnie po ramieniu.
- Czy to wszystko? - spytała. - Nic osobistego?
- Sprawy osobiste są prywatnym losem królowej Amaranty - odpowiedział Strażnik chłodno. Pozbierał szybko ślimaki i włożył do wiadra, przywołując wodę do napełnienia. Co on tam zobaczył? Co go zszokowało?
- Czas na ostatnią próbę - ogłosiła Carmen - Ukaż, że jesteś Umiłowanym Synem Naszej Matki. Przyzwij jej obecność.
Lud Wybrzeża nazywał Wezwanie loa. Wiedziałam, że to ekstremalne doświadczenie. Wizyty Bogini w czyimś ciele nie należały do lekkich spotkań.
Dlatego też Strażnik się wzdrygnął.
- Czy wiecie, o co prosicie? - spytał.
Zielarze potaknęli.
Timon wyjął nożyk i naciął sobie nadgarstki. Otworzył ramiona i stanął w rozkroku, jakby chciał przywołać deszcz. Ale nie to pragnął przywołać.
Zaczął krzyczeć w języku, którego nie rozumiałam, w kapłańskiej mowie wybrzeża. Jakaś zielona energia zafalowała wokół niego i upadł na klepisko Hali. Wirował i trząsł się. W jego ruchach było coś opętańczego i odwróciłam wzrok; nie chciałam myśleć o tym, aby do niego dołączyć. Aby zatracić się wraz z nim w szaleńczym kłębowisku.
-Dokonało się! - zawołała Carmen. Odwróciłam się z powrotem do Strażnika i zobaczyłam jak leży blady na ziemi. Miał brudny mundur i rozwichrzone włosy. Twarz bardziej żółtawą niż złocistą.
- Co mu zrobiliście! - krzyknęłam.
- To zwyczajowa próba - odpowiedział Apolinar.
Uklękłam przy Timonie i pogłaskałam jego twarz. Miał gładką cerę. Jego pot pachniał miodem. Chciało mi się płakać od tej słodyczy.
- Wróć do mnie - poprosiłam szeptem.
Otworzył oczy. Zieleń, brąz i złoto wirowały w nich na przemian.
- Ona powiedziała mi... - wyszeptał.
- Co powiedziała ci Bogini? - spytała Carmen.
Timon Zielonoręki wstał i otrzepał się z kurzu.
- Powierzyła mi wielki sekret - odpowiedział. - To sekret, który mogę wyjawić pani Amarancie dopiero po tym, jak zostanie Królową.
Zadrżałam. Dlaczego wróżby i bogowie pragnęły trzymać nas z dala od siebie, nieświadomych, jak łączą się nasze losy?
Po raz pierwszy wówczas przyszło mi do głowy, że to nie Król był mi pisany, ale jego Strażnik.
Tego właśnie bał się Timon, człowiek, któremu nie wolno było kochać.

Wyjaśnienie:
1. Film który oglądali Timon i Amaranta to oczywiście najsłynniejszy film o mafi, “Ojciec chrzestny”.
2. W poprzednim odcinku Timon i Amaranta hejtowali😁😉 twórczość Robin Hobb.

Dzieci wszystkich krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz