Skałka siedziała na swoim sienniku i trzymała przy skroni nóż, nieznacznie się przy tym krzywiąc. Chłód metalu tylko odrobinę łagodził pulsujący ból, pozostały po potężnym ciosie jednego z opitych wikingów. Tuż przed nią siedział gadzi ulubieniec szamanki, wpatrując się swoimi żółtymi oczami w dziewczynę.
- Tak, mały. Potwierdzam. - powiedziała Słowianka ni to do siebie, ni to do jaszczura. - Niewolnica twojej pani ma słabą głowę. I mam wrażenie, że będzie musiała się do tego przyzwyczaić.
Zielonołuski gad nieco przekrzywił łebek. Słowianka przez chwilę mrugała oczami, jakby się nad czymś zastanawiając.
- Skoro ty i ja mamy tę samą panią... - rozmyślała. - To jesteśmy czymś jakby rodzeństwem? Braterstwo rzeczy... Nie, nie obrażajmy cię. Braterstwo zwierząt domowych... Gdzie, do takiej pozycji nawet nie aspiruję. - pokręciła głową, przy czym ból się nasilił. - Nie oszukujmy się - w hierarchii stoisz ode mnie o kilka nieboskłonów wyżej. - cicho się zaśmiała. - Naprawdę mocno dostałam...
Wtedy do izby weszła szamanka we własnej osobie. Podała Skałce niewielką miseczkę z parującym płynem, którą dziewczyna z wdzięcznością przyjęła. Wypiła jej zawartość, parząc się przy tym w usta. Po kilku minutach ból zaczął znikać.
- Co więc mam robić? - zapytała niewolnica, gdy w końcu poczuła się lepiej.
Gothi w milczeniu wzięła do ręki koszyk, drugi wręczyła Skałce i wyszła na zewnątrz. Słowianka posłusznie poszła za nią. Tylko skrzydlaty pupil szamanki wzbił się w powietrze i z furkotem poleciał w bliżej nieokreślonym kierunku.
***
Pomorzanka musiała przyznać, że Gothi obchodziła się z nią niezwykle życzliwie. Razem zbierały zioła i je uprawiały, a następnie suszyły, albo przygotowywały z nich napary i wywary. Szamanka uczyła Słowiankę rozpoznawania najważniejszych ziół, techniki ich zbierania oraz zasad ich używania. Wszystko to oczywiście bez użycia ani jednego słowa, gdyż Gothi była niemową. Przynajmniej tak Skałka wywnioskowała. Poza tym szamanka traktowała Pomorzankę jak swoją własną wnuczkę, a w każdym razie członka rodziny. Razem spożywały posiłki, Gothi pozwalała niewolnicy bawić się ze swoim ulubieńcem, a nawet dawała jej czas wolny. Po pełnym przykrości i ciężkiej pracy okresie służby u Johanna był to dla Skałki dosyć zaskakujący zwyczaj. Nie znaczyło to jednak, że się z niego nie cieszyła.
Podczas jednego z takich wolnych popołudni, tuż po jej przybyciu na Berk, Pomorzanka przechadzała się po wiosce w celu poznania okolicy. Trzeba zaznaczyć, że nie było tego zbyt wiele - kilkanaście wbitych w ziemię domków marnie wypadało przy wielkości i pięknie ukochanego Trusa. Co gorsza, mieszkańcy wioski nie byli dla Skałki tak samo uprzejmi jak jej pani.
Gdy przechodziła obok jednego z domów, przed którym bawiła się trójka małych dzieci, maleńcy Normanie przyglądali się jej z wyraźnym niepokojem. Gdy Słowianka spojrzała na stojące w grupce i gapiące się na nią rogate dzieciaki, najmłodsze z nich zaczęło płakać. Jego płacz można by spokojnie porównać do syreny wzywającej zagubione we mgle statki albo głosu jelenia w czasie rykowiska. Wtedy drzwi domu otworzyły się z hukiem i stanęła w nich matka trojga rogaczy.
- Dzieci!!! Chodźcie tu do mnie! - krzyknęła z czystym przerażeniem w oczach.
Równie wystraszone dzieci czym prędzej pobiegły do matki, by schować się za jej spódnicą.
Skałka, żeby nie wszczynać niebezpiecznej dyskusji, a tym bardziej kolejnej ogólnowioskowej bijatyki, jak najszybciej oddaliła się od właśnie niechcący zastraszonego domostwa.
CZYTASZ
Słowianka, Smoki i Wikingowie | Jak Wytresować Smoka
Fiksi PenggemarA gdyby tak na Berk... nagle zjawiła się obca spoza Archipelagu? Skałka, do bólu uparta Pomorzanka z Trusa, w wyniku fatalnego zbiegu okoliczności dostaje się w niewolę. Przechodząc z rąk do rąk, w końcu trafia na ukrytą przed światem wyspę, której...