Rozdział 29

140 29 2
                                    

Ifigenia. To imię brzmiało podejrzanie znajomo.

Po prawdzie, Connor miał wrażenie, że to imię z jakiegoś mniej popularnego mitu, jednak nie mógł sobie przypomnieć jego treści.

A może po prostu nie miał ochoty na wspominanie tego. Był zajęty czymś innym.

Billie Ng wytrzeszczyła oczy na nieznajomą dziewczynę. Nietrudno było się domyślić, kim jest, patrząc na kołczan przewieszony przez jej plecy. I ten błysk w oku... Charakterystyczny dla Łowczyń.

Connor czuł, że trochę kręci mu się po tej szybkiej akcji w głowie, ale oprzytomniał, gdy Ifigenia odwróciła się i zaczęła iść.

- Zaczekaj! - zawołał. - Co to niby miało być?

Z tego, co wiedział, nimfy zairyfonowały do Łowczyń, a one oznajmiły, że czekają na osobistą wizytę. Podały też swój tymczasowy adres. Więc ta pułapka... była specjalnie? Przecież omal nie zginęli!

Ifigenia zmarszczyła brwi, jakby nie bardzo rozumiała, o co chodzi, aż wreszcie wpadła na wspaniały pomysł.

- Ach. Macie na myśli tę klatkę?

- W zasadzie to tak - wymamrotała Lavinia.

Łowczyni wbiła w nią czarne oczy, które nagle rozbłysły serdecznością, a nawet cieniem skruchy.

- Och, wybaczcie. To z rozkazu porucznika. W ostatniej chwili zatrzymałybyśmy pułapkę, gdybyście nie podołali. To był tylko drobny trening. Za darmo.

- Czy na trening nie powinno się przygotować? - wymamrotała Billie.

- Nieoczekiwany jest lepszy - odparła Łowczyni. - W końcu w realu też nie możesz wiedzieć, czego się spodziewać. A teraz za mną.

Półbogowie byli nieco zniechęceni po tym lekkim kaprysie towarzyszem Artemidy. Ale, szczerze mówiąc, może Ifigenia miała rację. Pomogło im to podnieść trochę czujność, co mogłoby się przydać, gdyby zostali nieoczekiwanie zaatakowani. Postanowili więc darować sobie skargi i ruszyli za swoją nową przewodniczką.

Baza Łowczyń początkowo nie wydawała się zbyt imponująca. Ifigenia zawiodła ich w głąb lasu, aż do niewielkiej, drewnianej chatki. Connor już przygotowywał się psychicznie na marne warunki, jednak po wejściu do środka przekonał się o swojej pomyłce.

Za drzwiami ukazało im się zupełnie puste pomieszczenie (nie licząc gromadki osób w środku) o ścianach w kolorze kwiatu wanilii. Ifigenia odeszła jednak w róg, gdzie odchyliła z podłogi sporą klapę. Pod nią ukazały się schody prowadzące do podziemi. Dziewczyna poprawiła tylko kołczan i bezceremonialnie zaczęła po nich schodzić. Półbogowie udali się jej śladem.

Jak się okazało, baza Łowczyń była o wiele bardziej luksusowa, niż się wydawało. Ściany i schody miały taki sam kolor, jak na wejściu w małej chatce. Wszędzie rozwieszono mnóstwo gadżetów, których herosi nie potrafili nawet nazwać. Idąc za Ifegnią, mijali bogato umeblowane pokoje. Tam, gdzie drzwi nie było (lub były otwarte) ukazywały się inne Łowczynie. Dyskutowały zawzięcie, urządzały przyjacielskie pojedynki na noże i jadły przekąski. Connor zerknął do jednego pomieszczenia i dostrzegł tam miskę chrupek kukurydzianych. Zaczął się zastanawiać, czy udałoby się jakiegoś zwinąć.

Ale głównie rozglądał się po reszcie urządzonych korytarzy. Ciekawe, ile kasy Łowczynie musiały na to wydać. A może nie wydały nic i załatwiły to jakoś inaczej? Po nich nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać.

- Super - powiedział w końcu Connor.

Ifigenia omal się nie uśmiechnęła.

- Tak, tak, nieźle tu jest. Ale nie rozwódź się tak. Zaraz spotkacie się z porucznikiem.

❝Wakacje herosów❞ | Dwoje wybranych | tom 2 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz