IV

8.7K 168 35
                                    

Od Numer Nieznany: 
Możemy pogadać? Proszę

- Dziwne - stwierdziła szatynka - on prosi?

- Odpowiesz? - Blake patrzył to na mnie to na telefon.

- Nie mam najmniejszej ochoty z nim rozmawiać. Nie wyciągnie mnie na żadną imprezę, poza tym ojciec się nawet nie zgodzi.

- Ja już go przekonam - od razu odwróciłam się w stronę dźwięku.

- Nie masz do czego. Mówiłam ci już, że nigdzie nie idę.

- To tylko mała impreza. Jak ci się nie spodoba to cię odwiozę. Możesz nawet wziąć tamtą dwójkę.

Zerknęłam na znajomych, którzy sami byli zmieszani tą sytuacją.

- Przemyślę, a teraz daj mi spokój - odszedł z uśmiechem na twarzy.

- Manipuluje tobą - usłyszałam od razu.

- Więc nie mam wyboru, idziemy na imprezę - westchnęłam niechętnie.

- My? - zapytała zaskoczona.

- Powiedział, że mogę was wziąć, a nie chcę być tam sama.

Lekcje minęły dość spokojnie. Ku mojemu zaskoczeniu bez zbędnych incydentów.

- Chodź, jedziemy - podszedł do mnie, gdy zauważył mnie przy wyjściu.

- Czy ty nie kończyłeś przypadkiem godzinę temu? - zdziwiła mnie jego obecność.

- Owszem, ale obiecałem twojemu ojcu, że zabiorę cię gdzieś na obiad - próbował przejąć ode mnie torbę, ale ja tylko mocniej zacisnęłam ją w dłoni.

- Nie potrzebuję twojej specjalnej troski. Wrócę pieszo i kupię sobie coś po drodze.

- Mówiłem już, że nie jestem gołosłowny, więc idziesz ze mną.

Rozejrzałam się w około, po chwili zaczynając biec w stronę domu. Niestety, jak to na koszykarza przystało, był szybszy ode mnie. Podniósł mnie, przerzucając przez ramię. Zaczęłam się nerwowo kręcić, próbując się wydostać.

- Ze mną nie wygrasz - powiedział dość cicho. Postawił mnie zaraz przy drzwiach samochodu. Wsiadłam, czekając na dalszy ciąg sytuacji - McDonald's?

- Niech będzie - westchnęłam. Podjechaliśmy pod okienko, gdzie złożyliśmy zamówienie. Marshall podał mi moją część, a następnie zaparkował, żebyśmy mogli zjeść. 

- To jak z tą imprezą?

- Będę - wzruszyłam ramionami.

- No, i taka odpowiedź mnie satysfakcjonuje. Pół godziny później odwiózł mnie pod dom. Pożegnaliśmy się. Przekraczając próg, od razu zostałam zasypana pytaniami.

- Nie będę nikomu wchodzić w drogę. Poza tym, nie chcę być z kimś kto ma taką reputację. Potem tylko czekać aż okaże się, że jestem jego kolejną zabawką - podsumowałam moją blisko pięciominutową wypowiedź.

- Rozmawiałem z nim. Wydaje się naprawdę porządnym człowiekiem. A nawet mam wrażenie, że troszczy się o ciebie - na ostatnie zdanie wybuchłam śmiechem - Ludzie mówią różne rzeczy. Nie oznacza to, że wszystko od razu musi być nieprawdą, ale może po prostu nie znają jego drugiej strony.

- Nie wiem tato. Nie podoba mi się to. Może Blake ma rację i on chce sobie mnie owinąć wokół palca.

- Jeśli ten ktoś zrobi ci krzywdę to gorzko tego pożałuje! - do salonu wszedł Christian.

- Jest kapitanem drużyny koszykowej, braciszku. Nie jestem pewna kto gorzej by skończył - zaśmiałam się, czochrając go po włosach.

- Przemyśl to co ci powiedziałem - napomknął ojciec - Masz wszystko na sobotę?

- Coś się znajdzie. A teraz wybaczcie, idę do pokoju - wstałam z kanapy. Po zamknięciu za sobą drzwi, rzuciłam się na łóżko.

Gdy było już późno wzięłam szybką kąpiel. Otuliłam się kołdrą, nagle słysząc dźwięk powiadomienia.

Od Marshall:
Dobranoc, Nowa

NOWAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz