Will Solace zauważył to zdjęcie dość późno. Może dlatego, że niezbyt skupiał się na wystroju domu.
Ale teraz był już pewien - nie było tutaj żadnych fotografii, przynajmniej nie stojących na widoku. Poza tą jedną.
Przedstawiała ona jakąś rodzinę, jednak nie było na niej Luisa. Po lewej stronie stała kobieta w błękitnej bluzce, ze związanymi z tyłu rudymi włosami przykrytymi kapeluszem. Jedną ręką obejmowała sporo wyższego od siebie blondyna o fiołkowych oczach - choć nie takich radosnych i roześmianych jak u Luisa, ale poważnych, surowych i trochę zmęczonych. No i była jeszcze dziewczyna - na oko dziewięć albo dziesięć lat, ale była bardzo ładna. Włosy, tego samego koloru co jej mama, opadały jej na ramiona. Oczy miała piwne i błyszczące, a policzki pokrywała mgiełka piegów.
Rude włosy... To przypominało Willowi jego siostrę Kaylę w Obozie Herosów. Ciekawe, jak sobie radzi (o ile wciąż żyje, jednak chłopak wolał myśleć optymistycznie). Chciał zapytać Luisa, co się stało z jego rodziną, jednak się powstrzymywał. To była prywatna, może nawet delikatna sprawa.
Ale Luis zorientował się, że Will patrzy. Byli sami w pokoju, więc westchnął.
- Nie mieszkam sam. Moja rodzina tylko tymczasowo wyjechała - wyjaśnił.
- Ach - odparł Will. - Więc... ile czasu dokładnie mamy, zanim wrócą?
Luis wzruszył ramionami.
- Niecały tydzień. Chyba jakieś pięć albo sześć dni.
Solace postanowił odejść od tematu śmiertelniczej rodziny.
- No a twoja matka? - zapytał. - To znaczy, Chione. Rozumiem, że ją kiedyś spotkałeś...
- Parę razy - potaknął Luis. - Ale ona jest... no, Chione - skrzywił się. - Stoi po stronie Chaosu i tak dalej. Zakochała się w moim tacie, kiedy był młodszy, ale nie zdradziła mu, że jest boginią. Przynajmniej nie na początku. Zrobiła to dopiero po moich narodzinach. A potem po prostu odeszła, tak jak większość nieśmiertelnych gości.
Will skinął głową. Sam był półbogiem i wychowywał się tylko z matką, Naomi Solace. Przynajmniej do czasu - bo później przeniósł się do Obozu Herosów, gdzie zdecydował się zostać całorocznym obozowiczem ze względu na swoje uzdrowicielskie umiejętności, dzięki którym mógł pomagać rannym herosom. Wspominał te lata jako jedne z najlepszych. Poznał przyrodnie rodzeństwo, mnóstwo przyjaciół, no i oczywiście Nica di Angelo, w którym się zakochał - i to z wzajemnością.
A jednak miał wrażenie, że w przypadku Luisa sprawy były o wiele bardziej skomplikowane, niż przypuszczał.
Przyglądał mu się, nie mogąc zrozumieć, co tak naprawdę siedzi w głowie tego chłopaka, który wsuwał ciastka czekoladowe (których sam Will nie zjadł wiele, były zbyt niezdrowe) jak ludzki odkurzacz i tylko od czasu do czasu otrzepywał ręce.
Wreszcie do pokoju wszedł Nico.
- Ci dwoje nadal nie wrócili? - zapytał jakby od niechcenia.
Luis przełknął ciastko tak szybko, że Will zastanawiał się, jakim cudem się nie udławił.
- Mówisz o Tylerze i Lei? Nie, jeszcze nie - odparł wesoło. - Chcesz trochę? - podsunął mu opakowanie.
Nico westchnął i potaknął. Sięgnął po ciastko.
- Hej, di Angelo! - Will złapał go w ostatniej chwili za rękę. - Wiesz, ile to ma konserwantów? Chcesz się zatruć na śmierć, żeby uniknąć zgonu w walce?
CZYTASZ
❝Wakacje herosów❞ | Dwoje wybranych | tom 2
FanfictionWakacje kojarzyły się z miło spędzonym czasem - aż do tych konkretnych. Przez pierwsze tygodnie Owen, Harper i ich przyjaciele pozwolili sobie na trochę luzu. Oczywiście, zakończyło się to tragedią. PERCY JACKSON FANFICTION