Rozdział 48

144 21 12
                                    

Wyjaśnienie wszystkiego zajęło dwie godziny. Dawni sojusznicy opowiedzieli wszystko ze szczegółami. 

To znaczy... Kto opowiadał, ten opowiadał. Najpierw monolog ciągnął Ikelos, ale kiedy Luis podał im ciastka czekoladowe, bóg snów całkowicie się nimi zajął, więc kontynuowała Lea. Tyler i Luis w ogóle się nie udzielali, bo byli zajęci sprzeczką. Jeden wyzywał drugiego tak szybko i zawzięcie, że nie szło nic z tego zrozumieć. 

- Wykonane przez nas morderstwa były upozorowane - zapewniła Lea. - Nikogo jeszcze nie zabiliśmy. 

- Jeszcze - podkreślił Ikelos. 

Ale to chyba były żarty. Chyba. 

- No dobra, chyba wam ufamy - powiedział Owen, po czym odwrócił się do reszty. - No nie?

- Luis dał wam ciastka czekoladowe - powiedział Ikelos - a wy się zastanawiacie, czy jest godny zaufania? 

Harper uśmiechnęła się. 

- No dobra. 

Lea sięgnęła po jedno ciastko, po czym zwróciła się do Fobetora: 

- Mam nadzieję, że siedzenie tutaj nie ściągnie na ciebie konsekwencji - rzekła. - To znaczy... czy Zeus cię nie ukarze za zbyt częste wtrącanie się w sprawy śmiertelników? 

Bóg snów roześmiał się tylko. 

- Nie tak to działa, moja droga. Olimpijczykom nie wolno pomagać herosom w misjach ani kontaktować się ze śmiertelnymi dziećmi. Jeśli chodzi o rozmowy - oczywiście, że mogę. No i jeśli bogini lub bogu spodoba się śmiertelnik... albo śmiertelniczka... cóż, związek wymaga interakcji obu osób. 

- Więc możesz tu być? - chciała upewnić się Lea.

- Jeśli jestem mile widziany - zerknął na Luisa. 

Ale Luis nie słyszał ich rozmowy, bo nadal sprzeczał się bardzo wytrwale z Tylerem. 

Harper zmrużyła oczy. 

- Mmm... czy oni... 

- Lubią się - potwierdził Owen z taką miną, jakby analizował dokładnie ich ruchy i krzyki. - Harper, zwracałaś kiedyś uwagę na gości z naszej klasy? A półbogowie to nadal ludzie, więc działają tak samo. Takie coś to największy dowód przyjaźni, jaki można sobie wymarzyć. 

- Aha! - Ikelos przełknął kolejne ciastko. - Ale Tyler nie jest do końca półbogiem. To legatariusz, potomek Akwilona. Jego... yyy, praprapraprapra...

- Sześć razy "pra" - podpowiedziała Lea. 

- Właśnie. Jego sześć razy "pra"... był półbogiem, synem właśnie tego boga. Poza nim do rodziny Clarke nie zaplątał się nikt z jakąś inną olimpijską krwią. A mimo to Tyler ma moce po przodku, w dodatku na całkiem niezłym poziomie. Legatariusze, nawet pierwszego pokolenia, rzadko dziedziczą takie umiejętności... 

Chłopcy najwyraźniej zakończyli sprzeczkę. Luis usiadł na sofie, a Tyler zajął miejsce obok niego, krzyżując ramiona na piersi. Podniósł wzrok na Ikelosa. 

- Coś mówiłeś, nie?

- Nic, nic - zapewnił Fobetor. - Ojej... ciastka zniknęły. 

- Zupełnie same - dodał Owen, wycierając czekoladę z kącików ust. 

- Jest więcej - odpowiedział Luis, a wtedy Lei, Ikelosowi, Owenowi i Harper zaświeciły się oczy. - A, właśnie, są wolne pokoje na górze. Możecie zostać tak długo, jak chcecie. 

Laurel zamrugała. "Tak długo, jak chcecie...". Luis powiedział to ot tak, dla zasady. Dziewczyna dobrze wiedziała, że nie mogą siedzieć tu tak długo. Teraz, gdy już opuścili pałac Nyks, zdała sobie sprawę, że trochę spanikowała, kiedy Owen zranił się w policzek. To znaczy... rana nadal tam była, ale już pozostawała po niej tylko cienka blizna. Jednak wtedy, stojąc twarzą w twarz z bogami gotowymi ich zabić... 

Laurel już miała się odezwać, gdy wyprzedziła ją najada Alfejosu. 

- Luis, a twoi rodzice? Czy raczej: twój ojciec albo jakaś inna rodzina? Mieszkasz sam? 

Jej intencje nie były złe, tego Laurel była pewna. Nimfa wychyliła się lekko do przodu. Proste, jasnobrązowe włosy miała związane w wysokiego kucyka. Jako że nie były zbyt długie, wyglądało to uroczo, w połączeniu z jej ogromnymi, turkusowymi oczami. 

Ale Luis drgnął, jakby wywołano go na lekcji do tablicy akurat w tym dniu, w którym się nie nauczył. 

- Mieszkam sam - powiedział tonem ucinającym dalsze dyskusje. 

- Hej - odezwała się Laurel. - Ale... jak długo tu będziemy? Chaos wkrótce zaatakuje, prawda? Jak to... będzie wyglądało?

- Bardzo... krwawo, jak sądzę - oznajmiła Diana. 

- Dziękujemy za poprawienie moralów grupy - westchnęła Harper. 

- Krwawo? - Ikelos zmarszczył brwi. - No, w sumie to tak. Hej, właśnie! Chione i Akwilon też stoją po stronie Chaosu! 

- Mamy być zachwyceni czy co? - spytał Nico.

Ikelos wzruszył ramionami, po czym zmiął opakowanie po ciastkach, po czym wyrzucił je w powietrze. Zanim zdołało spaść, zniknęło.  

- Tylko mówię. 

Najada Alfejosu założyła sobie jedną nogę na drugą. 

- No to co mamy robić? 

Może to było tylko wrażenie, ale Lei wydawało się, że Tyler się na nią patrzy. Zerknęła w jego stronę i w tym momencie zorientowała się, że rzuca jej znaczące spojrzenie. Czarne oczy mu błyszczały. Poruszył bezdźwięcznie ustami: "Później pogadamy".

Lea zmarszczyła brwi. Nie bardzo wiedziała, o co mu chodzi, ale kiwnęła dyskretnie głową. 

Will trzymał na kolanach apteczkę, którą niedawno opatrywał sobie nogę w łazience. Nadal był w ponurym humorze po jeździe z Leą i Luisem. 

- Może tak: jak dużo informacji macie?

- Cóż - odezwała się Lea, odwracając wzrok od Tylera. - Pewnie większość planów zostanie teraz zmieniona. Ale mamy Ikelosa. 

Bóg snów uśmiechnął się. 

- No jasne. Możesz na mnie liczyć. Wszyscy możecie. - Wstał. - To ja już sobie pójdę. Wrócę wieczorem, powiem co i jak i tak dalej. 

Owen podniósł rękę, jakby był na lekcji. 

- A co, jeśli oni nas teraz śledzą? Na przykład zaatakują... tak teraz? Miażdżąc ten cały dom? 

-  Wtedy umrzemy - odparł oczywistym tonem Nico. - Wszyscy. Boleśnie i okrutnie, ale wyjątkowo szybko...

- Ja nie umrę - pochwalił się Ikelos. - A teraz już na poważnie - wskazał sufit. - Nałożyłem wam specjalną, superboską ochronę. Do zobaczenia. 

Strzelił palcami dwa razy. Za pierwszym - blizna Owena na policzku zniknęła, tak samo jak rana na nodze Willa. Za drugim - sam rozpadł się w pył. 

Harper patrzyła za nim. Nie wiedziała, dlaczego, ale akurat teraz zaczęło ją zastanawiać, jak dokładnie działa moc Olimpijczyków. Dlaczego Ikelos wstał, żeby móc później się teleportować? Dlaczego nie zrobił tego na siedząco? Tak właściwie, skoro bogowie mogli przenosić się z miejsca do miejsca, dlaczego nie widziała nigdy takiego zagrania podczas walki? 

Ale najwyraźniej bogowie byli jeszcze bardziej skomplikowani od herosów. 

Gdy tylko reszta herosów udała się na górę, do pokoi, a Harper poszła z nimi, zorientowała się, że Tyler i Lea celowo zwalniają, pozostając na samym końcu. 

- Mamy sprawę do obmówienia - szepnął Tyler, a gdy rzuciła mu pytające spojrzenie, dodał: - To jeszcze nie koniec naszych przygód z pałacem Nyks, Farewall. 


_______

I jeb, 5 rozdziałów dzisiaj. 

Zakładając, że utrzymam to tempo... za dwa dni koniec książki. 

Ale... raczej nie XD 

(Niektóre sceny miałam napisane wcześniej, zaplanowane, po prostu je wkleiłam i dopisałam więcej). 

Dzięki wszystkim, którzy ciągle to czytają! Ave! 

❝Wakacje herosów❞ | Dwoje wybranych | tom 2 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz