Rozdział 27

146 27 4
                                    

Najbardziej skomplikowane rzeczy zaczynają się zawsze od spraw drobnych i niepozornych. Lea Farewall przekonała się o tym na własnej skórze dawno temu.

Chciała zostać nieco dłużej z Luisem i Tylerem, ale koniec końców opuściła ich już po południu. Wszystko przez nagłą potrzebę powrotu do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło.

Czyli jej własnego domu.

Wiedziała, że o tej godzinie nikogo nie zastanie. Jej ojciec był w pracy, a starszy brat - na studiach. Na szczęście, miała ze sobą klucze. Nie zgubiła ich, jak to robiła z większością ważnych rzeczy.

Gdy tylko przekroczyła próg, zrobiło jej się nieco cieplej na sercu. Nie czuła się obco, w przeciwieństwie do tego mieszkania wynajmowanego przez dzieci Nocy. Żałowała trochę, że nie zdążyła się ze wszystkimi pożegnać - Ikelos się nie pojawił - ale cieszyła się, że może już odpocząć.

Weszła do swojego pokoju. Nie była tu chyba z miesiąc, głównie przez ciągłe podróże, ale czuła się, jakby minęły stulecia. Nic się nie zmieniło - proste umeblowanie, paleta do malowania w kącie i ściany pomalowane na przyjemną, jasnozieloną barwę. Lea przyjrzała się stojącej w kącie wysokiej szafie. Ostatnio nosiła ze sobą tylko drobny plecak, więc wielu rzeczy nie zabrała.

Dziewczyna rzuciła na łóżko swój niewielki plecak. Podczas podróży naprawdę mocno przylało, więc zarzuciła lekki sweterek. Ale teraz go ściągnęła. Usiadła na materacu, a zielone oczy powędrowały w stronę szafki nocnej, gdzie nadal stało zdjęcie w kremowej ramce.

Lea nawet pamiętała dzień, w którym je zrobiono. Miała może pięć albo sześć lat i razem z ojcem i bratem pojechała do wesołego miasteczka po raz pierwszy. Na fotografii uśmiechała się szeroko, ukazując brak dwóch przednich zębów. Oczywiście, nie farbowała jeszcze włosów. Średniej długości złote loki opadły jej na ramiona, ozdobione czerwoną opaską z kokardką.

Obiema rękami mała Lea obejmowała członków swojej rodziny. Daniel Farewall, starszy od niej cztery lata, również się uśmiechał. Ciemnobrązowe włosy miał obcięte krócej niż aktualnie (choć teraz też nie nosił ich długich), a zza szkiełek prostokątnych okularów błyszczały złotobrązowe oczy.

A po lewej stronie zdjęcia był jasnowłosy mężczyzna o zielonych oczach. Walter Farewall.

Lea zwróciła na niego szczególną uwagę. Może dlatego, że mózg ludzki automatycznie skupia się bardziej na wszystkim, co znajduje się po lewej stronie? (Tak kiedyś usłyszała, choć nie wiedziała, czy to prawda). Ale nie. Chyba chodziło o coś więcej.

No, nie chyba. Zdecydowanie.

Lea nie opowiedziała o wyborze ani tacie, ani Danielowi. Jasne, potrafili przejrzeć przez Mgłę i zdawali sobie sprawę z pochodzenia dziewczyny. Bycie herosem, walka z potworami - cóż, z tym się już pogodzili. Ale bratanie się z najpotężniejszymi wrogami bogów? To już zupełnie inny poziom niebezpieczeństw.

Lea naprawdę nie chciała ich martwić. Jej samej niezbyt się to wszystko podobało.

Jak ja się w to wplątałam? - pomyślała.

I zaczęła sobie przypominać.

Już od najmłodszych lat nie uważała się za nikogo wyjątkowego. Nie miała nawet pełnej rodziny. Jej ojciec ożenił się młodo i krótko potem na świat zawitał Daniel. Jednakże równie młoda żona Waltera Farewalla zmarła parę miesięcy po porodzie syna. Mężczyzna wychowywał więc dziecko samotnie, ale po trzech latach poznał boginię Iris.

Lea nawet nie do końca wiedziała, jak się spotkali. Ojciec nie był skłonny do zwierzeń i tylko się tajemniczo uśmiechał. Opowiadał, że Iryda była bardzo piękna i opalona, zupełnie jak Lea - choć na tym podobieństwo się kończyło. Miała długie, czarne włosy i ciemne oczy.

❝Wakacje herosów❞ | Dwoje wybranych | tom 2 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz