XVIII

5.7K 135 18
                                    

- Daj mi je - westchnął, widząc jak się męczę. Wziął ode mnie kulę, bym mogła swobodnie wsiąść do samochodu - Ty moja kochana kaleko - zaśmiał się, ruszając. Zatrzymaliśmy się pod nieznajomym mi domem.

- Gdzieś ty mnie przywiózł?

- Poczekaj tu chwilę - poprosił.

- Nigdzie się nie wybieram - zsunęłam się lekko na fotelu. Wysiadł, po chwili w drzwiach zobaczyłam kobietę. Wszedł do środka, a po blisko dwudziestu minutach wrócił. Torbę, którą trzymał w ręku, rzucił na tylne siedzenie - Dom Patrick'a?

- Ładna dedukcja - pogratulował - To co teraz powiesz na obiecanego maka?

- Jestem na tak! - uśmiechnęłam się szeroko. Po zjedzeniu, odwiózł mnie pod mieszkanie.

- Dasz radę wysiąść? - zapytał, gdy otwierałam drzwi.

- Generalnie jakbyś mi podał kule było by łatwiej - skomentowałam.

- A, tak, wybacz - obszedł pojazd podając mi to o co prosiłam. Wyczołgałam się, stając. Odprowadził mnie, otwierając mi drzwi. Wszedł za mną do środka.

- Byłeś w aptece? - spytałam, widząc ojca.

- Wszystkie leki masz w pokoju, dokupiłem ci tam jeszcze wodę.

- Dziękuję - skinęłam głową, kierując się w stronę schodów.

- Wejdziesz sama czy mam ci pomóc? - usłyszałam nad uchem.

- Wejdę - powiedziałam stanowczo, mimo że w środku czułam lekki niepokój. Chłopak chyba to wyczuł, gdyż chwycił mnie, zanosząc do pokoju. Położył mnie na łóżku, kule odkładając obok. Sięgnął do reklamówki obok mojego łóżka, wyciągając z niej żel i bandaż - Odłóż to. Nie potrzebuję twojej specjalnej troski, dam sobie radę.

- Księżniczka się oburzyła? - zażartował.

- Nie nazywaj mnie tak. Księżniczką to jest ta twoja blond zdzira - warknęłam, wyrywając mu oba przedmioty z rąk.

- Dlaczego się tam zachowujesz?

- Nie chcę, żeby ktoś się nade mną litował. Jestem już duża, nie potrzebuję pomocy we wszystkim.

- Chcę ci ułatwić życie, żebyś nie musiała się męczyć. Naprawdę, chcę dla ciebie jak najlepiej, ale jeśli chcesz to sobie pójdę.

- Przepraszam - opuściłam głowę - po prostu... nie wiem. Nie jestem chyba przyzwyczajona do czegoś takiego.

- To musisz zacząć - ostrożnie położył się obok mnie - A co z kąpielami?

- Spokojnie. Mam wannę, więc jakoś sobie poradzę.

- A co z rozbieraniem czy wychodzeniem?

- Skarbie - spojrzałam na niego ze śmiechem - ja nie jestem sparaliżowana tylko skręciłam kostkę.

- Ale wiesz, że jak coś to ja zawsze chętny do pomocy? - położył dłoń na moich biodrach.

- Domyślam się.

- Hej, można? - do pomieszczenia wszedł Christian.

- Co jest młody? - odezwał się brunet.

- Mam czekoladę - podszedł, podając mi słodycz.

- Dzięki, kochany jesteś - od razu ją otworzyłam - chcesz kawałek?

Dzieciak przytaknął. Wziął kostkę, po czym wyszedł. Kolejnym fragmentem poczęstowałam Marshall'a.

- Ale to miało być chyba dla ciebie na osłodę - przysunął się bliżej mnie, przytulając.

- Nie zjem całej.

Gdy z czekolady został jedynie papierek, wyrzuciłam go do kosza.

- Masz ochotę coś obejrzeć? - przyniósł laptopa, odpalając go. Wpisałam hasło, po czym zaczął szukać jakiegoś dobrego tytułu.

- Jestem trochę zmęczona - mruknęłam.

- Okej, czyli bez filmu. Idziemy spać? - odłożył urządzenie.

- Muszę się iść umyć - zaczęłam wstawać.

- Pomóc? - spojrzał z nadzieją, ale jednak usłyszał odmowę. Wzięłam ubrania, kierując się w stronę łazienki. Zdjęłam bandaż, a następnie z lekkim trudem wykonałam całą moją rutynę. Gdy wróciłam do pokoju, Marshall już czekał przygotowany. Położyłam się na łóżku - Dawaj tą nogę  - ostrożnie chwycił za kończynę. Wsmarował dokładnie maść, po czym precyzyjnie zawinął opatrunek.

- Mam chłopaka ratownika - zaśmiałam się.

- Dla ciebie wszystko - nachylił się, aby złączyć nasze usta.

NOWAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz