Rozdział 47

125 20 3
                                    

Will bardzo chciał powiedzieć, że jego obawy były kompletnie nie na miejscu. 

Ale nie. Nie mógł.

Najpierw ukradli samochód, co poszło im zaskakująco łatwo. Przez większą część marszu Luis nie odzyskał świadomości. Lea poprosiła Willa, żeby go potrzymał, kiedy ona rozglądała się za (jak to ujęła?) "dobrymi do zarąbania autami", ale mu to nie przeszkadzało. Luis nie był zbyt ciężki. 

Koszmar zaczął się dopiero później. 

Lea wepchnęła chłopaków na tylne siedzenia, tłumacząc, że tam będą mniej narażeni na ewentualne odłamki szkła lecące do oczu czy coś w tym stylu, po czym sama usiadła za kierownicą. Will zaproponował, że on może poprowadzić, ale odparła: 

- Podobno jesteś uzdrowicielem. Mógłbyś go pilnować? Będę zobowiązana. 

I odpaliła samochód. Dopiero wtedy do Willa dotarło wszystko po kolei - siedzi w aucie u dziewczyny, która jeszcze niedawno była gotowa go zabić, próbując leczyć jej nieprzytomnego kolegę. Lea Farewall mogła równie dobrze zawieźć go do wielkiej, ogromnej pułapki albo do jakiejś tajnej bazy wroga. 

Ale w sumie nie miał wyboru, musiał jej zaufać. Przed chwilą wyparowali jego przyjaciele. Był sam... no, choć w ostateczności mógł udać się do Obozu Jupiter. 

Lea tymczasem wyciągnęła nóż - ale nie ten sam, którego używała w pałacu Nyks, tylko jakiś inny - i na oczach Willa ostrze dziwacznie się wykrzywiło i powężało. Dziewczyna włożyła je do otworu na klucze jakby nigdy nic.  A potem odwróciła się do swoich pasażerów.

- Prawda, że fajne? To cacko należy właśnie do Tylera. - Zamknęła drzwi po swojej stronie. - Według niego, priorytetem jest dojechać na miejsce, unikając policji. Och, no i dobrze byłoby nie rozjechać pieszych. 

Najbardziej przerażający był fakt, że nic nie wskazywało na to, że dziewczyna żartuje. 

Po czym odpaliła auto, wyjeżdżając na ulice z taką prędkością, że nią i chłopakowi z tyłu szarpnęło, ale Lea, niezrażona, jechała dalej, co chwilę zmieniając pasy i wymijając inne jadące auta. 

- Luis też jest dobrym kierowcą - mówiła - ale za szybko się rozprasza. No, ale prawo jazdy ma. 

Spojrzała na niego przez lusterko, uśmiechając się czule pod nosem. Luis odwrócił się na bok, mamrocząc coś, czego nie bardzo dało się zrozumieć. 

- Hej, Lea - powiedział wreszcie Will. - Dwa szybkie pytania. Czy Tyler jest w miarę normalną osobą?

- Normalną, czyli jaką?

- Dobra, drugie: czy staniemy, żeby ktoś z nas mógł zwymiotować? 

- Nie mamy czasu! Okej, możemy przejść do wyjaśnień? 

Po czym zaczęła opowiadać. Jak twierdziła, ona, Luis i Tyler, a także jeden z pomniejszych bogów, Ikelos, udawali sojuszników Chaosu przez dłuższy czas. Oczywiście, zdobycie ich zaufania trochę ich kosztowało, ale jakoś dawali radę. 

- Tak naprawdę, to Ikelos jako pierwszy się w to zaplątał - mówiła Lea. - Nyks poprosiła go, żeby znalazł jakiś herosów, żeby mieć też dodatkowego asa w rękawie. Być może trafił na nas przypadkowo, ale jakoś tak wyszło, że się zgodziliśmy. 

- Jakoś tak wyszło - powtórzył Will, wyjmując batonika z ambrozją. - Dobra. Stwarzasz zagrożenie na drodze. 

- Mogą cię też ciekawić te magiczne zdolności - Lea zignorowała tę uwagę. - Chodzi o to, że obiecali nam dodatkowe zdolności, takie, no, typowe dla bogów, kiedy tylko będziemy przebywać na terenie pałacu Nyks. Ale za to nie mogliśmy używać mocy półbogów, tak jak moje nieograniczone iryfony... no, albo lodowo-śnieżne umiejętności Luisa. Po prostu zbyt by nas to wyczerpało. Tak jak...

❝Wakacje herosów❞ | Dwoje wybranych | tom 2 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz