Rozdział 1. Duma i jej nieprzewidziane skutki

868 35 5
                                    


Truso. Tętniący życiem nadbałtycki port, gdzieś na ziemiach Prusów. Jak to w ważnym ośrodku handlowym, jak w tyglu mieszały się tam wszelkie kultury i nacje. Byli tam więc Prusowie, mimo wszystko stanowiący większość w mieście. Byli też normańscy kupcy i nie tylko kupcy, a także imigranci z pobliskich ziem Słowian. Ponadto w ciągu roku do portu przybijały statki z najprzeróżniejszych krajów, przywożąc do Trusa swoje niezmierzone bogactwa, w zamian wywożąc kunsztowne, kościane wyroby. Na ulicach miasta (jeśli w tych czasach można było to nazwać ulicami) aż roiło się od straganów z wszelkim możliwym w tych stronach towarem. Na stołach skrzyły się w słońcu wystawione na sprzedaż drobiazgi, w powietrzu unosił się zapach ryb, owoców i obcych przypraw, a wśród stoisk dało się słyszeć wszelkie znane wówczas języki.

Wśród tej powodzi zapachów, dźwięków i widoków, dzierżąc wiklinowy koszyk, szła mała Pomorzanka, która urodziła się już w Trusie i nie znała innego domu. Jej brązowe niczym kora lipy włosy były uplecione w warkocz, opadający na jej już dawno wyblakłą, niebieską sukienkę. Orzechowymi oczami rozglądała się wesoło wokół. Niedługo były jej urodziny, i z tej okazji ojciec pozwolił jej kupić trochę materiału na swoją nową, wymarzoną sukienkę.

Nagle na ulicy podniósł się straszny hałas. Rumor upadającego stołu, brzęk upadających na ziemię kościanych grzebieni i krzyk zrozpaczonego kupca. Wszyscy, nie wyłączając Słowianki, przezornie zgromadzili się pod ścianami budynków.

Pięciu silnie umięśnionych, uzbrojonych Normanów właśnie demolowało stragan miejscowego grzebieniarza. Bandyci z nieukrywaną satysfakcją łamali delikatne grzebienie i deptali pozostałe po ich czynie odłamki. Ofiara bandziorów mogła tylko lamentować, załamując w bezsilności ręce. W końcu jeden z Normanów, najwyższy, wymierzył mu cios w szczękę. Grzebieniarz aż się zatoczył, zatrzymując się na ścianie najbliższego domu. Norman odwrócił się i omiótł wzrokiem zgromadzonych gapiów.

- Ty! - nagle wymierzył palec w Słowiankę. - Skałka, tak? Twój ojczulek będzie następny.

Skałka wyprężyła się i rzuciła bandycie spojrzenie tak twarde, że równie dobrze mogłoby być wykute z żelaza. - Mój ojciec nic wam nie da! - odparła po normańsku.

- Ach tak? - bandzior uśmiechnął się półgębkiem. - Ulf! Naucz tę pannicę rozumu.

Jeden ze zbirów splunął w ręce i zrobił krok w stronę dziewczyny. Ta nie czekała, aż napastnik do niej dojdzie. Puściła się pędem w dół ulicy, zostawiając za sobą chmurę kurzu. Bandyci czym prędzej pobiegli za nią.

Skałka za wszelką cenę chciała zgubić pogoń. Nie chodziło nawet o groźbę ciężkiego pobicia. W koszyku miała skórzany mieszek z pieniędzmi na materiał jej sukienki - nie mogły wpaść w ręce bandziorów. Dlatego biegła ile sił w nogach, klucząc ulicami i roztrącając ludzi na boki. Nagle wśród tłumu zobaczyła swoją starszą siostrę, Żywię. Czarnowłosą piękność, pannę na wydaniu. Skałka rzuciła koszyk zaskoczonej siostrze i pobiegła dalej. Teraz przynajmniej nie musiała myśleć o powierzonych jej pieniądzach.

Wciąż klucząc, ciągle będąc ściganą, Słowianka znalazła się na targu niewolników. Tam zanurkowała między stojące tam niewolnice. Stanęła wśrod zdezorientowanych kobiet, wypatrując pościgu. Pięciu Normanów przebiegło obok grupki niewolnic, nie zauważając ukrytej tam Skałki. Dziewczyna odczekała jeszcze chwilę zanim wyjdzie spośród niewolnic. Gdy uznała, że może bezpiecznie opuścić ukrycie, śmiało wykonała krok w przód. Nagle ktoś złapał ją mocno za ramię.

- A ty gdzie? - usłyszała pytanie po normańsku.

- Do domu. - odparła zdumiona Skałka i się odwróciła. Zobaczyła przeoraną bliznami twarz typowego zbira. Mężczyzna roześmiał się obrzydliwym, odpychającym śmiechem.

- Ty nie masz domu, głupia. - popchnął ją w stronę portu. Inne niewolnice posłusznie zaczęły iść w tym samym kierunku.

- Ale ja jestem wolna! - zaprotestowała dziewczyna. - Jestem córką kupca Otłoki i nie jestem niewolnicą, a już na pewno nie pańską.

- Ależ oczywiście. - handlarz niewolników złapał ją za ramię i brutalnie pociągnął ją w stronę portu.

Skałka krzyczała, obrzucała handlarza najgorszymi obelgami w trzech językach, próbowała się wyrwać. Nic jednak nie było w stanie uwolnić jej z żelaznego uścisku ręki Normana.

Słowianka, Smoki i Wikingowie | Jak Wytresować SmokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz