Rozdział 25. Kolejna próba

74 9 0
                                    

Leonard już znacznie pewniej krążył po pokoju, a za nim biegała wyraźnie rozbawiona Iskierka. Stuki laski i szponów zlewały się w dziwaczną, niemiarową melodię.

Stuk... puk. Stuk, stuk, puk... Reszta domowników już ledwo tolerowała te dźwięki. Owszem, kochali tego niewydarzonego, wiecznie popełniającego głupoty chłopaka. Jednak nawet ukochany człowiek potrafi czasem naprawdę grać na nerwach.

Mimo to, Leonard wytrwale ćwiczył. Uwielbiał chodzić. Zawsze rozsadzała go energia, której ujście znajdował właśnie w tym, bądź też w rozwiązywaniu jakiegoś ciekawego problemu stającego mu na drodze. Często łączył jedno z drugim, przez co na podłodze ich pokoju widoczna była jaśniejsza, wydeptana przez niego ścieżka. Czasem zastanawiał się, czy kiedyś przekopie się w ten sposób na wylot. Wyobrażał sobie wtedy, jak wymęczone deski łamią się pod nim, a on sam z wrzaskiem spada do głównej izby...

Pokręcił głową, odrzucając tę głupią myśl, a skupiając się na rzeczach ważniejszych. Wyglądało na to, że niedługo znów będzie mógł normalnie się poruszać. Rana prawie się zagoiła, ostatni raz zemdlał parę dni temu, a mroczki przed oczami pojawiały się coraz rzadziej. Laska też już nie była mu potrzebna tak bardzo jak na samym początku. W końcu będzie mógł wyjść na zewnątrz, może nawet do lasu... Tam nareszcie będzie więcej rzeczy do roboty, niż tylko okazyjna rozmowa ze Strzałą.

Uśmiechnął się na myśl o tej ciekawej dziewczynie. Aż do tej pory czuł się, jakby krążył w ciemności. Stawiał niepewne kroki, mimo ostrożności wciąż boleśnie zderzając się ze ścianą. Słyszał wokół ludzkie głosy, lecz nie był w stanie zobaczyć ich właścicieli. Kiedyś usiłował się do nich dostać. Wołał, biegł nieporadnie w ich stronę, a oni po prostu odchodzili, zajęci własną wędrówką. Próbował więc ich chwycić, nigdy nie wiedząc, czy przypadkiem nie robi im krzywdy. Zawsze jednak wymykali mu się z rąk. W ogóle wszystko wymykało mu się z rąk. Nie znosił tego uczucia.

W końcu więc dał za wygraną. Szedł dalej samotnie, nie odpowiadając na wołania innych.

Kto by pomyślał, że ta sama osoba, która czyhała na niego w ciemności, nagle mu ją rozświetli. W tym nikłym blasku wreszcie zobaczył ludzi, o wiele prawdziwszych niż ich odbijające się echem głosy.

W tym świetle znów wyciągnie przed siebie dłonie.

Chwyci.

I już nie będzie wędrował sam.

***

- Nie chciałeś iść ze Strzałą? - zapytała siostra.

Leonard westchnął, podpierając się laską przy kolejnym kroku. Znowu trochę przecenił swoje możliwości - odrobinę się pospieszył z tą wycieczką na drugą stronę wioski. Mógł poczekać jeszcze dzień. No, może dwa... Nie zamierzał jednak wracać. Było oczywiste, że nie uda mu się znów przebłagać matki.

Zatrzymał się, dając sobie chwilę na zebranie sił.

- Wiesz, tak chyba będzie lepiej. - powiedział, patrząc na Lilię. - Sama mówiłaś, że ona niezbyt za nim przepada.

- Nazwała go "zaśmierdłym skurczygadem". - przyznała dziewczynka. - A potem sprzedała mu pięknego sierpowego.

- Właśnie. - chłopak kiwnął głową. Nagle zmarszczył brwi. - "Sprzedała"? Skąd ty znasz to wyrażenie?

- Od Strzały... - zmieszała się Lilia.

- Widzisz, jeszcze ci tu siostrę demoralizuje. - odezwał się świergot nad jego uchem. - Zaraz zacznie ją uczyć tropienia smoków.

Słowianka, Smoki i Wikingowie | Jak Wytresować SmokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz