II

10.1K 206 67
                                    

- I jak lekcja beze mnie? - zapytała, gdy tylko weszłam do szatni.

- Kim jest Marshall? - zmarszczyłam brwi, gdy część dziewczyn przerwała przebieranie, wpatrując się we mnie. Od razu pociągnęła mnie lekko do wyjścia - O co tu chodzi?

- Marshall jest kapitanem drużyny koszykarskiej, plus ma sporo znajomości, więc lepiej z nim uważać - mówiła szeptem.

- Wydaje się miły.

- On? Miły? - parsknęła - Chyba tylko jak chce zaciągnąć laski do łóżka. Trzymaj się od niego z daleka, zaufaj mi.

Po kilku godzinach lekcje dobiegły końca. Udałam się do szafki, żeby wyjąć z niej bluzę. Gdy tylko ją zamknęłam, na swojej twarzy poczułam coś mokrego.

- Nawet nie próbuj do niego podbijać, nie jesteś z jego ligi - głos szybko połączyłam z osobą. Przetarłam oczy, po czym je otworzyłam, upewniając się w dopasowaniu.

- Nawet go nie chcę - wzruszyłam ramionami.

- Nie rozumiesz co to znaczy zostaw? - odezwał się nagle za moimi plecami.

- Już nie dramatyzuj - przewróciła oczami i odeszła.

- Teraz to już na pewno nie jest w porządku. Trzymaj - podał mi paczkę chusteczek.

- Jest okej. Wypierze się i zniknie - nerwowo pocierałam koszulkę.

- Chcesz moją bluzę? - zaproponował.

- Nie, dziękuję. Mam swoją.

Nie wdając się w dłuższą dyskusję, udałam się do łazienki. Koszulkę spakowałam do plecaka, zmieniając ubranie. Założyłam kaptur, słuchawki i wyszłam ze szkoły. Przekraczając próg, zauważyłam deszcz, który powoli zaczął się nasilać. Nie zwracając uwagi na nic, kierowałam się prosto do domu. Przechodząc przez parking, zaraz przede mną, zatrzymało się auto. Niechętnie podniosłam wzrok, wstrzymując muzykę.

- Podwieźć cię? - zaproponował Marshall, uśmiechając się.

- Nie trzeba, przejdę się - ruszyłam, znacznie przyspieszając kroku.

- Mi to nie robi wielkiej różnicy, a tobie zaoszczędzi czas i nie zmokniesz - nie poddawał się. Tym razem nie odpowiedziałam, a ponownie wbiłam spojrzenie w buty. Nagle poczułam uścisk na nadgarstku - Możesz mnie nie ignorować i wsiąść do tego cholernego samochodu?

- Możesz dać mi spokój i zając się swoim życiem? - podniosłam lekko głos, wyrywając rękę. Brunet wyraźnie zaskoczył się moją reakcją - Przepraszam.

- Po prostu wskakuj - jego ton głosu stał się o wiele bardziej łagodny. Wiedziałam, że nie ma sensu walczyć, więc posłusznie wsiadłam - Gdzie mieszkasz?

Podałam mu adres, a na jego twarz wyraziła zaskoczenie.

- Dlaczego jesteś dla mnie taka niemiła?

- Madison mówi, żebym trzymała się od ciebie z daleka, twoja blondi za mną nie przepada. A ja nie mam zamiaru wychodzić codziennie ze szkoły w poplamionym ubraniem i ze złym humorem. Dlatego wolę się posłuchać wszystkich.

- Nie jestem taki zły jak wszyscy mówią, zobaczysz z resztą. A co do Marine, nią się nie przejmuj. Zwyczajnie jest zazdrosna, bo z nią zerwałem, a teraz widzi, że jest jakaś nowa, którą się zainteresowałem, to trzeba się poznęcać.

- Albo pobawić, jak w twoim wypadku - mruknęłam niewyraźnie.

- Co?

- Nie, nic - pokręciłam głową.

- Jesteśmy - zatrzymał się pod odpowiednim domem - Będę po ciebie jutro rano.

- W jakim celu? - poprawiłam torbę.

- Mieszkam niedaleko to cię podwiozę.

- Nie chcę nic od ciebie - wysiadłam z samochodu - Do zobaczenia w szkole - dałam duży nacisk na ostatnie słowo. Dopiero, gdy nacisnęłam klamkę od drzwi wejściowych, usłyszałam jak pojazd rusza. Spojrzałam tylko za siebie, po czym weszłam do środka.

NOWAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz