Rozdział 36

756 45 11
                                    

W pewnym momencie walka na mąkę stała się jedynie jednym z wielu szczęśliwych wydarzeń, które miały miejsce przez następne pięć lat. Ku mojemu zadowoleniu nic nie zwiastowało na to, że zło powiększyło swoje szeregi czy co gorsza wzrosło w siłę. Pomimo tego nie mogliśmy jednak osiąść na laurach. To, że na razie sytuacja była spokojna było bardzo nietrwałe. Nie należało się pytać czy, ale kiedy walka będzie miała miejsce.

Właśnie dlatego już od jakiegoś czasu miewaliśmy pełno przeróżnych gości, którzy zdawali się być coraz bardziej zaniepokojeni obecną sytuacją. Należeli do nich przedstawiciele ludzi, elfów, krasnoludów, a nawet czarodziei.

Przez ten czas Legolas – o ile to możliwe – stał się jeszcze bardziej narwany i żywiołowy. Potrafił spędzać cały dzień na bieganiu po ogrodach, gdzie jednocześnie szkolił swoje umiejętności w łucznictwie. Nie byłam co do tego przekonana, ale musiałam zgodzić się na lekcje z tej dziedziny walki pod naporem dwóch najważniejszych osób w moim życiu.

Jeśli chodzi o mnie, ten czas nie należał do najłatwiejszych. To właśnie wtedy musiałam wykazać się jako królowa. Po napadach orków na wiele pobliskich wiosek, ktoś musiał pomóc elfom, które przez to ucierpiały. Dodatkowo przez całą obecną sytuację postanowiłam, że powinnam wznowić regularne treningi. Chciałam być bowiem przygotowana na każdą okoliczność. Nawet tę najgorszą, kiedy musiałabym walczyć za to co kocham...

- Elen! – krzyknęła cała zdyszana Celi. – Jak dobrze, że jesteś! – dodała próbując uregulować oddech.

Jakiś czas temu Thranduil oświadczył nam, że w Rivendell odbędzie się ważna narada najważniejszych osób w Śródziemiu. Nie było to więc niczym niezwykłym, kiedy został na nią zaproszony. Dlatego też parę dni temu razem z małym Legolasem wybraliśmy się do Doliny Imladris. Pomimo tego, że był to wyjazd bardziej służbowy, była to też dobra okazja, aby zobaczyć się z tamtejszą rodziną królewską.

- Nie potrafię znaleźć Legolasa! – oznajmiła spanikowana, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.

Już od pewnego czasu mały blondyn uwielbiał robić ludziom śmieszne w jego mniemaniu żarty. Mówię tutaj o wspinaczce na drzewa, gdzie nikt nie mógł go dostrzec. Z początku bardzo się o niego bałam, ponieważ Mroczna Puszcza nie była zbytnio bezpieczna, ale teraz? Reakcję ludzi na jego „żarty" uważam za pewnego rodzaju zabawną. Mojego rozbawienia nie podzielała oczywiście poddenerwowana blondynka, która wyczekująco się we mnie wpatrywała.

- Zaraz go znajdę – powiedziawszy to poklepałam ją po ramieniu, a następnie ruszyłam przed siebie. – O nic się nie martw – dodałam. – Możesz iść do bliźniaków. Zaraz przyjdziemy do ciebie razem z Legolasem. – Na moje słowa Celi popatrzyła się na mnie niepewnie, mruknęła coś pod nosem, po czym odeszła w stronę innej części ogrodów.

Ja od razu skierowałam się do miejsca, gdzie często chodziłam z blondynem na spacery. Mowa tutaj o pięknej polance z małym jeziorkiem oraz wielką wierzbą pośrodku. Kiedy dotarłam do celu od razu skierowałam się w stronę starego oraz wysokiego drzewa.

- Wiem, że tam jesteś! - rzuciłam, a uśmiech mimowolnie wpłynął na moją twarz. Nie musiałam nawet unosić głowy, aby wiedzieć, że blondyn siedzi na jednej z gałęzi.

- Dlaczego zawsze mnie znajdujesz nana?! – Moich uszu dobiegł oburzony głos małego elfa.

Spojrzałam więc w górę, gdzie dostrzegłam go z rękami założonymi na piersi. Siedział na stosunkowo niskiej dla niego gałęzi, dlatego sama szybko wspięłam się na drzewo, aby zając miejsce obok syna.

- Robisz się przewidywalny – rzuciłam wygodnie usadawiając się na gałęzi. – Mój listku – dodałam dotykając jego małego i lekko zadartego – jak mój – noska.

Thranduil i Elen - PoczątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz