‹So so›

14 4 1
                                    

Wyruszyłem sam na pustynię. Gorący wiatr pchał mnie w prawo, sypiąc mi setki, a pewnie nawet więcej, malutkich pyłków piasku na osłonięte oczy. Pole siłowe efektywnie je chroniło, tak samo nos, usta i całą twarz. Szum pustynnego wiatru był nie do wytrzymania, ale parłem przed siebie, co chwilę stawiając kroki w zapadającym się piachu.

Dalej, naprzód Tesse.

Jeszcze jeden krok w gorący piasek. Jeszcze kolejny. Następny.

Zacząłem myśleć nad tym, co dla innych może oznaczać moje imię

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zacząłem myśleć nad tym, co dla innych może oznaczać moje imię. Czy ono miało jakiekolwiek znaczenie dla ludności z Pobojowiska? Dla tych całkowicie ludzkich? A dla tych mających mechaniczne ręce i nogi? Jaką różnicę stanowiło dla biedniejszych, a dla bogatszych?

Niechętnie musiałem przyznać, że nikogo nie obchodziło moje imię. Równie dobrze mogłem nazywać się Kiddo Who Is Weird One, a pewnie wszystkich ich obchodziłoby tylko, że kiedyś spędziłem czas na nudzeniu się. Najpewniej wszyscy mieli moje imię w głębokim poważaniu. Białowłosa pewnie też.

Zatrzymałem się na chwilę, żeby przyjrzeć się jednej skale, spod której usłyszałem pisk. Kucnąłem i spojrzałem na jasne stworzenie.

Lisek pustynny

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Lisek pustynny. Jak dawno ich nie widziałem w naturalnym środowisku... Od dawna, od czasu, gdy jednak cokolwiek innego żyło na wymarłym pustynnym pustkowiu.

Popatrzyłem na wielkouchego lisa, a on na mnie. Schował się tutaj podczas zawieji.
-Cześć malutki. - Powiedziałem w stronę zwierzęcia, choć tak naprawdę wiedziałem, że mnie nie zrozumie. W końcu to było zwierzę, nie drugi człowiek.

Nie chciałem go wystraszyć, więc tylko chwilę popatrzyłem, nie zbliżając ręki do lisa. Gdy chciałem wstać, usłyszałem coś. Niby szept, ale pomyślałem że to zwykły szum szalejącego wiatru. Jeszcze raz spojrzałem na zwierzę, nadal skulone i patrzące na mnie.

Czy odbiegałem od zmysłów? Miałem nadzieję, że nie.

-Dobrze wiesz, że tak jest. - Usłyszałem za swoimi plecami własny głos, jakby nie dotykała go głośność wiatru. Wstałem i odwróciłwm się. Widziałem siebie, właśnie takiego, jak zawsze widywałem siebie we własnych snach, gdy obserwowałem świat marzeń z trzeciej osoby. Ja sam, ale jakoś skrzywiony, nieco nierealistyczny, zawsze inny niż w prawdziwym lustrze.

 Ja sam, ale jakoś skrzywiony, nieco nierealistyczny, zawsze inny niż w prawdziwym lustrze

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Nie byłoby mnie tutaj, gdyby wszystko było w porządku. - Odparłem sam sobie. Obaj ja popatrzyliśmy na pustynię, gdzie burza piaskowa uspokoiła się.
-Czasem się boję, że nadużywamy za dużo siebie. - Mruknąłem. - Że któregoś dnia nie będę wiedział czy jestem sobą.
-Może. - Moje odbicie przytaknęło. - Koniec końców jesteś mną, a ja jestem tobą.
-Nosimy jedno imię.
-Epsilon. - Uśmiechnęliśmy się. - Ja, starszy ty, nadal wolę być Tesseractem. Czasem też Tesse.
-Też lubię to imię. - Przyznałem szczerze. - Jednak wszyscy mówią Epsilon.
-Prawda. A jednak jesteśmy we dwóch w zgodzie.
-Wiesz, czasem zastanawiam się czy to nie jest rozdwojenie jaźni.
-Niepokojące, prawda? Raczej nie sądzę, żeby tak było. - Popatrzyliśmy jak lisek wyszedł z norki i zaczął spacerować poza nią. - To raczej zdrowa rozmowa z samym sobą.
-Właściwie racja. Rzadziej używam prawej półkuli mózgu aniżeli lewej.
-Widzisz, powinieneś, choć teraz jesteś bardziej użyteczny niż gdybyś siebie posłuchał.

Popatrzyłem na siebie, a on, a raczej ja, na siebie.
-Szczerze mówiąc, przyda ci się pomoc w czasie drogi. - Powiedział do mnie. Przymknąłem oczy.
-Nie potrzebuję.
-Mówisz tak tylko ze względu na mnie. Nie chcesz, żebyśmy obaj ją stracili, a zwłaszcza ja.
-Może i tak, ale doskonale znasz moją sytuację.
-Znam, prawda. Z drugiej strony, wolę umrzeć w jej towarzystwie. Poza tym wiesz, że pomoże nam to wszystko nieść czy zachować nam zdrowy rozsądek.
-Raczej nam go nie brakuje.
-Tak, ale przyznaj, lepiej mieć go więcej niż mamy.
-Jesteśmy tacy niekompetentni. - Zachichotałem. Mój głos mi zawtórował. - Jakim cudem jeszcze się trzymasz?
-Takim samym jak i ty. - Uśmiechnął się i popatrzył na lisa. - Wyjdźmy na tą pustynię obaj, nie tylko ty sam.
-Nie będę sam. - Odparłem.
-Nie będę sam. Będę z Iris.
-Będę z Białowłosą.

Chwilę obaj milczeliśmy, aż w końcu moje odbicie zachichotało.
-Chyba musisz częściej ze sobą rozmawiać. - Mój głos z radością odbił się po otaczających nas skałach i zanikał w piasku.
-Tak, też tak myślę. - Uśmiechnąłem się patrząc, jak wielkouchy lisek biegnie w dal przed nami po gorącym, suchym piasku pustyni.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
‹ M U T Y Z M › (zawieszony)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz