z nieba światło nie oddycha,
nie udało mu się śmiać.
odwrót, bo nie poko
nami rządzi tylko strach.zgrzyt pojawia się i znika
lutnia nocy kończy grać
znów języka nie połyka,
ciężar kłamstwa, widzę znak.nie potrafię zmusić gwiezdnych du
chowam słońce, by zaspali.
znika wolność mym nastrojom,
teraz wszystkie takie same.wytłumili wszystkie dźwięki,
wyższe światło wymazali.
nie potrafię cię okłamać,
nie potrafię się wyżalić.wybór stacji zakłamany
chmury wrogiem ludzkich granic.
myślę, że się zakochałem,
wygląd twój nie do poznania.
rzęsy klaszczą, szepcze zjawa
ostateczny wybór, zmiana.ostateczna zmiana zdania
nie chcę znów do lustra kłamać
nie ma opat
i "ratunku!",
krzyczysz w rosie załamana
nie ma słońca,
pocałunków,
kryształ wszystko mi wyjada.dziób skowroni, ząb-atrapa,
drżę i kłaniam się powoli
drżę i szybko wnet upadam
nie ma jak się świt obronić
ząb go boli, dziób odpada.
nie zastąpi go już słowik,
nie zastąpi go witanie
gwiazd, gdy dzień nastaje nowy.nie zastąpią świeczki głowy,
zaurocze
nie kochania
kiedy trzymasz pierścień w dłoni,
ja się kłaniam i upadam.
![](https://img.wattpad.com/cover/234601638-288-k259894.jpg)
CZYTASZ
poezja śmiertelna
Poésiemusiałem to wreszcie wstawić, bo by leżało tu przez wieczność. pozdrawiam.