dubler

4 0 0
                                        

im dłużej wynurza się winda z podziemia,
tym bardziej rosną torpedy na żyłkach.
im bardziej oświetlona jest scena,
tym bardziej świadoma jest tego, że oślepia.

pochodnie wieczności się zapalają
akt pierwszy
swój własny cień wciąż deptają
żołnierze iluzji, ofiary poezji.

nie stoję tu po nic, lecz to bez znaczenia.
odsłonił się wymiar, roztapia się zima.
mam klątwę na sobie od urodzenia,
lecz najważniejsza jest teraz kurtyna.

odsuwa się i ujawnia nam, głupim
te nasze codzienne koszmary.
myśleli że zapomnieliśmy,
że dla nich także zagramy.

improwizacja w adrenalinie,
a nasz pseudo spektakl już się wypiętrzył.
nadzieja ostatnia: nie może być milej,
i kaszel z trzeciego rzędu jest coraz silniejszy.

miałem być tylko dublerem,
mówić do słuchawki zmierzchu.
lecz gdy rozkazują mi wyjść na scenę
zapominam połowy tekstu.

panicznie się boję, gdy zbliża się światło,
reflektor, czy śmierć?
słowa nie gasną.
miłość czy wstręt?
ostatnie co mi przyszło do głowy,
że było widać potknięcie, niejasność,
a może widowni szczery jest śmiech?
czy duchy aktorów chcą zagrać z pogardą?

bo chcę by księżniczka na scenie,
wybrała dla siebie innego księcia.
to rzeczywistość czy przedstawienie?
czy chęć rozładowania napięcia?

podchodzi z tą różą, ma ciernie w swej dłoni,
krew leje się z palców, nie chce kwiatu oddać.
na szczęście szkarłatna ciecz dla nich obu jest słodka.
jest piękną drakulą, marzenie ją spotkać.

całują się czule, nie mogę już patrzeć.
bo z nią miłość innych mi się nie widzi.
uchwyt sztyletu oplatają palce,
i wszyscy mi wierzą, że to rekwizyt.

chcę dać prezent mojej kochanej drakuli,
zaszarżuję i wepchnę mu w pierś,
ten sztylet, którym mnie wszyscy ukłuli
chce sprawić hej szczęście; poleje się krew.

nie mogę odróżnić owacji od krzyków.
to co chcą zobaczyć kurtyna przysłoni.
nie ma miłości, gdy nie ma ryzyka
lecz nawet przy tobie nie umiem wyjść z roli.

poezja śmiertelnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz