- Nie rozumiem - rzuciłam długopisem, odchylając głowę w tył.
- To może zróbmy sobie przerwę i za chwilę do tego wrócimy. Musisz to zdać.
- Wieem, ale to nie na mój umysł.
- Nic nowego - zażartował - A jak pomiędzy tobą a Marshall'em?
- Ostatnio wszystko kręci się wokół niego - przewróciłam oczami - Ale odpowiadając, to jest cholernie zazdrosny o każdego chłopaka z którym rozmawiam.
- Będziesz mieć z nim ciężko.
- Kto powiedział, że go chcę? - uniosłam brew w górę. Blake patrzył na mnie wyczekująco, nie odzywając się ani słowem - No dobra, może trochę. Ale nie chcę codziennie użerać się z Marine, nie wiem co może mi zrobić.
- Ona jest zdolna do wielu rzeczy. Jednak, jeżeli Marshall będzie traktował cię tak jak do tej pory to nic nie powinno ci się stać.
- Nie wiem... - mruknęłam.
- Ale ja wiem, a teraz chodź. Musimy dokończyć to co zaczęliśmy.
Po godzinie zostałam sama w pokoju. Postanowiłam nie siedzieć bezczynnie i wybrać się na spacer. Wzięłam wszystkie potrzebne rzeczy, po czym wyszłam z domu. Postanowiłam wstąpić do sklepu, gdzie kupiłam coś do picia. Błądziłam po mieście, gdy zauważyłam znajomą okolice. Podeszłam do jednego z domów, pukając.
- Dobry wieczór, pani do kogo? - drzwi otworzył mężczyzna w średnim wieku.
- Dobry wieczór, jestem przyjaciółką Marshall'a, jest może w domu?
- Niestety nie ma, pojechał gdzieś ze znajomymi - oznajmił.
- Dobrze. Przepraszam za kłopot i ja już nie przeszkadzam.
- Heej! - poczułam nagle jak ktoś mnie przytula, co wzbudziło we mnie śmiech - Marshall'a nie ma, ale może chcesz pograć ze mną?
- A zadania odrobiłeś? - skorcił go ojciec, lekko zaskoczony całą sytuacją.
- Mogę mu pomóc, jeśli pan oczywiście się zgodzi - zaproponowałam - o ile nie jest to matematyka.
- Niech będzie. Zapraszam - otworzył szerzej drzwi, bym mogła wejść - Josh, idź do pokoju, koleżanka zaraz przyjdzie.
Chłopiec posłusznie wykonał polecenie. Zostałam zaproszona do kuchni, gdzie przy stole siedziała kobieta.
- Susan, mamy gościa - przedstawił mnie. Od razu się przywitałam.
- Skąd się znacie? - zapytała z ciekawością.
- Ze szkoły. Mamy razem kilka lekcji i jakoś tak wyszło, że się zaprzyjaźniliśmy - wzruszyłam ramionami.
- Odkąd, całe szczęście, zerwał z tą całą Marine, nigdy nie przyprowadzał, a przynajmniej nie przedstawiał nam, dziewczyn. Raz mąż wiedział jak jakaś wychodzi z jego pokoju, ale nigdy później nie przyszła - słysząc te słowa poczułam się dziwnie. Miałam świadomość tego, że było to przed naszym spotkaniem, jednak myśl o tym, że zabawiał się z dziewczynami na jedną noc, wywołała u mnie dreszcze.
- Czyli mówi pani, że nie przepadała pani za Marine?
- Nikt z naszej rodziny za nią nie przepadał. Josh zamykał się w pokoju, gdy tylko przychodziła - zaśmiała się na to wspomnienie - Wciąż zaskakuje mnie to, że on tak długo z nią wytrzymał.
- Wcale mnie to nie dziwi. Nawet dla mnie jest okropna, bo zadaję się z państwa synem. Ona ma jakąś obsesję na jego punkcie - przewróciłam oczami - Co do Josh'a, naprawdę miło się z państwem rozmawia, ale ktoś chyba się niecierpliwi - uśmiechnęłam się w ich stronę, co od razu zostało odwzajemnione. Oddaliłam się od nich, by poszukać pokoju dzieciaka. Siedział już gotowy z kontrolerem w ręce.
- W co chcesz pograć? - nabrał energii, widząc mnie.
- Najpierw lekcje - przysunęłam krzesło, żeby usiąść obok.
- No dobraa - westchnął, niechętnie sięgając po książki. Było tego naprawdę niewiele, uwinęliśmy się z tym w dziesięć minut.
- I co, było tak ciężko? - zapytałam, przeglądając gry na konsoli.
- Z taką nauczycielką nie mogło pójść inaczej - słysząc te słowa, zmarszczyłam brwi.
- Jestem od ciebie o wiele starsza.
- Chodziło mi o to, że dobrze tłumaczysz - naprostował - Cieszę się, że mój brat wybrał sobie taką dziewczynę, w końcu jakaś miła.
- Cieszę się, że tak o mnie myślisz - uniosłam kąciki ust lekko w górę - To w co proponujesz zagrać?
CZYTASZ
NOWA
RomanceBrooke jest nową uczennicą w szkole. Z początku niepewna, wkrótce staje się obiektem zainteresowania kapitana drużyny koszykowej. Dziewczyna wrogo nastawiona na znajomość w końcu ulega. Na drodze do pełnego szczęścia staje jej na drodze pewna osoba...