-15-Bezsilność -

263 14 2
                                    

Mówią, że człowiek nigdy nie powinien dopuścić do stanu własnej bezsilności..
Gówno prawda! Byłem tego namacalnym dowodem.

Jadąc z Luka w stronę lotniska, całym sobą wypatrywałem samochodu, który miał wieść Sofii. Każdy zakręt, powodował przyspieszone bicie serca, że za chwilę miniemy się z nimi.. Z tego wszystkiego zapomniałem wziąść z szafki telefonu.

Im bliżej lotniska, tym bardziej byłem przygnębiony. Nie minęliśmy po drodze, TEGO samochodu.

Kiedy podjechaliśmy na parking, wejście na lotnisko było obstawione przez policję. Zerknęliśmy na siebie z Luka i stwierdziliśmy, że lepiej się tam nie pokazywać. Nie chcieliśmy niewygodnych pytań.

Luka wycofał auto i pojechaliśmy z powrotem. Byłem załamany. Nie wiedziałem gdzie jest Sofii, ani dlaczego Maks się nie odezwał.
Na domiar złego zaczęło padać.

Mój kolega, podobnie jak ja nie był skóry do rozmowy. Chyba też nie mógł pojąć co poszło nie tak. Wszystkie akcje, jakie przeprowadzali chłopaki były niezawodne. Nie pozwolili sobie nigdy na żaden błąd. Wiedząc, że może kosztować ich to własne życie.

- Zatrzymaj się - powiedziałem do Luki- muszę zapalić. Byliśmy jakieś pięć minut drogi od domku doktorka.

-Przecież rzuciłeś - Luka zerknął w moja stronę, ale kiedy zobaczył wściekłość malującą się na mojej twarzy, zjechał na pobocze.

Wyskoczyłem z auta i zapaliłem fajkę. Mocno wciągnąłem dym w płuca, jakbym chciał w ten sposób pozbyć się ciężaru, który cały czas odczuwałem. Luka siedział w samochodzie, chyba rozumiał że potrzebuję chwili samotności.

- Kurwa- zaklnąłem pod nosem, kopiąc kamień leżący na ziemi.

Nie wiedziałem co dalej robić. Gdzie jej szukać? Jeszcze na domiar złego ten cholerny telefon został u doktorka! Szlag by to trafił!!

Wciągłem ostatniego dymka, gdy dobiegł do mnie dźwięk telefonu Łuka. Szybko podszedłem do samochodu. Wyraz jego twarzy zwiastował kolejne problemy. Ile Jeszce? - pomyślałem i wsiadłem. W głowie układałem plan, w którym musiałem zadzwonić do wuja. Dowiedzieć się czegokolwiek.

-Maks jest już w domku doktorka, razem z Sofii-rzucił Łuka i odpalił silnik.

- To chyba najlepsza wiadomość! - wreszcie poczułem jak moje ciało się powoli odpręża. Jednak Łuka nadal był spięty. Co tym razem? -Dlaczego jesteś taki zdenerwowany? - zapytałem patrząc na niego uważnie.

Luka spojrzał na mnie kątem oka i zacisnął mocniej ręce na kierownicy.

-Mówił, że są pewne komplikacje. Lek podali po czasie. - odpowiedział a ja poczułem jak moje serce staje- Musiał jechać pocznymi drogami. Przez strzelaninę na lotnisku wszystkie prawie drogi obsatwiła psiarnia. Nie było możliwości przejechania tamtendy z nieprzytomna kobietą...

-Chwila - wciąłem się w zdanie- Dlaczego Sofii była nie przytomna? Tylko mi kurwa nie mów, że któryś z chłopaków ja postrzelił!!

-Nie nic takiego się nie stało. Poprostu była tak zchisteryzowana, że Maks ja uśpił szmatką. - nie wierzyłem własnym uszom. Czy on kurwa zgłupiał?? - zamyśliłem się.

- Doktorek obawia się, że jeśli zdążył z odtrutką, mogą być przez to komplikacje.

Głos Luki docierał do mnie jakby z daleka. Kiedy tylko podjechaliśmy pod dom lekarza, wyparowałem z samochodu i sprintem rzuciłem się do drzwi.

Przekraczając próg pokoju, zobaczyłem wuja. Siedział blady na kanapie, patrząc nie przytomnie przed siebie. Przed nim na stoliczku stała szklanka whisky.

-Wujku- odezwałem się, podchodząc do niego.

Podniósł na mnie oczy, w których zobaczyłem łzy.

-Gdzie jest Sofii, chce ją zobaczyć!

- Mario - głos Antonia był zachrypnięty- Sofii leży w drugim pokoju. - Nie wygląda to synu dobrze. Ale musimy mieć nadzieję.

Okazało się że trucizna, która postanowiła wziąść Sofii z biegiem czasu, zaczęła powodować zgęstnienie krwi. Lekarz nie był pewien czy odtrutka dobrze się przyjmie, czy cała wsiąknie do organizmu. Poza tym, środek usypiający, choć podany tylko w minimalnej dawce osłabił jej serce. Kiedy Maks ja przywiózł miała ledwo wyczuwalne tętno.

-Nie wiemy nawet czy odtrutka prawidłowo zadziała - wuj tłumaczył dalej -Jeśli tak się stanie, organizm Sofii może, ale nie musi całkiem funkcjonować...

Nie mogłem tego wszystkiego pojąć. Wziąłem że stolika szklankę whisky i wlałem ją w siebie jednym haustem. Zacząłem się trząść, choć w domku było ciepło. Mój umysł powoli zaczął przyswajać poznane przed chwilą fakty. Nie wiadomo czy zadziała, nie wiadomo czy Sofii nie będzie roślinką.

-Gdzie jest ten człowiek, który podał jej to gowno?! - krzyknąłem. Chciałem go zabić, a przed tem chciałem by cierpiał.

-Przestań! - Antonio wstał i potrząsnął mnie za ramiona, jednocześnie zmuszając bym na niego spojrzał.

-Ten człowiek zrobił to o co go poprosiła Sofii. To nie jego wina. Zabraniam Ci się zbliżać do niego! Rozumiesz??

- Nie! To on jej wstrzyknął to gówno!! Więc tylko on ponosi pełna odpowiedzialność!

-Uspokój się chlopcze- Nerwy teraz nic nie pomogą. Musimy czekać. Nic innego nam nie zostało. To była decyzja Sofii. Wybrała mniejsze zlo

-Co ty pieprzysz Antonio! - wykrzyczałem - Jakie mniejsze zło? Ten skurwiel porwał ja, gwałcił i huj wie co jeszcze. A ty mi tu pierdolisz o mniejszym złu? Zdajesz sobie sprawę jak ona musiała być zdesperowana by wogole o czymś takim pomyśleć? Dlaczego kurwa nie odnalazłeś nas szybciej? TY wielki Denegą?!!-wrzeszczałem na niego, wykrzykując własną bezradność.

Wiedziałem, że wuj oczywiście robił wszystko co w jego mocy by jak najszybciej nas odnaleźć ale i tak to trwało za długo. Dla niej...

Antonio patrzył przed chwilę na mnie tak jakby sam do siebie miał pretensje, że tak długo trwało namierzenie Sofii. Spuścił głowę, podniósł swój kapelusz i wyszedł.

-Mario-głos lekarza wyrwał mnie z ponurych myśli - Powinieneś odpocząć, twoje żebra są połamane. Idź się połóż,odpocznij. Ja będę nad nią czuwać. Podłączyłem jej kroplówkę z lekami na wzmocnienie. Najbliższe czterdzieści osiem godzin będą decydujące.

Machlem ręka na niego i weszłem do pokoju, w którym stało łóżko szpitalne. Na łóżku, leżała Sofii. Blada, policzki miała zapadnięte. Usiadłem obok niej i chwyciłem ją delikatnie za rękę. Musiałem uważać bo w dłoni miała założony welfron. A na palcu napartek, podłączony wężykiem do monitora.

Pogłaskałem ja po twarzy. Niczym nie przypominała kobiety, którą wtedy odbierałem z lotniska. Była tak przeraźliwie chuda. Na dłoniach widoczne były żyły.

Zacisnąłem mocniej zęby , by nie rozpłakać się na głos. Patrząc na nią, zrozumiałem że już nic nie będzie takie jak przedtem. Kobieta, która leżała na tym łóżku, przez jedną pieprzoną noc zabrała mi skrawek samego siebie. A teraz zamiast mi go oddać, leżała bezwładnie...

Łzy leciały ciurkiem po moich policzkach. Przetarłem dłonią po kilkudniowym zaroście. Mocniej uścisnąłem jej rękę.

-Sofii-wyszeptałem - Musisz walczyć. Nie możesz nas tu teraz tak zostawić. Twój stryj umiera ze strachu za Tobą. Mamy robotę do wykonania...

Plotłem jakieś głupoty, tylko po to by mnie słyszała. Gdzieś oglądałem program o ludziach, którzy po przebudzeniu opowiadali o tym, że słyszeli bliskich jak do nich przemawiali.

Nie wiem w którym momencie sen wygrał walkę. Ale usnąłem, trzymając ją za rękę. Ja Mario- mężczyzna, który nie bawi się w uczucia. Mężczyzna, któremu sam seks i dobre towarzystwo, wystarczyło do wymarzonego życia... Tak... Jeszcze nie dawno tak było...

Ale nie teraz. Coś się zmieniło i sam przed sobą, bałem się przyznać do tego. Jakbym wyszedł że stanu zamrożenia, moje serce zaczęło coś czuć do innej kobiety- Niemożliwe.

Utracona nadzieja...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz