XVII

6K 143 50
                                    

Obudziłam się już z opatrzoną nogą.

- Świetnie - powiedziałam do siebie, poprawiając pozycję. Sięgnęłam po torebkę, znajdującą się na niewielkiej szafce i wyciągnęłam z niej telefon.

Do Marshall:
Gdzie jesteś?

Po kilku chwilach do sali wszedł lekarz. Popytał, sprawdził mój stań, po czym oznajmił:

- Ma pani szczęście, jest to tylko zwichnięcie. Jednak mimo to najbliższe trzy tygodnie nie będzie mogła pani stanąć na nogę, więc konieczne będzie poruszanie się o kulach. Wymiana opatrunku i smarowanie maścią co najmniej dwa razy dziennie. W razie wypadku przepiszę pani jeszcze tabletki przeciwbólowe.

- Kiedy będę mogła wyjść? - zabrałam głos.

- Myślę, że już jutro - uśmiechnął się pokrzepiająco. Wypisał coś na kartce, którą mi podał, po czym wyszedł. Od razu jego miejsce zajął brunet.

- Hej - zaczął niepewnie - jak się czujesz?

- O niebo lepiej niż wcześniej. Mogłabym cię prosić o wodę?

- Jasne, już idę - wstał, całując mój policzek. Gdy wrócił, towarzyszyli mu mój brat i tata. Chłopak podał mi to o co prosiłam, siadając na skraju łóżka. 

- Odkręcisz? - wyciągnęłam butelkę w jego stronę. Bez słowa wykonał moją prośbę. Podziękowałam, po czym wzięłam łyk.

- Lekarz mówił już kiedy możesz wyjść? - odezwał się ojciec.

- Jutro - spojrzałam na niego. Po chwili poczułam jak Marshall łapie za moją dłoń.

- Będę pisał do dyrektora w tej sprawie. To zaszło za daleko - w jego głosie wyczuwalne było zdenerwowanie.

- Nie musi pan - mówił ze spokojem - trener od razu się nią zajął i raczej wątpię, żeby takie akcje uszły płazem.

- Tato, zostawicie nas na chwilę samych? - dwójka po chwili zniknęłam już za drzwiami - Przytul mnie - powiedziałam cicho. Nie musiałam długo czekać na jego reakcję. Ostrożnie zamknął mnie w swoich ramionach.

- Przepraszam - szepnął mi prosto do ucha.

- Ale za co? - oderwałam się, kładąc rękę na jego policzku.

- Powinienem od razu zareagować jak zobaczyłem ją blisko ciebie. To moja wina.

- To absolutnie nie jest twoja wina, to ona zrobiła mi krzywdę. Tobie jestem cholernie wdzięczna z ratunek - uniosłam lekko kącik ust.

- Kocham cię słońce - musnął moje usta.

- Ja ciebie też - ponownie go przytuliłam.

- Będę ci pomagał jak tylko będę w stanie, przysięgam - z powrotem usiadł, nie puszczając mojej kończyny.

- Poradzę sobie - zaśmiałam się.

- Ze mną na pewno  - odwzajemnił mój gest - Cholera, masz chusteczki?

- Tak, a o co chodzi?

Szybko wziął moją torebkę, wyciągając opakowanie.

- Weź jedną, przyłóż do nosa, głowa w dół, a ja idę po lekarza - mówił szybko, ale wyraźnie. Byłam zdezorientowana. Dotknęłam palcem miejsca pod nosem. Jak się okazało z jednego z nozdrzy powoli sączyła się krew.

- To może być przez osłabienie organizmu - stwierdził mężczyzna - To nic szczególnego. Jeśli po wyjściu będzie się to powtarzać znacznie częściej, wtedy zrobimy dodatkowe badania. Ma pani wspaniałego narzeczonego, że tak się o panią martwi - mówił, wychodząc.

- Narzeczonego? - spojrzałam na chłopaka, unosząc brwi.

-Oj weź, jakoś  musiałem uzyskać informacje o twoim stanie zdrowia - tłumaczył się.

- Już nieważne - uśmiechnęłam się - zawołasz tu ojca i Chrisa? Chciałabym z nimi porozmawiać.

- Dla ciebie wszystko - cmoknął mnie w czoło, po czym opuścił pomieszczenie.

NOWAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz