XXI

5.2K 122 28
                                    

Po kilku tygodniach wszystko wróciło do normy, a przynajmniej tak mi się wydawało. Gdy byłam już gotowa, zgarnęłam z blatu kuchni pieniądze, po czym wyszłam. Podjazd był pusty, więc postanowiłam zadzwonić do Marshall'a. Niestety bez odpowiedzi. Było dość późno, dlatego starałam się iść w miarę szybko.

- Hej, nie powinnaś się tak nadwyrężać, wsiadaj - zatrzymał się obok mnie samochód.

- Dzięki, ratujesz mi życie - uśmiechnęłam się.

- Zawsze do usług - odwzajemnił mój gest - Skoczymy jeszcze do maka po coś do jedzenia?

- Nie jest na to za późno? Za dwadzieścia minut zaczynają się zajęcia.

- Spokojnie, zdążymy.

Pięć minut przed dzwonkiem byliśmy już na miejscu.

- Patrick, naprawdę nie wiem jak ci dziękować - mówiłam, kierując się w stronę budynku.

- Nie masz za co, a teraz leć na lekcję, bo się spóźnisz.

Powędrowałam przed salę, gdzie czekała na mnie blondynka.

- Co ty tak późno?

- Byłabym jeszcze później, ale Patrick mnie podwiózł i byliśmy jeszcze po coś do jedzenia - tłumaczyłam.

- A Marshall?

- Nie wiem, nie było go, nie odbiera telefonów.

Dwie godziny później, już całą trójka udaliśmy się na jadalnie. Po wejściu, od razu zauważyłam Marshall'a.

- Poczekajcie, zaraz do was dołączę - oznajmiłam, podchodząc do chłopaka - Cześć skarbie, co się dziś stało? - nachyliłam się, by dać mu buziaka, jednak ten się odsunął. Cała drużyna spojrzała na nas ze zdziwieniem - Możemy pogadać?

- Nie, dzięki - odrzekł, wciąż nie przenosząc na mnie wzroku. 

- Nie wiem o co chodzi, ale nie podoba mi się to - przełożyłam jedną nogę przez ławkę, po czym usiadłam.

- Możesz dać mi spokój? Próbuję jeść - warknął.

- Stary, co ty odwalasz? - głos przejął Colson.

- Nie twój zakichany interes. Zajmij się swoimi sprawami.

- Ale za to mój interes - starałam się podejść do tego na spokojnie, chwytając jego podbródek tak, żeby w końcu na mnie spojrzał.

- A ty to się w ogóle odpierdol - powiedział mi to prosto w oczy.

- C-co? - uniosłam brwi, nie dowierzając własnym uszom. Poczułam dziwne ukłucie w środku, jednak robiłam wszystko, by z moich oczu nie wydostała się ani jedna łza.

- Wielce pani. Serio myślisz, że będąc nową możesz wszystko? - parsknął - Tak naprawdę, gdyby nie ja, mogłabyś niewiele.

- A co z tym, że nigdy mnie nie zostawisz? - starałam się mówić tak wyraźnie jak potrafiłam.

- Powiedziałem tak, bo tak po prostu było mi wygodnie. A co dostałem w zamian? Budzenie nad ranem, z powodu twojego wyolbrzymiania.

- Miałam jebane ataki paniki, debilu - wstałam, krzycząc - Przez ciebie i twoją popierzoną byłą - po tych słowach po prostu wyszłam z pomieszczenia. Usiadłam na podłodze i zanosząc się płaczem.

- Już okej, jesteśmy tutaj. Już jest dobrze - usłyszałam opanowany głos Blake'a, który mnie objął.

- Jebany debil, ja przysięgam, że kiedyś to mu zrobię krzywdę - zaśmiałam się na to zdanie.

- Madison, prędzej to on cię połamie - skomentował brunet.

- Ale ja naprawdę mu nic złego nie zrobiłam - uniosłam lekko głowę.

- My ci wierzymy. Tylko jak widać z nim coś jest nie tak.

Kilka chwil później cała drużyna również wyszła z jadalni. Wszyscy, oprócz szatyna, zwrócili na mnie uwagę.

- Hej, pomóc wam w czymś? - podszedł do nas Jared.

- Nie trzeba, poradzimy sobie - odpowiedziałam, cały czas patrząc na chłopaków.

- Na pewno? Bo jak coś to mogę cię odwieźć czy coś.

- Naprawdę, wszystko jest okej - chwyciłam rękę Madison, spostrzegając jak Marine podchodzi do Marshall'a - Spławił ją... - powiedziałam cicho, widząc jak po kilku jego słowach i krótkim geście ręki, odchodzi od niego zdenerwowana. Od razu wszyscy zwrócili wzrok w tamtą stronę.

- A wy co się tak patrzycie? Ojej, księżniczce znów się coś dzieje? Dzwonić po karetkę czy od razu na oddział psychiatryczny? - odezwała się, przechodząc obok.

- Lepiej się nie odzywaj - koszykarz wstał, robiąc dwa kroki w jej stronę - No chyba, że chcesz, żeby cała szkoła dowiedziała się o twoim małym sekreciku - w tym momencie jej uśmiech momentalnie zszedł z twarzy - Tak, Marshall mi powiedział, a za chwilę może dowiedzieć się cała drużyna - zaśmiał się, na co ona od razu od nas odeszła - Jak coś to masz u mnie wsparcie - powiedział na odchodne.

- Blake? - mówiłam cicho - odwieziesz mnie do domu?

NOWAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz