Rozdział 41

131 20 16
                                    

Rzeczą, której Eris nienawidziła jeszcze bardziej niż sromotne porażki czy irytujący półbogowie (tacy jak Leo Valdez, Percy Jackson czy Annabeth Chase) były duże, czarne skrzydła, wachlujące jej tuż koło twarzy i smyrające w twarz pióra. To zdecydowanie doprowadzało ją do szału.

- Możesz się posunąć? - warknęła. - Nie jesteś sam!

- Teoretycznie, to jestem - odparł spokojnie Ikelos. - Jestem singlem.

Eris zwróciła się do Morosa.

- Możemy go stąd wyrzucić? Może nikt nie zauważy - powiedziała błagalnie.

Ale Moros pokręcił głową.

I tak już wystarczyło, że ich atak na uczestników specjalnej misji się nie powiódł. Najwyraźniej zorientowali się wcześniej i uciekli. Oczywiście, rozwścieczyło to Nyks. Najpierw urządziła im długi wykład o tym, jacy są beznadziejni i nieodpowiedzialni. Na koniec kazała każdemu z osobna zdać relację z całej akcji, najlepiej szczegółową.

Ikelos oparł się o ścianę i westchnął.

- Wasza mamuśka jest trochę zła.

- Cholera, Sherlocku - mruknęła Eris.

Bóg snów uniósł brew.

- Co teraz z wami będzie? Dostaniecie szlaban na komputer?

- Przypominam, że ty też brałeś udział w akcji - oświadczyła Eris. - I też masz przechlapane.

- Tak, ale wy bardziej.

Moros wsunął ręce do kieszeni płaszcza.

- Cóż, zdrada Liama trochę nas podkopała.

Eris poruszyła się niespokojnie, słysząc imię ich dawnego sojusznika. Nadal nie lubiła poruszać tego tematu. Nietrudno było odgadnąć, że prawdopodobnie miała do niego słabość i nadal robiła sobie wyrzuty, że nie zdołała go powstrzymać przed tym poświęceniem.

Jednak zaraz potem zmarszczyła brwi i przybrała chłodny wyraz twarzy.

- Taak... Dlatego lepiej, żeby nikt więcej nie wbił nam noża w plecy.

I zerknęła na Ikelosa.

W srebrnych oczach Fobetora po raz pierwszy pojawiło się zdziwienie i poirytowanie zamiast łobuzerskiego błysku.

- Wy nadal mi nie ufa...

Nie dokończył, bo w tym momencie drzwi przed nimi otworzyły się i wyszedł niewysoki starzec w ciemnej szacie. Jego włosy były siwe i nieco przerzadzone, ale postawione na żelu jak u współczesnych nastolatków. Broda opadała mu aż do pasa. W jednej ręce trzymał komiczną maskę, a w drugiej - laskę błazna.

Innymi słowy - był to Momos, mniej popularny bóg kpin i sarkazmu, który dawno temu został wygnany z Olimpu za nieustanne wyśmiewanie i krytykowanie innych bogów.

Tym razem jednak nie było mu do śmiechu. Minę miał przygnębioną, a brwi mocno zmarszczone. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, Eris spytała:

- I jak było?

Ale Momos tylko machnął ręką w odpowiedzi.

- Cudownie. Jest bardzo miła i w ogóle się nie gniewa, wiecie?

Po czym wyszedł.

Ikelos zagwizdał.

- No, to teraz moja kolej.

I wszedł do komnaty Nyks. Bez jego rozłożonych maksymalnie skrzydeł zrobiło się więcej miejsca, więc Eris odetchnęła.

Moros poprawił swój płaszcz.

❝Wakacje herosów❞ | Dwoje wybranych | tom 2 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz